Podaj dalej, mamo!
O problemach z dziecięcą garderobą i sposobach jej skompletowania słów kilka...
Na obrocie używanymi rzeczami można nieźle zarobić. Komisy, sklepy z antykami, wypożyczalnie sprzętu sportowego, aukcje internetowe – to intratne interesy. Ale matczyne serce nie dba o dobra materialne. Dlatego, od kiedy mama jaskiniowiec oddała za małą dziecięcą skórę z niedźwiedzia innej jaskiniowej mamie, obrót używanymi dziecięcymi ciuszkami rozwija się prężnie, a ubranka trafiają zawsze do potrzebujących.
Najlepiej zdecydować się na dziecko w momencie, w którym dookoła wszystkie znajome już urodziły. Kiedy na świat przyjdzie wasze dziecko, inni rodzice będą mieli szafy pełne kaftaników, koszulek, rajstopek i pajacyków. Tacy rodzice tylko czekają, by wepchnąć ci worki z ciuchami i odzyskać miejsce na swoje skarpety i majtki. Nagle mogą odetchnąć pełną piersią – mieszkanie przestało już przypominać jeden wielki ciucholand! Objuczona więc, wracasz z worami do domu, pierzesz w Cypisku, prasujesz, układasz w szufladach i spokojnie czekasz na to, aż pojawi się na świecie ktoś, kto się zmieści w body na 56 centymetrów.
Od kiedy Jadźka przyszła na świat, kupiłam jej jeden kaftanik, skarpety, z których szybko wyrasta i kilka bluzeczek, którym nie mogłam się oprzeć ze względu na ich nieodparty urok. Wszystkie inne rzeczy dla córki jakoś same znajdowały drogę do naszych szuflad. Koleżanki z pracy znosiły wypchane siaty, przyjaciółki o rok starszych maluchów z serca pożyczały sukienki po swoich najmłodszych, moje starsze siostry odkopywały z piwnic i pawlaczy drogocenne pajacyki w stylu retro. I wszystko to nagle spiętrzyło się w naszym 40-metrowym mieszkaniu, niczym piramida Cheopsa.
Jedynym minusem przejmowania używanych wdzianek jest to, że nie masz wpływu na to, co do ciebie trafi. Rodzi ci się dziewczynka? Bardzo proszę, różowa kolekcja pret-a-porter dla twojej małej z pozdrowieniami od wszystkich cioć. I nie masz, matko, wyboru. Moja Isia Modnisia hasa więc po mieszkaniu w sukienkach lila róż, w sweterkach w różowe misie, w bluzeczkach w różowe róże zróżowiałe. Bo polskie matki są tradycjonalistkami. Oddać co różowe dziewczynce, co niebieskie chłopcu. I wydawać by się mogło, że ten podział ma jakiś sens, że pozwala nieznajomym osobom od razu zidentyfikować płeć dziecka.
Codziennie jednak ta teoria jest w przypadku Jadźki obalana. Jakby nie była różowiutka, zawsze znajdzie się jakiś sąsiad, który wypowie tę irytującą kwestię: O, jaki śliczny chłopiec! Przed urodzeniem obiecałam sobie, że moja córka nie włoży na siebie nic różowego. Z jakiej racji ma być naznaczona stereotypami dotyczącymi płci od maleńka? Wymarzyłam sobie, żeby ubierać ją w uniwersalne stroje, które równie dobrze mogliby nosić chłopcy. Żeby od początku uczyła się pewnego luzu związanego z modą, przekraczania sztywnych barier, żeby nie wyglądała jak stara-maleńka lolitka na balu karnawałowym. I co? I nic.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że takiego szczęścia jak ja, nie mają wszystkie przyszłe matki. Nie każdy dostaje w spadku całe uposażenie dla dziecka. Ale ubrać za niewielkie pieniądze niemowlaka i starsze dzieci w dzisiejszych czasach nie jest trudno. Po pierwsze, jest Allegro. Słynne „paki”, czyli zestawy ubranek na dany wiek można kupić już za kilkadziesiąt złotych, a w skład takiego zestawu często wchodzi kilkanaście sztuk pięknych, nierzadko firmowych, niezniszczonych ubranek.
Poza tym są jeszcze miejsca sprzedaży bezpośredniej. Jak nie sławetne „lumpeksy”, to miejskie rynki i bazary. W Gdańsku jest targ, na którym w dni powszednie wystawiają się miejskie baby. Wysypują na stoły, a często po prostu na rozłożoną na ziemi folię, stosy fantastycznych ubranek. A wszystko to złotówka lub dwie za sztukę. Nie kupują tu tylko i wyłącznie matki, których nie stać na ciuchy ze Smyka, H&M, czy Zary. Bywa i tak, że pod rynek zajeżdża Mercedes klasy S, wysiada z niego „wyfutrowana” matka i raźnym krokiem podąża w stronę kupy z ciuchami. Małżonek odjeżdża z piskiem opon, aby powrócić na miejsce za jakąś godzinkę lub dwie. Każdy rozumie, co to jest potrzeba oszczędności, kiedy na świecie zjawi się potomek.
Jadźka, chociaż kobieta pełną gębą, za strojeniem się na razie nie przepada. Dla niej świat mody mógłby póki co nie istnieć. Przypuszczam, że w tym wieku do gustu najbardziej przypadłaby jej filozofia życia naturystów. Czyli z gołą pupą najlepiej. Ciuszki są dla mamy i taty, dla babci i dziadka, żeby sobie popatrzyli na wnusię z podziwem. I nie ma pojęcia, ile pokoleń dzieci chodziło w jej fartuszku z kaczuszką, o włożenie którego dzisiaj rano stoczyła ze mną walkę wręcz. Ale jak za kilkanaście lat zobaczy swoje zdjęcia z dzieciństwa… Zachwyci się tak, jak i ja się zachwycam patrząc na mojego skarba. W końcu nie szata zdobi człowieka, ale jakże rozkoszny nadaje mu wyraz. Wszystkim matkom, które „podają dalej” dedykuję.