Paweł Małaszyński
Jego zniewalającemu uśmiechowi uległy już miliony kobiet. Ale jego serce zajęte jest przez żonę Joannę i synka Jeremiasza.
02.01.2006 | aktual.: 20.02.2006 15:37
Co tydzień wielbicielki serialu"Magda M."* zasiadają przed telewizorem i zadają sobie pytanie:"O co chodzi tej Magdzie? Dlaczego nie chce takiego romantyka i przystojniaka? Gdybym ja była na jej miejscu..." Ale nie ma szans, drogie panie. Serce Pawła Małaszyńskiego zajęte jest przez żonę Joannę i synka Jeremiasza. *
Anna Kaplińska-Struss:_ Znajomi nazywają Cię"Jeremiasz". Skąd się to wzięło?_
Paweł Małaszyński: Spodobało mi się to imię i tyle.
-_ To nie jest odpowiedź. Prorok Jeremiasz Cię tak zafascynował? Bo chyba nie na cześć pewnego mafioza tak się nazwałeś? _To jest związane z piosenką "Jeremy" Pearl Jam. Jestem szczęśliwy, że byłem świadkiem wielkiego buntu muzycznego, jakim był grunge w Seattle. Utożsamiałem się z tą falą buntu i słuchałem Alice in Chains, Pearl Jam, Nirvany, Soundgarden. Właściwie nie wiem, dlaczego używam czasu przeszłego. Nadal ich słucham. W Polsce takim fenomenem jest dla mnie Kasia Nosowska. Jak jej słucham, to sobie myślę: "Skąd ty bierzesz te teksty, dziewczyno?" Coś nieprawdopodobnego!
_- Śmierć Kurta Cobaina to był dla Ciebie koniec świata. _Pamiętam to jak dziś: 8 kwietnia 1994 rok. Mam 18 lat. Wstałem rano i mnie zmroziło. Jak skończyłem 27 lat, to pomyślałem sobie: w tym wieku odchodzili Cobain, Morrison, Joplin, Hendrix. Może to jest ostatni rok mego życia?
_- Ale nie prowadzisz chyba tak niezdrowego trybu życia jak oni? _Nie, jasne, że nie. Ale często myślę o nich. Byli młodzi, na fali. Robili to, co kochali i nagle koniec. Wybrańcy bogów umierają młodo... Oni odkrywali nowe światy, przecierali nowe szlaki. To był wyraz ich buntu. Ceną za to były stres, sława i dragi, które ich zabiły.
_- A jak wyglądał Twój bunt? _Mój bunt, jak sama nazwa wskazuje, był MOIM buntem, więc tego to ci na pewno nie powiem!
_- Czemu jesteś taki zjeżony, wściekły, nieprzystępny? _Bo widzę wokół "onych", którzy siedzą na górze i próbują o mnie decydować. Bo zaczynam widzieć, jak ten zawód wygląda od podszewki.
_- I dlatego nazywasz aktorstwo "wojną", a środowisko "bagienkiem"? _Bo tak jest. W ogóle życie to jest taka mała wojenka.
_- Teraz bardziej przypominasz przystojniaka Beckhama. Jaki byłeś w czasach fascynacji Cobainem, w Białymstoku? _No wiesz - długie włosy, glany, sznur korali na szyi, na rękach. Gdzie się da. Eskapady w Polskę. Plaża, wino, słońce, dziewczyny. I śpiew. Miło mi się na sercu robi, jak widzę na ulicy młodych ludzi w glanach, z długimi włosami.
_- Został Ci jakiś gadżet z tamtych czasów? _Skóra. Nieśmiertelna moja skóra...
_- "... która jest wyrazem Twojej osobowości i niezależności"? _Tak, dokładnie tak, jak powiedział Nicolas Cage w "Dzikości serca" Lyncha.
_- I co, jest schowana na strychu, bo jako tatuś już się ustatkowałeś? Zakładasz ją czasem? _Nie, bo już jest za mała. Czeka na syna.
_- A jak syn w wieku lat 16 założy ją i ruszy w Polskę, to co zrobisz? _Zależy, jakim będzie człowiekiem. Podejrzewam, że będę się bał, ale pewnie mu pozwolę. Zaufam mu, tak jak moi rodzice mi zaufali. Teraz bardzo to doceniam. I jako młody tata rozumiem, jak się o mnie bali.
_- Wyobrażam sobie Ciebie z tamtych czasów: długowłosy zbuntowany chłopak, słuchający undergroundowych kapel na białostockim osiedlu. Oczywiście zakładasz zespół. _Wszyscy marzyli, żeby gdzieś grać. Mieć gitarę i podrywać dziewczyny. Ja też tak chciałem, ale, kurczę, tak się złożyło, że nigdy nie nauczyłem się grać na gitarze. Mam drewniane palce. Te struny jakieś takie malutkie... Wolałem sprawdzać się jako wokalista i pisać teksty. Wszyscy wokół grali w deathmetalowych zespołach.
