Polityka poróżnić może i rodziny, i sąsiadów. Wiadomo, dlaczego
Sąsiedzi nawzajem zrywają ze swoich ogrodzeń banery wyborcze nielubianych kandydatów, ojcowie obrażają się na córki, które głosują inaczej niż oni, zaś mężowie mają pretensje do żon, że popierają inną partię. Czy to szaleństwo da się jeszcze zatrzymać?
21.06.2020 | aktual.: 21.06.2020 16:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rywalizacja między kandydatami na urząd prezydenta Polski toczy się między innymi na siatkach, płotach i balkonach. Cały kraj został obwieszony banerami z wizerunkami mężczyzn marzących o tym, by na pięć lat zamieszkać w pałacu na Krakowskim Przedmieściu.
Zakładają je zwykli obywatele i celebryci, choćby Michał Żebrowski. Znany aktor zamieścił w internecie zabawny filmik, na którym montuje na balustradzie swojego domu niedaleko Zakopanego baner wyborczy Rafała Trzaskowskiego. "Mam nadzieję, że sąsiedzi nie będą oburzeni" – skomentował jeden z internautów, nawiązując do sympatii politycznych większości mieszkańców Podhala. Sam aktor, który wcześniej zbierał też podpisy poparcia dla kandydata Koalicji Obywatelskiej, w jednym z wywiadów odpowiedział: "Nikt mi uwagi nie zwrócił, przeciwnie – to górale przyjechali do mnie z kartą do zbierania podpisów dla Rafała. Kilka osób odebrało później od nas banery do powieszenia na swoich płotach".
Jednak nie wszędzie jest tak pięknie. Przekonała się o tym Wiktoria z Sanoka. – Polityka nigdy mnie specjalnie nie interesowała, ale to, co dzieje się teraz w Polsce, jest tak straszne, że postanowiłam zaangażować się trochę bardziej. Przynajmniej wywieszając na ogrodzeniu swojego domu baner z Robertem Biedroniem, którego całym sercem popieram. I bardzo nie spodobało się to mojemu sąsiadowi – opowiada Wiktoria.
Zaczęło się od ulicznej scysji. Kiedy Wiktoria podlewała ogródek, przechodzący właśnie sąsiad zatrzymał się przy banerze i głośno wyraził pogląd na temat osób o odmiennych preferencjach seksualnych. – Spokojnie odpowiedziałam, że żyjemy w wolnym kraju i jak mu się nie podoba Biedroń, może głosować na kogoś innego. Starszego pana to nie przekonało. Zaczął coś gadać o zgorszeniu i tak dalej. Stwierdziłam, że dalsza dyskusja nie ma sensu i weszłam do domu – relacjonuje kobieta.
Gdy rankiem następnego dnia szła na zakupy, zauważyła, że baner wiszący na jej ogrodzeniu jest cały pocięty ostrym narzędziem. – Wkurzyłam się i poszłam do sąsiada z awanturą. Oczywiście nie przyznał się do tego wandalizmu, ale jestem przekonana, że to jego sprawka. Nie rozumiem, jak można być tak zaślepionym nienawiścią do innych ludzi. Jestem przerażona – przyznaje Wiktoria.
Banery wyborcze są masowo niszczone w całym kraju. Na przykład na osiedlu domków jednorodzinnych na gdańskiej Osowej ta sama osoba dwa razy pocięła płachty z wizerunkiem Andrzeja Dudy. "Takie zachowanie świadczy o ludzkiej frustracji, nierozróżnianiu, czym jest prowadzenie walki politycznej, a jedynie działaniu na najniższych instynktach" – skomentował Łukasz Hamadyk, lokalny działacz sztabu urzędującego prezydenta.
Osoby, które zbyt emocjonalnie podchodzą do polityki i prowadzonej kampanii, powinny pamiętać, że niszczenie materiałów wyborczych jest wykroczeniem, za które grozi grzywna nawet do 5 tys. zł. Jeśli wyrządzona szkoda przekroczy kwotę 250 zł, to taki czyn może podlegać również karze aresztu.
Kłótnia w małżeństwie
Polityka skłóca także rodziny. Najlepszym przykładem są bracia Kurscy – symbol podzielonej Polski. Starszy, Jarosław, kieruje największą liberalną gazetą, która bezpardonowo walczy z Prawem i Sprawiedliwością. Młodszy, Jacek, nadzoruje (najpierw na fotelu prezesa, teraz jako członek zarządu) Telewizję Polską, potężny organ propagandowy partii rządzącej. Ponoć ze względu na różnice polityczne od wielu lat nie rozmawiają ze sobą i unikają spotkań, nawet z okazji świąt.
