Po ośmiu latach odeszła z zakonu. Mówi, czego najbardziej jej brakowało
Choć przez osiem lat była w zgromadzeniu zakonnym, dziś ma narzeczonego, działa w sieci i nadal uczy religii. W rozmowie z WP Kobieta Joanna, znana jako Wirtualna Katechetka, opowiada o wolności, Bogu, hejcie i kobiecości w klasztorze.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Zanim porozmawiamy o Twojej działalności w sieci - co w ogóle sprawiło, że jako 23-latka wstąpiłaś do zakonu?
Joanna, była zakonnica, znana w sieci jako Wirtualna Katechetka: To było bardzo konkretne doświadczenie duchowe. Pojechałam do Medjugorie – i tam, podczas spowiedzi, ksiądz powiedział mi jedno zdanie: "Zapytaj Boga, czego od ciebie chce". Wróciłam do Polski i przez wiele dni modliłam się o światło. Wtedy koleżanka wysłała mi nagranie z siostrą zakonną. Poczułam, że to właśnie to miejsce. Takie wewnętrzne przekonanie, którego nie da się zracjonalizować. I wstąpiłam.
To było zgromadzenie klauzurowe?
Nie. Życie wyglądało zupełnie inaczej niż wielu sobie wyobraża. To było zgromadzenie czynne – bez habitu, bez zamknięcia. Pracowałam w szkole jako katechetka. Siostry żyły "w świecie", ale w duchu modlitwy i służby. To nie był klasztor za murami. Choć oczywiście – obowiązywały śluby zakonne: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Ale nigdy nie złożyłam ślubów wieczystych – tylko czasowe, które odnawia się co roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co dzieje się z religią w Polsce? Prof. Matczak ma pewną teorię
Przez osiem lat. Aż w końcu coś się zmieniło. Dlaczego odeszłaś?
To była długa droga. Decyzję podjęłam bardzo świadomie, po czasie rozeznawania. I choć wiele osób mnie o to pyta - nie – nie odeszłam dla faceta. Dawid pojawił się później. Tak naprawdę poznałam go kilka godzin po tym, jak już wewnętrznie wiedziałam, że to koniec tej drogi. Ale to nie on był powodem. Poczułam, że Pan Bóg prowadzi mnie dalej – inną ścieżką.
Pozwolisz, że zapytam – kim jest Dawid? To też człowiek związany z Kościołem?
Tak, Dawid to mój narzeczony. Jest ewangelizatorem, grał w filmie "Powołany", działa w przestrzeni wiary. Ma swoje świadectwo, bardzo mocne. I bardzo zależało mi na tym, żeby być transparentną – żeby pokazać, że nie ma tu żadnej tajemnicy. Ludzie kochają plotki, a ja nie chcę zostawiać miejsca na niedomówienia. Wszystko, co się wydarzyło, wydarzyło się uczciwie.
Od początku wiedział, że byłaś siostrą zakonną?
Tak, oczywiście. Poznaliśmy się przez media społecznościowe, więc wiedzieliśmy, kim jesteśmy. Spotkaliśmy się po prostu "na kawę". Myślałam, że to będzie tylko jedno spotkanie – a okazało się, że nie.
Jak wygląda samo odejście z zakonu? Spakowałaś się i wyszłaś?
Nie, to nie działa jak "rzucenie pracy". Kiedy podjęłam decyzję, zostałam jeszcze kilka miesięcy – żeby dokończyć rok szkolny, uporządkować sprawy. Chciałam odejść z szacunkiem wobec wspólnoty. Bez konfliktów. Choć wewnętrznie wiedziałam już, że to nie moja droga, nadal czułam wdzięczność za ten czas. Nie było skandalu. Po prostu – moje miejsce było już gdzie indziej. Jeśli ktoś wierzy w Boże prowadzenie, to wie, że czasem zakon bywa tylko etapem formacji – przygotowaniem do czegoś innego. Jeden ojciec wspomniał, że taka droga przez zgromadzenie czasem kończy się inaczej, niż myślimy – i bardzo mnie to wtedy zdziwiło. A jednak miał rację.