_- Białostocczyzna słynie z tego typu muzyki. Jak myślisz, dlaczego? _Bo zawsze jest tam zima i białe niedźwiedzie chodzą po ulicach? A poważnie mówiąc, lubiłem te mroczne psychodeliczne klimaty muzyki lat 60. One wpłynęły na mój rozwój. Zawsze rozwalały mnie muzyka i filmy. Potrafiłem siedzieć godzinami i oglądać ulubione sceny z moich ulubionych filmów: "The Doors", "Hair", "Easy Rider", "Chłopcy z ferajny", "Ojciec chrzestny". Odurzałem się tym.
_- Uciekałeś w ten świat, bo w domu, gdzie wszyscy byli wojskowymi, był rygor? _Skąd! Tata był taki sam jak ja. Też za młodu miał długie włosy, zespół bigbitowy. Nie, nie miałem nigdy w domu wojskowego rygoru.
_- Zapraszasz ojca na swoje koncerty? _Tak, słuchał moich płyt demo, ma koncert naszego zespołu Cochise na DVD.
_- Podobało mu się? _Tak, ale podchodzi do tego krytycznie: "Słuchaj, ta perkusja coś nie tego..." Podchodzi też krytycznie do moich ról. Jest obiektywny. Za to jestem mu wdzięczny.
_ - Grasz w kapeli, grasz w serialu i w teatrze. Wydałeś też tomik poezji. Istny człowiek renesansu... _Raczej romantyk. Ale to przeszłość. Teraz stoję mocno na ziemi. Kiedyś bujałem w obłokach...
_- Kiedy opadły iluzje? _Kiedy zaczęło się życie. Jakoś tak dwa lata po maturze, gdy bezskutecznie usiłowałem się dostać do szkoły aktorskiej. Zacząłem rozumieć, jak to jest, gdy się jest na utrzymaniu rodziców, gdy się nie ma własnych pieniędzy, pracuje się dorywczo gdziekolwiek, nie robi się tego, co się kocha. To wtedy zaczął mi się kształtować charakter. Pracowałem jako kelner i w biurze paszportowym. I z roku na rok robiło się mniej wesoło.
_- I wtedy przestałeś pisać wiersze? _Nie. Wiersze przestałem pisać, jak już dostałem się do szkoły aktorskiej. Nie miałem już o czym. Realizowałem się w pełni jako aktor.
_- Jaki tytuł miał Twój tomik? _"Euforia wrażliwości". Potem żałowałem, że nie nazwałem go "Retrospekcja mego szaleństwa".
_- Zacytuj ulubiony fragment. _"Młodość jest niedopitym winem poety..." Infantylne, nie? Teraz nadal piszę, ale teksty piosenek.
_- Mam wrażenie, że tęsknisz za tym życiem, gdy były "wino, dziewczyny i śpiew". _Ja to nazywam inaczej - byłem wtedy "pijany powietrzem, pijany przestrzenią". Miło to wspominam, ale teraz jest inny, równie ciekawy etap. Ja szybko się ustatkowałem, założyłem rodzinę i w ogóle cieszę się tym, co mam teraz. Oczywiście czasami z żoną wspominamy, jak to fajnie kiedyś się balangowało.
_- Szybko założyłeś rodzinę, podczas gdy mężczyźni przed trzydziestką raczej się do tego nie śpieszą. _Ja uwielbiam moją rodzinę. Teraz, kiedy mam wspaniałego syna, chcę mu pokazać cały ten świat. Taki mały człowieczek daje ci siłę.
_- Napisałeś dla niego piosenkę? _Tak. Nazywa się "Z wikliny syn". Spał w wiklinowym koszu po urodzeniu i to mnie natchnęło.
_- Wstajesz do niego w nocy? _Tak, ale z tym każdy facet chyba ma problem.
_- Lubisz przesiadywać z nim w piaskownicy? _Jasne!!! Babki lepimy.
_- Ale jak grasz w serialu, to syna chyba też rzadko widujesz? _Czasami nie widzę go przez dwa tygodnie. To boli. Jak mam dwa dni wolnego, to jadę do Białegostoku. Nie jest fajnie, kiedy Jeremi łapie mnie za nogę z płaczem, bo widzi, że już idę.
_- Jak przeżyłeś poród? _Niestety, nie było mnie przy tym.
_- Uciekłeś? _To się stało nagle. Byłem na planie Teatru Telewizji. Tata do mnie zadzwonił i poinformował, że za chwilę będę ojcem. Nie byłem przygotowany na ten termin.
_- Jak Jeremiasz oświadczy: "Tato, chcę zostać aktorem", to co mu powiesz? _Nie będę się sprzeciwiał. Powiem, że to ciężki zawód. Nie wiesz, komu możesz zaufać. Nigdy nie wiesz, czy ci kadzą, czy mówią prawdę.
_- Dlaczego Tobie się akurat udało? _Znalazłem się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Trafiłem na casting do "Białej sukienki" Michała Kwiecińskiego. Potem jakoś się potoczyło. Czy mi się udało, powiem za kilka lat.
_- W "Białej sukience" zagrałeś księdza. To nie była bliska Ci postać. _Religia to delikatny temat. Niespecjalnie chcę o tym opowiadać. Ale znam kilku świetnych księży. Na przykład brat cioteczny mojej żony.
_- Pomagał Ci w budowaniu roli? _Na początku obserwowałem znajomych księży, próbowałem ich naśladować. Ale potem powiedziałem sobie: "Chłopie, daj spokój. Zastanów się, co by było, gdybyś to ty był księdzem". Postanowiłem sam wyciągnąć wnioski z tego, jakim jestem facetem i jakim mógłbym być księdzem.
_- Jakim Ty byłbyś księdzem? _Jak Richard Chamberlaine!
_- Co dał Ci Białystok? _Wszystko. Dlatego tam wracam. Tam są kumple. Z sukcesem czy bez, zawsze mnie przyjmą tak samo. Nie straciliśmy tego fajnego feelingu. Wciąż umiemy się śmiać. Także z samych siebie.
_- Dlaczego obrączkę nosisz na łańcuszku na szyi? _Bo na palcu mi przeszkadza. Zapomniałem jej raz w teatrze i biegłem po nocy z powrotem.
_- To taki amulet? _Nie jest to amulet ochronny przed nie wiadomo czym! Nie jest to też moje brzemię, jak u Frodo we "Władcy pierścieni". Zawsze nosiłem koraliki i będę je nosił. To pozostałość po hipisiarskim życiu. Obrączkę też wieszam na koralikach.
_- Są pokusy w tym zawodzie? _Z pewnością, ale ja ich nie mam. Jak czytam, że mam romans z Joanną Brodzik, to mogę tylko parsknąć śmiechem. Mojej żonie jest przykro, ale za dobrze mnie zna, żeby przejmować się bredniami.
-_ Twoja żona, Joanna, to jedyna kobieta Twego życia? _Chodziłem z dziewczynami, ale tak na poważnie to tylko ona. Jako 19-latek wiedziałem, że będziemy razem. Mieliśmy kryzysy, spięcia i totalne miłosne odloty. Jak w każdym związku. Jesteśmy 11 lat razem. Od trzech lat w małżeństwie.
_- Małżeństwo zmienia? _Nie.
_- Chcesz się z nią zestarzeć? _Jasne!
_- Twoja żona zajmuje się tańcem. _Skończyła pedagogikę. Ale jej pasją jest taniec współczesny.
_- Chodzisz na jej spektakle? _Tak, pomagałem Joannie i jej znajomym w niuansach aktorskich. Była związana z Teatrem Tańca "Projekt" z Białegostoku pod kierunkiem Karoliny Garbacik oraz z Teatrem Tańca "Alter" z Kalisza Witolda Jurewicza. Obserwuję ich sposób pracy z ciałem i cholernie mi to imponuje. Wiem, jakie to trudne. Przykro mi, że taniec współczesny jest w Polsce słabo znany i tak zdolni ludzie nie są w stanie z tego wyżyć.
_- Żona nie jest zazdrosna o Twoją karierę? _Nie! Teraz jest trudno, bo jest świeżo upieczoną mamą, ale zaraz wróci do swojego zawodu i pasji.
_- Jaka jest recepta na kryzysy? _Uśmiech, rozmowa, żart. To jedyna metoda na przetrwanie. Wiem, że jestem facetem, który ma więcej wad niż zalet.
_- Trudno się zdobywało Asię? _Trudno i długo.
_- Jak spędzisz najbliższy weekend? _Pojadę do syna i na próbę zespołu do Białegostoku. Warszawa mnie męczy. To miasto ma coś takiego, że nie idziesz, a biegniesz. Pierwszy raz, gdy tu przyjechałem, taka wielka fala ludzi z metra mnie poniosła. Nagle zatrzymałem się. Pomyślałem: "O nie! Nie dam się tak nieść". I poszedłem pod prąd.
Rozmawiała Anna Kaplińska-Struss/ Viva!
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja,
asystentka stylisty Iga Pietrusińska, makijaż Julita Jaskółka/IsaDora, fryzury Jaga Hupało & Tomas Wolff - Hair Design, scenografia Ewa Iwańczuk i Tomek Felczyński, produkcja sesji Elżbieta Czaja.