Pasja, siła i autentyczność. To wyróżnia Ewę Zakrzewską
- Wyjechałam do sanatorium, leczyć kręgosłup. W czasie posiłków chowałam się w łazience. Pod koniec pobytu nie mogłam już wytrzymać i poszłam na obiad. Wszyscy byli w totalnym szoku – co ja tu robię i dlaczego wcześniej mnie nie było - opowiada modelka Ewa Zakrzewska.
19.04.2019 | aktual.: 20.04.2019 12:27
Marianna Fijewska, Wirtualna Polska: Wielokrotnie podkreślasz, że nie zawsze byłaś taka elegancka. O dawnej Ewie mówisz "chłopczyca".
Ewa Zakrzewska, modelka plus-size: Bo jak inaczej nazwiesz 19-latkę, która ubiera się w luźne jeansy, męski t-shirt, trampki i ma wygoloną jedną połowę głowy? Taka byłam do momentu, w którym nie wyjechałam do Wielkiej Brytanii, do pracy. To był przełom.
Dlaczego?
Bo ludzie kompletnie nie zwracali uwagi na to, jak się noszę, czy mam makijaż, czy nie. W Polsce często słyszałam komentarze: „No Ewcia, ale schudnąć to ty byś mogła”. A tam nic. W dodatku w Polsce nie mogłam znaleźć odpowiednich ubrań – wszystko było za małe. Wiesz, że ja właśnie dlatego nie poszłam na studniówkę? Nie było na mnie sukienki. A tam w każdym sklepie znajdowałam piękne ubrania, w dodatku mój rozmiar wcale nie był tym największym.
Co było pierwszą kobiecą rzeczą, którą kupiłaś w Anglii?
Letni top, wycięty w talii. Później dokupiłam do niego szorty. A później się zaczęło… Wszystkie pieniądze wydawałam na ubrania. Walizy wysyłałam do Polski, bo nie byłam w stanie tego wszystkiego ze sobą zabrać. Wyjechałam jako dziewczynka, a wróciłam jako kobieta – na szpilkach, z dłuższymi włosami, umalowana.
Pewniejsza siebie?
Też. Bo nauczyłam się, że mam prawo być taka, jaka jestem. W dodatku wreszcie zakiełkowała we mnie ogromna pasja do mody – wkrótce po powrocie założyłam butik z odzieżą zagraniczną, w którym mogły się ubrać większe kobiety.
Gdy byłaś nastolatką, przejmowałaś się komentarzami na temat swojej wagi?
Bardzo. Od 13 roku życia zaczęłam mieć nadwagę. To nie była otyłość, ale nie lubiłam siebie. Rówieśnicy mnie nie dręczyli, może czasem padały jakieś mało przyjemne komentarze. Tak wpadłam w bulimię i najbardziej dręczyłam się sama. Patrzyłam w lustro i nie mogłam znieść swojego widoku, dlatego potrafiłam nic nie jeść np. przez 10 dni.
Jak to? Nikt nie zauważył?
Wyjechałam wtedy do sanatorium, leczyć kręgosłup. W czasie posiłków chowałam się w łazience. Pod koniec pobytu nie mogłam już wytrzymać i poszłam na obiad. Wszyscy byli w totalnym szoku – co ja tu robię i dlaczego wcześniej mnie nie było.
Rodzice wtedy dowiedzieli się o twoich problemach z jedzeniem?
Nie. Rodzice dowiedzieli się, że jestem bulimiczką, gdy też z powodu kręgosłupa, wylądowałam w szpitalu. Pani doktor zauważyła, że z moją samooceną coś jest nie tak. Przeprowadziła ze mną bardzo sprytny wywiad dotyczący odżywiania i wygadałam się. Powiedziałam rodzicom, a oni natychmiast załatwili mi terapeutkę, która była koszmarna. Wypytywała: "Kto cię dręczy, na pewno cię ktoś dręczy, możesz mi powiedzieć!" A problem był gdzie indziej.
A gdzie?
No właśnie w mojej samoocenie. Ja się czułam fatalnie sama ze sobą – nie dość, że gruba i brzydka, to jeszcze głupia. Bo chodziłam do prywatnej szkoły, gdzie poziom był bardzo wysoki i nie zawsze się wyrabiałam z nauką. To wszystko się kumulowało. Więc robiłam głodówki, na których chudłam np. 26 kilogramów, później opychałam się słodyczami i waga wzrastała z nawiązką. Nauczyłam się wymiotować na zawołanie. Przeczyszczałam się albo brałam nielegalny w Polsce lek, pochodną amfetaminy, która miała zminimalizować głód. Ale trwało to krótki, bo ten ostatni wynalazek na mnie nie działał.
Rodzice zauważyli, że terapia nie przynosi efektu?
Nikt nie zauważył, bo w tym wszystkim, zawsze byłam bardzo pełna energii i "hop do przodu". Sama musiałam dojrzeć do tego, że potrzebują zmiany i dobrać odpowiedniego, mądrego terapeutę. Tak się stało dopiero gdy wróciłam z Wielkiej Brytanii i zaangażowałam się w modę i modeling.