Pamiętasz pierwsze dni "na wolności"? Co się najbardziej zmieniło?
Nie było wielkiego przełomu. Wróciłam do domu, odwiedziłam siostrę. To były proste, codzienne chwile. Ja zawsze byłam wierząca – przed, w trakcie i po zakonie. Msza święta, różaniec, to dla mnie normalność, nie nawyk wyniesiony ze zgromadzenia. Zmieniło się tylko to, że nie odmawiam już modlitw zakonnych. Reszta została.
Jak na Twoje odejście z zakonu zareagowali bliscy? Wsparcie? Sceptycyzm?
Rodzina wiedziała wcześniej. Byli przygotowani, wspierający. To było dla mnie niezwykle ważne. Miałam o tyle "łatwiej", że nie nosiłam habitu – więc wizualnie ta zmiana nie była dla otoczenia aż tak szokująca. Jedyna różnica to to, że teraz się maluję.
Jak odnalazłaś się w "świeckim życiu"?
To wielka zmiana, ale równocześnie ogromna ulga. Uczyłam się prostych rzeczy od nowa. Tego, że mogę wyjść, gdzie chcę, ubrać się jak chcę, nie pytać nikogo o zgodę. Świat zewnętrzny ma zupełnie inną dynamikę. Cieszę się z tej codzienności, z relacji. Ale wciąż mówię o Bogu – tyle że inaczej. Bez patosu, bez kaznodziejstwa. Po ludzku.
No właśnie – TikTok. Jak to się stało, że zostałaś influencerką?
W styczniu wrzuciłam filmik, w którym powiedziałam, że jestem katechetką. Nie spodziewałam się, że zrobi taki zasięg. Okazało się, że ludzi to naprawdę interesuje. Ale właśnie w tej formie – z dystansem, bez udawania. Zrozumiałam, że można mówić o Bogu inaczej. Bez patosu, bez kaznodziejstwa. Z dystansem i szczerze.
Nie boisz się, że twoja historia może kogoś zniechęcić do zakonu?
Wprost przeciwnie. Uważam, że jeśli ktoś naprawdę ma powołanie, to pójdzie za nim – bez względu na to, co usłyszy. Ja przez wiele lat wierzyłam, że to moja droga – i nie żałuję. Ale zakon to nie cel sam w sobie. To narzędzie, etap. Czasem przygotowanie do czegoś innego. Ja miałam bardzo wyraźny znak, że to już nie moje miejsce. Ale dopóki byłam w środku – trwałam.
Czego najbardziej brakowało ci w życiu zakonnym?
Wolności. I nie chodzi o to, że siostra zakonna musi być zniewolona – przeciwnie, jeśli naprawdę żyje zgodnie z powołaniem, to może być bardzo wolna. Ale po ludzku patrząc, posłuszeństwo wiąże się z wieloma ograniczeniami. Trzeba się pytać o zgodę, nie można swobodnie wyjechać, wszystko trzeba uzgadniać, tłumaczyć się… To było dla mnie trudne. Oczywiście z perspektywy czasu widzę, ile dobra z tego wynikło. Ale właśnie to – rezygnacja z tej "zwykłej" wolności – było dla mnie największą ofiarą.
Przez osiem lat żyłaś w zakonie. Co byś zmieniła?
Po pierwsze - więcej zaufania do dojrzałości kobiet. Czasem w żeńskich zgromadzeniach panuje klimat nadopiekuńczości – trzeba pytać o rzeczy, które w świeckim życiu są oczywiste i nikt nie wymaga zgody przełożonych.
Co jeszcze? Na pewno niewypieranie kobiecości. Czasem siostry próbują ją stłumić – a potem widać emocjonalny chłód, dystans. To nie pomaga ani im, ani wspólnocie. Kobiecość nie jest zagrożeniem dla wiary.
Rozmawiała Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski