#KobiecaLinia Karina Bosak może zostać pierwszą damą. Mówi o swoich poglądach, aborcji i prawach kobiet
Karina Bosak jest prawniczką Instytutu Ordo Iuris, od lutego tego roku żoną kandydata na prezydenta RP. W rozmowie z WP Kobieta tłumaczy, dlaczego pierwsza dama powinna dostawać wynagrodzenie, a Polkom radzi, by nie wybierały aborcji jako metody radzenia sobie z niechcianą ciążą.
01.06.2020 13:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Jak sobie pani radzi w czasie pandemii?
Karina Bosak: Przeszłam na pracę zdalną. Większość czasu spędziłam w domu. Staram się przestrzegać zasad – nikt na początku nie wiedział, z jakim zagrożeniem ma do czynienia. Ale próbuję podchodzić do tego na spokojnie, bez paniki.
Czeka pani na szczepionkę?
Nie czekam i nie zamierzam się zaszczepiać na koronawirusa. Nie mam do tego przekonania. Jeśli chodzi ogólnie o temat szczepień, to obecnie jest to bardziej skomplikowana kwestia. Z punktu widzenia zdrowia społecznego szczepienia są potrzebne, ważne jednak, by nie było wątpliwości co do ich bezpieczeństwa.
Zaraz może zostać pani pierwszą damą i zastąpić w tej roli Agatę Dudę. Co pani o niej sądzi?
Myślę, że pani Agata Kornhauser-Duda spełnia swoją funkcję jak potrafi najlepiej. Robi wiele dobrych rzeczy, mimo że nie są one nagłaśniane. Skupia się na cichych działaniach, a wiem, że takie podejmuje.
Ja na pewno, jeśli przyszłoby mi pełnić funkcję pierwszej damy, chciałabym kontynuować swoje zaangażowanie na tych polach, na których jestem już aktywna. Ponadto wspierałabym swoją działalnością wszelkie inicjatywy dla młodzieży i dzieci, rodziny, sportu czy kultury. Na tym by mi zależało.
A na czym, pani zdaniem, polega rola pierwszej damy?
W pierwszej kolejności – wspierać swojego męża w pełnionej przez niego funkcji, razem z nim reprezentować nasz naród. Pierwszej damie nie są powierzone żadne konstytucyjne obowiązki ani funkcje. Dlatego bardzo ważne jest, żeby zajmowała się takimi "miękkimi" działaniami – akcjami i kampaniami społecznymi, którymi promowałaby określone wartości i wprowadzała trochę ciepła dla ludzi.
Czy pierwsza dama powinna dostawać wynagrodzenie?
Oczywiście. Teraz pozycja pierwszej damy pod tym względem jest niekorzystna. Składki emerytalne w czasie prezydentury, o ile się nie mylę, są dla niej wstrzymane – więc tak, jej praca powinna mieć nie tylko charakter honorowy, ale również i być wynagradzana.
"Osoba, bez której bym tu dziś nie był" – tak mówił o pani mąż. Razem podjęliście decyzję o jego starcie?
Krzysztof został wybrany w prawyborach Konfederacji, więc musiał raczej wypełnić swoje zobowiązanie i zadanie, które zostało mu powierzone przez wyborców. Ja się na to oczywiście zgodziłam, bo chcę wspierać Krzysztofa we wszystkich ważnych sprawach, którym się poświęca. To ważne dla nas obojga.
Które elementy jego programu "Nowy porządek" najbardziej przemawiają do pani jako kobiety?
To trudne pytanie. Nie do końca wiem, czy da się na to spojrzeć pod tym kątem, bo są to typowe, ustrojowe postulaty. Ale jeśli miałabym odpowiedzieć, to na pewno te dotyczące rodziny, prawa do życia i ochrony małżeństwa. Tematy, którymi zajmuję się również zawodowo.
No właśnie. Ma pani bardzo bogate CV. Czytałam, że pracowała pani m.in. dla Rzecznika Praw Obywatelskich. Jak stamtąd trafiła pani do Ordo Iuris?
W biurze RPO byłam na stażu studenckim, kiedy Ordo Iuris jeszcze nie istniało. Instytut powstawał z inicjatywy profesora Uniwersytetu Warszawskiego Aleksandra Stępkowskiego, obecnie sędziego Sądu Najwyższego. Profesor zachęcał nas do pomocy i współpracy w swoich innych projektach na początku ich tworzenia.
Kiedy struktura – wówczas jeszcze Centrum Prawnego – Ordo Iuris się usystematyzowała, zaangażowałam się w jego działalność na pełen etat jako prawnik. To była interesująca propozycja. Zawsze chciałam studiować prawo i dbać o to, by moja praca służyła poszukiwaniu prawdy, sprawiedliwości i porządku.
Czym dokładnie zajmuje się pani w Centrum Wolności Religijnej Ordo Iuris?
Głównym projektem, którym zajmowałam się przed powstaniem CWR, było Centrum Prawa Międzynarodowego, w którym między innymi sporządzałam doroczny raport o przestępstwach z nienawiści względem chrześcijan w Polsce, który składaliśmy do OBWE.
Co roku ta międzynarodowa organizacja zbiera informacje na ten temat ze wszystkich państw członkowskich, zarówno od organizacji pozarządowych, jak również władz i policji. Polega to też na tym, że trzeba mieć udokumentowane przypadki czynów, które mogłyby być traktowane jako tzw. przestępstwa z nienawiści.
A nie ma na nie jednej definicji – to kontrowersyjna idea w doktrynie prawa, bo wzbudza wiele sporów i nie jest jasna. Istnieją różne formy tego zjawiska i niezwykle trudno jest objąć je w ramy prawne. OBWE przyjęło roboczą definicję, do której wszyscy biorący udział w procesie monitoringu tych przestępstw w Europie muszą się dostosować, analizując konkretne przypadki.
Jak brzmi ta definicja?
Dane zdarzenie musi wypełniać znamiona czynu zabronionego kodeksem karnym danego państwa – musi być po prostu przestępstwem. Drugim koniecznym elementem jest motywacja sprawcy, który popełnił dany czyn ze względu na swoją "nienawiść" czy "uprzedzenie" względem konkretnej cechy.
W raporcie, który przygotowujemy jako Ordo Iuris, monitorujemy przypadki popełniania takich przestępstw względem chrześcijan w Polsce – nie tylko katolików, ale również protestantów, prawosławnych i innych. Oczywiście najwięcej przypadków dotyczy katolików. W ciągu roku zbieramy je, opisujemy, załączamy źródła, żeby to udokumentować. Następnie OBWE weryfikuje te wszystkie przypadki i uwzględnia je albo nie.
No właśnie. Jakie najbardziej panią szokują, wstrząsają?
Najgorsze są dla mnie przemoc fizyczna i zabójstwa. W zeszłym roku miało miejsce sześć przypadków fizycznej napaści na kapłana w trakcie posługi lub na ulicy, w tym atak nożem czy pobicie. Przestępstwa te miały miejsce w Warszawie, Wrocławiu, Szczecinie, Turku, Częstochowie i Mosinie. Wcześniej takich sytuacji nie odnotowywaliśmy.
Kolejny typ przestępstw to niszczenie mienia, w tym dewastacje przydrożnych kapliczek i krzyży czy wnętrz kościołów. Takich aktów jest najwięcej.
Innym zjawiskiem, które się nasiliło w 2019 r., to znieważenia symboli religijnych poprzez rozpowszechnianie bluźnierczych grafik. Głównymi sprawcami aktów znieważania są aktywiści środowisk ideologii LGBT, którzy się z tą intencją w ogóle nie kryją. Chodzi również o takie sytuacje jak np. przeszkadzanie we mszy świętej, nabożeństwie czy innym religijnym akcie. Miało to miejsce w zeszłym roku i w poprzednich latach i stanowi to przestępstwo.
Co to znaczy, że przeszkadzają?
Pokrzykują, przerywają księdzu w sprawowaniu liturgii. Jednak najgłośniejsze przypadki, które wywołały wręcz falę oburzenia, to wspomniane rozpowszechnianie znieważających obrazów. Nie tylko w internecie. Wydrukowane grafiki były rozklejane np. na murach klasztoru w Warszawie. Chodzi o wizerunki Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli. W różnych miastach ludzie składali zawiadomienia na policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znieważenia. Byli oburzeni. Po raz pierwszy dochodziły wtedy do nas bardzo liczne skargi z różnych miast w Polsce. Mnóstwo maili, zgłoszeń i próśb o pomoc. Z tego, co wiem, sprawy są w toku.
A temat aborcji jakoś panią dotyka? Pani mąż postuluje jej zakazania.
Radykalne środowiska lewicowe i feministyczne postulując rozpowszechnianie prawa do aborcji pod kłamliwymi, zafałszowanymi hasłami o opresji kobiet, bardzo manipulują społeczeństwem, szczególnie kobietami. To jest uprawianie propagandy zastraszania ich, mówiąc, że ich prawa i wolności zostaną ograniczone.
Głównym postulatem tych środowisk nie jest nawet utrzymanie obecnego tzw. kompromisu, który jest szkodliwy, ale nieograniczony dostęp do procedury aborcyjnej, uśmiercającej nienarodzone dzieci. One działają wbrew interesowi kobiet i tak naprawdę promują ich uprzedmiotowienie w społeczeństwie. Gdzie staną się przedmiotem do bezkarnego wykorzystania, bez żadnych konsekwencji, tylko na swoją szkodę. I wmawiają im, że to jest wolność kobiet.
Co ma pani na myśli?
Wmawiają kobietom, że są prawdziwie wolne i szczęśliwe, gdy pozwalają się wykorzystywać mężczyznom bez ograniczeń, a gdy zajdą w ciążę, to powinny mieć prawo, by się poczętego dziecka po prostu pozbyć i zabić je przez aborcję. A wiemy, że natura kobiet taka nie jest.
Może pani to rozwinąć?
Po pierwsze kobieta potrzebuje czuć się kochana i bezpieczna. A nie obawiać się, że jak tylko zajdzie w nieplanowaną ciążę, to zostanie porzucona. Po drugie, macierzyństwo jest głęboko zakorzenione w naturze kobiet. Bez względu na to, czy zostanie matką w rzeczywistości, czy nie, potrzeba opieki, troski i kochania jest w kobiecie naturalna. Szczególnie kobiety powinny w sobie te wartości pielęgnować, rozwijać i wzajemnie się w nich wspierać. A radykalne środowiska feministyczne chcą pozbawić kobiet tego, co jest esencją ich natury.
Co w sytuacji, gdy kobieta uważa, że nie ma żadnego wyboru?
Oczywiście, w całej tej dyskusji o ochronie prawa do życia, bardzo ważną kwestią jest opieka nad kobietami, które zostały porzucone lub znajdują się w niezwykle trudnej sytuacji. Jeżeli rzeczywiście zależy nam na dbaniu o prawa kobiet, w tym również w sytuacji kryzysowej, powinniśmy jako państwo zapewnić warunki materialne oraz wsparcie psychologiczne. By kobieta czuła się przede wszystkim bezpiecznie. Zawsze należy też pamiętać, że jeśli z jakichkolwiek względów matka nie będzie w stanie zajmować się swoim dzieckiem, ma ona pełne prawo oddać je do adopcji.
Osoby, które doświadczyły aborcji, mówiły o traumie z nią związanej, jakkolwiek feministki by tego nie negowały. Taka trauma przychodzi czasem po wielu latach i jest na tyle silna, że motywuje je, by zaangażowały się na rzecz ochrony prawa do życia nienarodzonych dzieci.
Sama procedura aborcyjna jest niebezpieczna dla kobiet. Dla dziecka jest śmiertelna. Nie ma czegoś takiego jak bezpieczna aborcja. To kolejne kłamstwo radykalnego feminizmu.
Naszym priorytetem powinna być ochrona kobiet i dzieci, szczególnie tych chorych i najsłabszych. A nie uciekać od problemu, gdy się pojawi, albo obawiać się go.
To znaczy?
Wiemy o wielu przypadkach zdiagnozowania podejrzenia poważnej choroby u nienarodzonego dziecka, które nie sprawdziły się w rzeczywistości. Nie możemy stwierdzić, ile dzieci – tak naprawdę zdrowych – zostało zabitych w procedurze aborcyjnej właśnie dlatego, że wystarczyło podejrzenie, by uchylić ochronę prawną ich życia. To jest bardzo złożony temat, ale można znaleźć rozwiązania, które będą dobre zarówno dla kobiet, jak i dla dzieci. Dostęp do aborcji jest najgorszym z tych rozwiązań i nie może być zaakceptowany przez cywilizowane społeczeństwo.
A rozwody?
Jeśli kobieta i mężczyzna zawierają małżeństwo, to dla społeczeństwa jest to uregulowana sytuacja. A dla kobiety stabilniejsza – wie, że mężczyzna chce się zobowiązać, że chce się nią opiekować i o nią dbać. A nie, że w każdym momencie może się rozmyślić i odejść bez konsekwencji. Promowanie małżeństwa i rodziny wpływa dobrze na zdrowie, bezpieczeństwo i stabilność społeczeństwa.
Człowiek wyrasta z rodziny. Gdy rodzice są razem, dziecko ma większe poczucie stabilności i z większym poczuciem bezpieczeństwa wkracza w dorosłe życie. Dzieci, których rodzice się rozwodzą, przeżywają traumę i często są z nimi duże problemy, bo emocjonalnie sobie nie radzą. To bardzo przykre i złe. Dla samych małżonków także. Rozwód to jedno z najgorszych przeżyć. Trzeba walczyć o małżeństwo.
A kiedy pojawia się w nim przemoc, co wtedy?
Jeśli istnieje zagrożenie zdrowia i życia, to należy odseparować ludzi od siebie. Nie ma co do tego wątpliwości. To są skrajne sytuacje, niezwykle dramatyczne.
Wróciłabym jeszcze do przeszłości i zapytała, jak wyglądało pani dzieciństwo?
Zawsze poświęcałam się dwóm rzeczom – nauce i sportowi. Taniec był moją pasją z dzieciństwa i jest nią nadal. Zresztą mam sportowy charakter, lubię podchodzić do życia w sposób zdyscyplinowany, z wytrwałością i pracowitością. Uważam, że sport ma dla wychowania dzieci i młodzieży bardzo duże i pozytywne znaczenie. Bardzo kształtuje charakter i formuje hart ducha.