Spotkań z rodziną, zwłaszcza ojcem, wolałaby unikać również Olga z Wrocławia. – Kilka lat temu założyłam rodzinę, mam dziecko, ale tata wciąż myśli, że powinnam robić to, co on uważa za stosowne. Także w kwestii wyborów politycznych. Ojciec jest zatwardziałym zwolennikiem PiS-u i każdy, kto wyraża inne poglądy, jest dla niego zdrajcą ojczyzny. Poza tym ma choleryczny charakter, więc nie muszę tłumaczyć, jak wyglądają nasze rozmowy, gdy schodzimy na temat polityki, choć staram się do tego nie doprowadzać – mówi Olga.
Zobacz także
Ostatnią wizytę w domu rodzinnym zakończyła płaczem. – Ojciec wkurzył się, gdy powiedziałam mu, że nie zamierzam głosować na Andrzeja Dudę. Zaczął krzyczeć, że popieram złodziei, którzy chcą sprzedać Polskę w obce ręce. Padało też wiele innych podobnie absurdalnych argumentów. W pewnym momencie usłyszałam, że chyba jestem głupia. Wtedy coś we mnie pękło. Rozpłakałam się, ubrałam i wyszłam z domu. Mama próbowała mnie zatrzymać, jak zawsze tłumaczyła, że tata już taki jest i musimy się z tym pogodzić. Ale tak obrażać córkę przez politykę? Przecież to absurd – denerwuje się Olga. – W każdym razie do wyborów nie zamierzam ich odwiedzać. Szkoda nerwów – dodaje.
Polityka wywołuje niesnaski również w małżeństwach. Doświadczyła tego Marta mieszkająca w Stargardzie Szczecińskim. – Gdy poznałam obecnego męża, nie interesowały mnie jego poglądy. W ogóle o tym nie rozmawialiśmy. I było super. Jednak w ostatnich miesiącach Grzesiek zaczął obsesyjnie oglądać wszystkie programy informacyjne i niemal bez przerwy porusza tematy polityczne. Przy posiłkach, na spacerze, a nawet w łóżku. Najgorsze, że strasznie się wtedy ekscytuje. Tak, jakby to, czy wygra Duda czy Trzaskowski było najważniejszą sprawą w naszym życiu – opowiada Marta.
Młoda kobieta ma już dość polityki. Jednak kiedy oznajmiła mężowi, że nie zamierza głosować, gdyż żaden kandydat jej nie odpowiada, Grzesiek wpadł w szał. – Zaczął na mnie krzyczeć, że jestem nieodpowiedzialna i że przez takich jak ja nasz kraj czeka katastrofa. Później niemal przez tydzień chodził naburmuszony i mieliśmy ciche dni. Paranoja – podsumowuje Marta, która ostatecznie zamierza wziąć udział w wyborach. Dla spokoju w rodzinie…
Cel? Szukać kompromisu
Dlaczego polityka rozpala tak dużo emocji, często negatywnych? Winny może być nasz… mózg. Do takich wniosków doszli naukowcy z kalifornijskiego Uniwersytetu USC (Uniwersytet Południowej Kalifornii). W ich badaniu wzięło udział 40 osób o liberalnych poglądach. Wszyscy zostali podpięci do rezonansu magnetycznego i przedstawiono im różne argumenty, polityczne oraz apolityczne. Okazało się, że podczas debaty o poglądach politycznych u uczestników uaktywniały się dwa obszary w mózgu: ciało migdałowate oraz kora mózgowa. Ich głównym zadaniem jest podejmowanie decyzji, rozpoznawanie zagrożenia oraz zarządzanie emocjami, co nie zawsze się udaje.
Czy jesteśmy zatem skazani na nieustanne kłótnie o politykę? Niekoniecznie. – Przede wszystkim musimy mieć świadomość, czego od dyskusji oczekujemy. Czy zależy nam, żeby koniecznie kogoś przekonać do swoich racji, czy może wystarczy nam, że zrozumiemy, czemu druga strona ma taką, a nie inną opinię? – pyta w magazynie "Uroda Życia" dr Jacek Wasilewski, kulturoznawca i specjalista komunikacji społecznej. – Dyskusja nie musi być przecież walką na śmierć i życie. Często warto po prostu wypowiedzieć własne zdanie i pozwolić, żeby nasz rozmówca pozostał przy swoim. To nie zawsze jest łatwe, ale z drugiej strony zastanówmy się, czemu odmienne opinie innych ludzi aż tak nas frustrują, a deszcz bębniący o parapet już nie? – dodaje specjalista.
Specjalista radzi, by zamiast okopywać się na swoich pozycjach, szukać kompromisu. W czasie kampanii wyborczej jest to szczególnie ważne.