Blisko ludziPierwsza zawodniczka w Polsce, która gra w piłkę nożną osób po amputacjach

Pierwsza zawodniczka w Polsce, która gra w piłkę nożną osób po amputacjach

Patrycja jest pierwszą zawodniczką w Polsce, która gra w amp futbol - piłkę nożną osób po amputacjach i z wadami kończyn.

Pierwsza zawodniczka w Polsce, która gra w piłkę nożną osób po amputacjach
Źródło zdjęć: © Archiwum
Aneta Wawrzyńczak

Patrycja kawał życia przechodziła w długich spodniach - nawet w 30-stopniowym upale. Swoją kobiecość odnajdywała latami. Paradoksalnie nie znalazła jej na kursie tańca, tylko na treningu piłki nożnej. Jest pierwszą zawodniczką w Polsce, która gra w amp futbol - piłkę nożną osób po amputacjach i z wadami kończyn.

Korki - żeby mieć lepszą przyczepność. Zapas wody albo napoju izotonicznego - żeby nie paść ze zmęczenia. Gumka - żeby związać długie włosy. Wreszcie czarno-żółta koszulka z reklamą sponsora i numerem na plecach. Coś jeszcze? Ach, no tak, kule. Później wystarczy tylko przed wejściem na boisko odpiąć protezę i już można grać w nogę bez nogi.

"Dzieci bywają okrutne"

Patrycja Plewka ma 30 lat, długie blond włosy, wielkie oczy. Zadbane paznokcie, świetnie dobrane ciuchy, staranny makijaż. Można powiedzieć: czego tej dziewczynie może brakować? „Tylko” tego, że urodziła się bez podudzia prawej nogi.
O dzieciństwie mówi niewiele. Tak ogólnikowo, że "dzieci bywają okrutne" i że to był "najtrudniejszy okres". Wtedy protezy się jeszcze nie wstydziła, jak poszła do liceum - już tak. Wyjaśnia: Nie pamiętam dokładnie, jakie zachowania ze strony dzieci sprawiały mi przykrość, ale coś musiało być na rzeczy, bo jak poszłam do liceum, to długo nikt nie wiedział, że chodzę w protezie. Nikt.
Właśnie wtedy Patrycja zrezygnowała z sukienek, spódniczek, szortów, bermudów, obcasów. W długich spodniach stosunkowo łatwo było ukryć ten mankament. Pewnie nieraz ktoś się zdziwił, czemu w dżinsach biega nawet latem, a na wuefie ćwiczy w długich dresach, ale zaraz wzruszył ramionami, pomyślał: widocznie tak lubi, zapomniał. Dopiero pod koniec nauki, tuż przed maturą, jej najbliżsi znajomi, przyjaciele odkrywali prawdę. To znaczy Patrycja sama ją przed nimi odkrywała, nie ostentacyjnie, tylko sytuacyjnie.

Taka anegdotka: idą gdzieś większą ekipą, Patrycja ma trochę gorszy dzień, lekko utyka. Koleżanka, która wie o protezie, pyta: Pati, coś cię boli? Zanim Pati zdąży odpowiedzieć, druga znajoma (też wie o protezie), rzuca żartem: Pewnie jej rekin nogę zjadł. Ci, którzy nie wiedzą, wpadają w śmiech, ci drudzy - w konsternację. Patrycja dołącza do tych pierwszych, śmieje się: Obyło się bez rekina, ale faktycznie, nie mam nogi.
Wtedy się zaczyna. Ale jak to? - pytają znajomi. Ano tak to. Chodzę w protezie - wzrusza ramionami Patrycja. Nie, nie pokażę, bo i po co? Nie, to mi nie przeszkadza. I tak dalej. Patrycja zauważa taką zależność: im ciszej, bardziej wstydliwie i tajemniczo o tym mówi, tym zdziwienie jest większe. A jak rzuca temat luźno, z uśmiechem i pewnością siebie, wątek właściwie się urywa.

Ratunek w sporcie

To nie znaczyło, że Patrycja była już ze sobą i swoim ciałem pogodzona. Sama o sobie mówi: jestem perfekcjonistką. Dodajmy: w każdym calu, co znaczy, że i duchem i ciałem, wszystko musi być jak pod linijkę. - Zawsze przywiązywałam dużą wagę do wyglądu, chciałam prezentować i czuć się dobrze. W którymś momencie zaczęło mi doskwierać, że jest 36 stopni na zewnątrz, a ja nie mogę sobie pozwolić na to, żeby wyjść w krótkich spodenkach czy spódnicy - mówi.
Ratuje ją sport. Jeździ konno, trenuje taniec - salsę kubańską, angolską kizombę, dominikańską bachatę (czyt. baciatę). Że jest aktywna, to dobrze i niedobrze zarazem. Dobrze, bo w sporcie uwalnia swoją duszę i ciało, pokonuje bariery wewnętrzne. Niedobrze, bo wciąż się napina, boi niepowodzenia, upadku. - Uwielbiałam jeździć konno, trenowałam rekreacyjnie przez trzy lata, ale tak się bałam, że mnie koń poniesie, że upadnę, tak się mocno napinałam, że w końcu sobie odpuściłam.

