Paweł Adamowicz kochał ludzi i to było jego największą zaletą. Był jednym z nas
Poznałam Pawła Adamowicza gdy miałam 15 lat. Szłam ulicą Długą na gdańskiej Starówce, gdzie odbywało się jedno z wielu wydarzeń tamtego lata. Prezydent Adamowicz stał wśród ludzi i rozmawiał z tłumem. Jak zawsze bez ochrony, bez obstawy.
Paweł Adamowicz był jedną z tych osób, które zawsze są otwarte na ludzi. I nie ma znaczenia, czy jego rozmówca ma 6, czy 60 lat - on zawsze znalazł temat do rozmowy. Był jednym z najbardziej ludzkich polityków, jakich w życiu widziałam. I zapłacił za to najwyższą cenę.
Pierwszy raz miałam okazję dłużej porozmawiać z prezydentem podczas gali wręczania nagród w Europejskim Centrum Solidarności w 2017 roku. To miejsce jest jednym z wielu, które powstały z jego inicjatywy, o których możemy z dumą mówić, że stały się symbolami Miasta Wolności. Tamta gala, Gdańsk - Miasto Przedsiębiorczych, również była jednym z wielu pomysłów wspieranych przez prezydenta. Stojąc na scenie wręczał nagrody dla najbardziej przedsiębiorczych osób w mieście - ale w przeciwieństwie do innych, on nie uciekł z budynku od razu po wykonaniu swoich obowiązków. Został, żeby porozmawiać, tak prywatnie. I dał się poznać jako osoba, która nie tylko była świetnym mówcą, ale i równie dobrym słuchaczem. Miałam wtedy 18 lat i byłam najmłodszą osobą spośród wszystkich nagrodzonych. Ale to nie miało znaczenia, bo prezydent wszystkich traktował, jak równych sobie.
Adamowicz był bardzo blisko związany z trójmiejskim Liceum Ogólnokształcącym nr 3, słynną "Topolówką". Nie raz w wywiadach wspominał, że jest to miejsce, do którego zawsze wracał z przyjemnością. Prezydent brał udział w otwarciu nowego boiska, był na każdej studniówce. Także mojej. Tańczył z nami, rozmawiał, śmiał się. Nie dał nam odczuć, że jest kimś lepszym. Był po prostu jednym z nas. Pamiętam, jak stał oparty o barierkę w Starym Maneżu, gdzie odbywał się bal. Stał i się uśmiechał. Bo prezydent nie udawał, on taki po prostu był.
Paweł Adamowicz kochał ludzi i to było jego największą zaletą. Akceptował każdego i wszystkich traktował na równi. Nikt nie czuł się w jego towarzystwie gorzej. Dlatego tym bardziej boli mnie tragedia, która wydarzyła się na naszych oczach. Prezydent stał przed tłumem i rozmawiał z ludźmi, swoimi ludźmi, gdy jeden z nich wyszedł z tłumu i trzykrotnie ugodził go nożem. Morderca Pawła Adamowicza zabił człowieka, który swoją otwartością zjednał setki, o ile nie tysiące ludzi. Człowieka, który zawsze wychodził do tłumu z otwartymi rękami i miłym słowem. Który ufał, kochał i szanował innych.
Prezydent Adamowicz zmarł 14 stycznia w Uniwersyteckim Centrum Medycznym w Gdańsku. Osierocił dwie córki. I miasto, które go kochało.