Polityczna burza po publikacji nagrań z domu Berlusconiego
Polityczną burzę wywołało we Włoszech opublikowanie nagrań z przyjęć z udziałem
młodych kobiet, zorganizowanych w rzymskiej rezydencji premiera Włoch Silvio Berlusconiego.
21.07.2009 | aktual.: 28.06.2010 12:33
Polityczną burzę wywołało we Włoszech opublikowanie nagrań z przyjęć z udziałem młodych kobiet, zorganizowanych w rzymskiej rezydencji premiera Włoch Silvio Berlusconiego. Zapis dźwiękowy z tych imprez umieszczono w poniedziałek na stronach internetowych dziennika "La Repubblica" oraz wydawanego przez ten sam koncern tygodnika "L'Espresso".
Adwokat Berlusconiego nazwał te publikacje "wymysłem" i zapowiedział podjęcie wszelkich możliwych kroków prawnych. Nagrań dokonała jedna z uczestniczek przyjęć i ich główna "bohaterka" - Patrizia D'Addario, która w czerwcu opowiedziała prasie o spotkaniach z szefem rządu w Palazzo Grazioli. Jest to zapis imprez z października i listopada 2008 roku oraz rozmów telefonicznych na ich temat.
Pierwsza na liście figuruje rozmowa D'Addario - młodej, atrakcyjnej kandydatki w wyborach lokalnych z Bari - z mężczyzną wprowadzającym ją do rezydencji premiera. Pyta ona, jak ma zachowywać się wobec niego i jakie są plany na wieczór. On odpowiada: "Nie wiem; wiem, że premier jest dość wesoły, śpiewa, opowie parę żartów". Następny zapis przedstawia powitanie Berlusconiego z zaproszonymi kobietami. Słychać, jak je komplementuje, mówiąc: "Jakie urocze". Na nagraniu pochodzącym z 4 listopada, gdy - jak się przypomina - trwały wybory prezydenckie w USA, Patrizia D'Addario rozmawia z Berlusconim w Palazzo Grazioli.
Premier mówi: "Ja też wezmę prysznic, a ty poczekasz na mnie w łóżku, jak pierwsza skończysz?". "W którym łóżku? Tym Putina?" - pyta kobieta. Berlusconi odpowiada: "Tym Putina". Ona zaś dodaje: "A, tym ślicznym, z zasłonkami". Jest też rejestracja rozmowy z 5 listopada Patrizii z biznesmenem z Bari, który wprowadził ją do rezydencji szefa rządu. Kobieta opowiada: "Nie zmrużyliśmy oka dzisiaj w nocy". Jednocześnie narzeka, że nie dostała żadnych pieniędzy. "Jak to możliwe?" - pyta go. I przypomina: "Powiedziałeś mi, że będzie koperta". O Berlusconim mówi zaś: "Dał mi prezent, nie wiem, jakiegoś żółwika". Jego zachowanie podsumowuje: "Bardzo uczuciowy, całą noc nie spaliśmy".
Wcześniej, w reakcji na serię wywiadów udzielonych przez D'Addario, premier Włoch nazwał jej rewelacje "kalumniami" i zapewniał, że nie ma niczego, czego miałby się wstydzić. Natychmiast po tym, gdy na stronach internetowych wrogiej wobec Berlusconiego gazety i tygodnika opublikowano nagrania, szef rządu wezwał do siebie swego adwokata, deputowanego jego partii Niccolo Ghediniego. Ghedini oświadczył po naradzie z szefem rządu, że jest to "materiał bez żadnej wartości, całkowicie nieprawdziwy, wymysł".
Adwokat ostrzegł, że zostaną podjęte wszystkie możliwe kroki prawne przeciwko każdemu, kto wykorzysta te nagrania. Oświadczył, że są one w posiadaniu prokuratury, a ich prawdziwość została już zakwestionowana. Rzecznik partii Berlusconiego Lud Wolności Daniele Capezzone uznał publikację nagrań za "patetyczną próbę ożywienia dziennikarskiej kampanii, która zmarła śmiercią naturalną". Wyraził opinię, że zaangażowani w tę kampanię dziennikarze "na pewno potrzebują wakacji". Centrolewicowa opozycyjna Partia Demokratyczna zażądała od premiera natychmiastowych wyjaśnień. Politycy PD zapowiedzieli, że we wtorek podczas spotkania prezydium Senatu przedstawią wniosek o zwołanie dyskusji na temat ujawnionych nagrań i, jak oświadczyli, "wiarygodności tego, kto rządzi". Taśmy te - oświadczyła opozycja - "obalają kłamstwa" premiera. Premier musi "złożyć wyjaśnienia przed krajem" - powiedział polityk PD Paolo Gentiloni.