Lepiej jest na tańcach, tam jak się zdarza upadek, to nie tak bolesny. Pojawia się za to dylemat: powiedzieć, nie powiedzieć? No, o tej nodze. A jeśli tak - to komu? Instruktorowi? Partnerowi? To trzeba by powiedzieć wszystkim, bo na treningu nie tańczy się z jednym facetem, ale rotacyjnie, z każdym na sali. I jak to zrobić? Wyjść na środek z ogłoszeniem specjalnym? Podchodzić pojedynczo? Zagaić dopiero, jak się zacznie tańczyć? "Cześć, jestem Patrycja, nie mam nogi, tańczmy!".

Na początku mówi tylko instruktorowi, żeby nie krzyczał na nią z końca sali, jak z którymś krokiem nie wyrabia. - Nie chciałam, żeby myślał, że czegoś zrobić nie umiem, tylko żeby wiedział, że przez protezę w niektórych momentach może mi być trochę trudniej i muszę się po prostu przyzwyczaić - wyjaśnia. Wciąż jednak jest problem, bo tańczy się dynamicznie, nieraz ciało przy ciele, kolano przy kolanie, więc jak się ktoś w protezę Patrycji grzmotnie, to będzie bolało.

O jej "ujawnieniu się" decyduje przypadek. Patrycja już wtedy trenuje amp futbol (o czym za chwilę), ktoś z grupy tanecznej widzi jej zdjęcie w stroju i o kulach na Facebooku, na zajęciach rzuca hasło: Pati, niezły fotomontaż!. Fotomontaż? No, że bez nogi, takie zdjęcie. Patrycja nabiera powietrza w płuca. "Ale tak jest. Nie mam nogi".
Do wstrzymanych oddechów, rozbieganych albo cielęcych spojrzeń już przywykła. A zaraz faceci podnoszą larum: ojej, trzeba było powiedzieć, byśmy bardziej uważali, nie zakręcalibyśmy tobą tak normalnie! - Ale właśnie o to chodzi, żeby było normalnie! - oznajmia im Patrycja.

Wślizgi są zabronione

Klamka zapada w lutym 2014 roku. Patrycja wtedy zbiera się w sobie, dzwoni do trenera kadry narodowej w amp futbolu, czyli piłki nożnej osób po amputacjach i z wadami kończyn.
W tym sporcie zasady są prawie takie same, jak w "zwykłym" futbolu. Jest boisko, ale mniejsze (60 na 40 metrów), są dwie połowy, ale krótsze (po 25 minut), są zawodnicy w polu i bramkarz, ale mniej (sześciu plus jeden). Szanse muszą być wyrównane, więc jak ktoś nie ma nogi, ląduje w ataku, obronie albo na pozycji rozgrywającego, jak nie ma ręki - na bramce. No i kulą łokciową pomóc sobie nie można. Jeśli kula dotknie piłki, jest to traktowane tak, jakby dotknąć piłki ręką. Co jeszcze? Nie ma spalonych, bramkarz nie może wyjść z pola karnego, wślizgi są zabronione. Tyle.

Co do samej Patrycji - piłka nożna nigdy jej nie interesowała. O amp futbolu dowiedziała się przypadkiem, znajomy pokazał jej stronę na Facebooku. A że akurat wracała do siebie po zmianie protezy cztery miesiące wcześniej, chciała też wrócić do sportu. Padło właśnie na piłkę nożną. - Miałam dużą potrzebę przebywania wśród osób po amputacjach, bo nigdy wcześniej nikogo w takiej sytuacji nie spotkałam. A z drugiej strony - potrzebowałam obyć się ze swoją niedoskonałością. Na trening poszłam więc z przekonaniem, że dzięki temu uwolnię się od swoich ograniczeń, uprzedzeń w stosunku do mojego ciała - wyjaśnia Patrycja.

Jeden trening, 90 minut i już więcej chodzić nie musi. Tak sobie wtedy myślała. Na miejscu okazało się, że z półtorej godziny kopania piłki było 15 minut, reszta zeszła jej na oswajanie się. - Musiałam publicznie zdjąć protezę, to był najtrudniejszy moment - przyznaje. I za chwilę: Przyjaciółka, która poszła ze mną, w którymś momencie, jak jeszcze siedziałam na ławce i obserwowałam chłopaków, powiedziała: Patka, ty jesteś autentycznie w szoku! I rzeczywiście byłam, raz że nie mogłam wyjść z podziwu nad ich sprawnością, dwa - że widziałam tyle osób takich jak ja w takim natężeniu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że to jest też mój świat.