Wtedy też miałaś swoją pierwszą sesję zdjęciową. Nagą.
Tak, kolega zapytał, czy rozbiorę się do zdjęć, które chciał zamieścić w swoim portfolio. Spóźniłam się godzinę, bo miałam taki opór wewnętrzny, ale przełamałam go i ta sesja przyniosła mi wiele radości. Kolejna też była rozbierana. Później kilka sesji magazynowych i poszło…
I stałaś się jedną z pierwszych i najpopularniejszych w Polsce modelek plus-size. Jak układały się twoje kontakty z mediami?
Drażniło mnie, że modeling plus size traktowany był w Polsce jako ciekawostka, anomalia, a nie jako coś profesjonalnego. Pamiętam wywiad z dziennikarką z jednej z czołowych gazet. Zadzwoniła do mnie i na wstępie opowiedziała kawał o grubasach. Zapytała, jak mogę ten żart skomentować. Później było już tylko gorzej, każde jej pytanie sugerowało, że promuję otyłość.
A ja nie dorabiam do swojej wagi żadnej ideologii. Jestem po prostu modelką, tak samo jak Anja Rubik. Czy ona promuje bycie chudym?
Co powiedziałaś tej dziennikarce?
Po którymś pytaniu wybuchłam. Nawrzeszczałam na nią tak, jak jeszcze na nikogo. Wybuchłam też na fotografa, który pojawił się niespodziewanie na moim weselu. Siedział w kaloszach, w krzakach i robił nam zdjęcia. Na drugi dzień w jednym z tabloidów ukazał się ogromny tekst o moim ślubie, z tym że jego autorzy zrobili kiepski research. Napisali, że mój tata jest właścicielem hotelu, choć tak naprawdę był to mój wujek. Teza artykułu była mniej więcej taka: "Przystojny facet z jej męża. Poleciał na kasę, no bo dlaczego miałby z nią być?". Czytaliśmy ten tekst rano, leżąc w łóżku, po weselu.
Piękny poranek nowożeńców.
Wierz lub nie, ale mieliśmy z tego prawdziwy ubaw! Czytaliśmy i płakaliśmy ze śmiechu. W nas obojgu jest tyle dystansu, że takie rzeczy nas nie ranią.
Dobre chociaż były te zdjęcia?
Świetne! Paparazzi siedział w krzakach, ale robił fantastyczne ujęcia. Muszę się kiedyś do nich odezwać, żeby mi je wysłali.
Masz w sobie strasznie dużo luzu i dobrej energii. To musi przyciągać do ciebie mnóstwo ludzi.
Przyciąga. Dostaję wiadomości od kobiet, które piszą, że inspirują się moim podejściem do życia i ideą afirmacji własnego ciała,. Piszą też nastolatki, które niestety sobie nie radzą. Dostałam już kilka maili dotyczących tego, że myślą o samobójstwie. Jedna dziewczyna z liceum napisała, że ludzie z klasy stworzyli na Facebooku grupę, na której publikują memy z jej zdjęć. Inna napisała, zaraz po tym, jak w parku jakiś mężczyzna zwyzywał ją, a później opluł. Za to, że jest gruba.
Co im odpowiadasz?
Że terapia to nie wstyd, że powinni znaleźć dobrego psychologa i zaangażować się w sport, który da im wiele radości. Który nie będzie karą, a pasją. I żeby byli silni.
Byłaś m.in. jurorką w popularnym programie "Modelka plus-size". Wchodząc do show-biznesu, nie bałaś się, że się zmienisz? Że już nie będziesz miała tyle serca dla innych ludzi, że staniesz się mniej prawdziwa?
Nie, bo ten świat mnie nigdy nie pociągał. W show biznesie jest mnóstwo osób, które szanuję za ich pracę, ale prywatnie nie zaprzyjaźniłabym się z nimi. Są też tacy, którzy mimo wielkiej kariery zachowali pokorę, szczerość i autentyczność, jak Rafał Maślak, którego uwielbiam. Jednak tych drugich jest zdecydowanie mniej. Dlatego nie chodzę na after-party po medialnych eventach. Wolę spędzić czas z mężem, albo iść na wódkę i tatara z przyjaciółkami!
Kolejny projekt, w który się zaangażujesz będzie show-biznesowy?
O nie! To będzie coś, co zrobię na swoich zasadach. Niebawem ukaże się program transmitowany na YouTube. Będą to metamorfozy kobiet, mężczyzn i par. Ludzi, którzy są plus size i chcą coś zmienić w życiu i w swoim wyglądzie.
Te metamorfozy będą inne niż te, które oglądamy w telewizji?
Będą, bo ja chcę tych ludzi naprawdę wysłuchać, chcę poznać ich styl życia i dobrać takie ubrania, fryzury i makijaże, które będą mogły służyć im na co dzień, a nie od wielkiego święta. Chcę też wysłuchać ich historii i pomóc tak, jak będę tylko potrafiła.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl