FitnessPo ponad 180 latach ktoś pomyślał o zmianie nieprzyjemnego badania, które każda z nas zna aż za dobrze

Po ponad 180 latach ktoś pomyślał o zmianie nieprzyjemnego badania, które każda z nas zna aż za dobrze

Paradowanie bez majtek przed obcymi do najprzyjemniejszych nie należy. W połączeniu z urządzeniami takimi, jak chromowane strzemiona fotela i lodowaty wziernik ginekologiczny gabinet lekarski wielu kobietom kojarzy się raczej z salą tortur. Być może już wkrótce na wizyty kontrolne będziemy chodziły z nieco większym entuzjazmem.

Po ponad 180 latach ktoś pomyślał o zmianie nieprzyjemnego badania, które każda z nas zna aż za dobrze
Źródło zdjęć: © Fotolia
Helena Łygas

12.01.2018 | aktual.: 03.10.2018 10:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wziernik ginekologiczny został wymyślony w obecnym kształcie w latach 40. XIX wieku przez Jamesa Mariona Simsa, nazywanego niekiedy ojcem ginekologii. Sims ze względu na ówczesną kontrowersyjność badań ginekologicznych, testował swój wynalazek na niewolnicach u których wystąpiły powikłania poporodowe. Przez ostatnie 180 lat unowocześniano materiały, z których był wykonywany, ale nie projekt samego urządzenia.

Sama wiekowość projektu nie byłaby problemem. Tyle że urządzenie, otwierające się z przyprawiającym o dreszcze zgrzytem nie jest wygodne ani dla lekarza, który używa go do badania szyjki macicy, ani dla pacjentki. W wynikach badań sprawdzających, dlaczego kobiety unikają regularnych badań ginekologicznych na wysokiej pozycji znalazło się właśnie hasło "wziernik ginekologiczny".

Oczywiście w ostatnich latach powstawało kilka nowych projektów wzierników. Tematem zajmowali się głównie studenci szkół designu, szkół medycznych i organizacje feministyczne. Pomijając fakt, że projektanci przeważnie nie mieli wystarczającego doświadczenia w realizacjach projektów, negatywnie nastawieni byli też lekarze. Nie przypadł im do gustu prototyp urządzenia, które pompuje się jak balonik już po umieszczeniu w pochwie, uznali bowiem, że nie tylko sporo czasu zajęłaby im nauka badania przy jego użyciu, ale także, że same pacjentki podeszłyby do takiej nowości nieufnie.

Obraz
© WP.PL

Tym razem projektem zajęły się dwie doświadczone, mimo młodego wieku projektantki ze studia Frog w San Francisco, które pomagało między innymi w projektowaniu ikonicznych produktów Apple’a. Finalny produkt, obecnie w fazie testów zaprojektowała Hailey Stewart, absolwentka słynnego Pratt Institute w Nowym Jorku z pomocą Sahany Kumar.

Wziernik odrobinę przypomina ten, który znamy aż za dobrze z gabinetów ginekologicznych, ale jest wykonany ze specjalnego rodzaju usztywnianego, antybakteryjnego silikonu. Do tego przyrząd rozwiera się stopniowo, i to na trzy, a nie na dwie strony, co sprawia, że wrażenie rozciągania jest o wiele mniej nieprzyjemne. Projektantki pozbyły się tupiornego dźwięku średniowiecznego narzędzia tortur, silikon ma zaś temperaturę właściwą bliską temperaturze ludzkiego ciała. Słowem – badać się, nie uciekać.

Z naszej perspektywy głównym problemem jest to, że wiele wody w Wiśle upłynie, nim to silikonowe cudo dotrze do Polski. Być może zdołamy jeszcze wybawić się na przyjęciu z okazji 200-lecia wziernika Jamesa Mariona Simsa.

Źródło artykułu:WP Kobieta
zdrowiebadaniakobieta
Komentarze (326)