Patrycja zdjęła protezę, kopnęła piłkę parę razy, wróciła do domu i… - Nigdy nie zapomnę tego stanu. To była czysta euforia - mówi. I już wiedziała, że na jednym treningu się nie skończy. Zanim powstała warszawska drużyna, jeździła 100 kilometrów od Warszawy pod Płońsk. - Na pierwszym treningu wytrzymałam półtorej godziny z trzech, bo nigdy wcześniej nie chodziłam o kulach, a tam musiałam na nich biegać! Następnego dnia nie mogłam wstać z łóżka. Byłam obolała, cała posiniaczona, ale szczęśliwa - opowiada.
W tym samym czasie do prezesa stowarzyszenia Amp Futbol Polska, pod które podlega kadra narodowa, napisała inna dziewczyna z Krakowa. Chciała grać, ale się bała, bo na zdjęciach z treningów, sparingów i zgrupowań nie wypatrzyła żadnej dziewczyny. - Napisałam do niej, opisałam swoją historię, przeżycia, odczucia, wszystkie swoje strachy, niepokoje. I dostałam odpowiedź natychmiast. Gosia napisała, że tego właśnie potrzebowała - wspomina Patrycja.

Na pierwszy trening w Krakowie, gdzie Patrycja studiuje podyplomowo, poszły razem. Gosia się ośmieliła, dołączyła do drużyny krakowskiej. Z Patrycją widywały się raz w miesiącu, na zgrupowaniach kadry narodowej. - Piękne chwile, bardzo miło to wspominam. Wychodzimy na boisko dać z siebie jak najwięcej, ale eyeliner musi być. To był taki nasz kod - śmieje się Patrycja.
Stopniowo dołączały kolejne dziewczyny: w Krakowie Patrycja, w Warszawie - Kasia, później też Ania, która jako pierwsza stanęła na bramce. Tylko że tak szybko, jak się pojawiały, tak i znikały. Gosia wyjechała za granicę do pracy, Kasia musiała zrezygnować ze względów zdrowotnych. Teraz Patrycja została sama. Ale nie na długo - taką ma przynajmniej nadzieję.

Pierwsza kobieca drużyna amp futbolu na świecie

Na finał drugich wyborów Miss Polski na Wózku w sierpniu 2014 przychodzi w spódnicy przed kolano i szpilkach. Z dopracowanym makijażem, długimi blond włosami i uśmiechem na twarzy pozuje fotografowi integracyjnej agencji modelek Butterfly. Kobiecość aż od niej bije. Przyćmiewa myśli, które dręczyły ją latami. Bo niejednokrotnie zastanawiała się, jak by jej życie i ona sama wyglądała, gdyby nie miała takiej wady wrodzonej.
- Zawsze chciałam zobaczyć, jak to jest. Myślałam, że mając obie nogi mogłabym na przykład chodzić w innych butach. To nawet nie było wyobrażenie samej siebie innej, tylko tęsknota za czymś, czego nigdy nie miałam. I czasami bardziej się na takim gdybaniu skupiałam niż na tym, co jest tu, teraz, w zasięgu moich możliwości - opowiada. I dodaje: Teraz wiem, że to była strata czasu. Bo już nic mnie nie ogranicza.

Na razie Patrycja z piłki zrezygnowała. To znaczy: z uganiania się za nią na boisku. W marcu zamarzył jej się ogólnopolski turniej amp futbolu, a że woli mieć wróbla w garści niż gołębia na dachu, odstawiła kule i zabrała się za organizację.
- Była we mnie taka wola, żeby założyć pierwszą kobiecą drużynę amp futbolu na świecie. I coraz bardziej gasła we mnie ta idea, jak słyszałam dziewczyny, które mówią, że to nie jest kobiecy sport. Ja się z tym kompletnie nie zgadzam. Bo właśnie poprzez ten sport odnalazłam swoją kobiecość. Dzięki temu w pełni zaakceptowałam siebie, wszystkie niedoskonałości. Czy mam protezę czy nie - jestem integralną całością. Już teraz wiem, że nie zawsze musi być perfekcyjnie, a nadal może być pięknie. I dlatego teraz powracam do idei wciągnięcia do gry jak największej liczby kobiet po amputacjach.
Wszystkie będzie chciała przekonać (mężczyzn po amputacjach zresztą też), żeby wzięły sobie do serca motto założonej przez nią w październiku 2014 roku fundacji Amp Active, która zaczęła od sekcji piłki nożnej i pływackiej, a już jesienią wspomoże osoby po amputacjach które chcą tańczyć. W planach ma też rozszerzenie na inne dyscypliny sportu, w których realizować się będą mogły osoby po amputacjach i z wadami wrodzonymi.

Aneta Wawrzyńczak/(aw)/(kg), WP Kobieta

piłka nożnasportamputacja

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (23)