Mieszkała na Krymie. Oto co mówi się tam o Polakach
- Mieszkańcom Krymu powiedziano, że eksplozja była skutkiem nieszczęśliwego zdarzenia. Są więc spokojni i nie podejrzewają, że mógł to być zaplanowany atak. Oficjalne komunikaty się jednak wykluczają. Do końca miesiąca wprowadzono bowiem stan najwyższego zagrożenia terrorystycznego. Krymianie nie analizują tych rozbieżności. Przesiąknęli do szpiku putinowską propagandą - mówi Aleksandra, Polka, która przez pięć i pół roku mieszkała na Krymie. Z półwyspu wyprowadziła się pod koniec kwietnia tego roku.
11.08.2022 | aktual.: 11.08.2022 19:34
Aleksandra* przeprowadziła się na Krym po tym, jak poznała męża, który stamtąd pochodzi. To miała być chwilowa przygoda, choć ostatecznie znacznie się przedłużyła. Eskalacja wojny w Ukrainie zmotywowała ją do powrotu do Polski. Przerażało ją to, że nad głową przelatywały jej wojskowe myśliwce i rakiety. Wiedziała, że są zwiastunem śmierci. Teraz pomaga w nauce ukraińskim uczniom, którzy uciekli wraz z rodzicami przed wojną. Na Krymie wciąż mieszkają jej przyjaciele i rodzina.
Sara Przepióra, Wirtualna Polska: Po ostatnich eksplozjach w bazach wojskowych na Krymie w sieci pojawiły się nagrania uciekających z tamtejszych kurortów Rosjan. Wcześniej czuli się tam bezpiecznie?
Zapewniano ich, że nic złego nie może się im na Krymie przydarzyć, ponieważ jest to terytorium Rosji. Z relacji osób, z którymi mam kontakt, wynika, że Rosjanie rzeczywiście uciekają i są przerażeni tym, co stało się w ich ulubionym wakacyjnym kurorcie. Dziwię się, że zdecydowali się wyjechać tam na urlop w obliczu wojny. Gdy wracałam drogą lądową do Polski, mijałam wiele pojazdów wojskowych wypełnionych rosyjskimi żołnierzami. Wyruszali na front. Trudno czuć wewnętrzny spokój i cieszyć się z wakacji, widząc taką mobilizację.
Poruszenie rosyjskich turystów wydarzeniami na Krymie było ogromne. Słyszy się o zakorkowanych drogach wyjazdowych oraz pustych plażach mimo urlopowego sezonu. Czy równie emocjonalnie podeszli do tego Krymianie?
Mieszkańcom Krymu powiedziano, że eksplozja była skutkiem nieszczęśliwego zdarzenia. Są więc spokojni i nie podejrzewają, że mógł to być zaplanowany atak. Oficjalne komunikaty się jednak wykluczają. Do końca miesiąca wprowadzono bowiem stan najwyższego zagrożenia terrorystycznego.
Krymianie nie analizują tych rozbieżności. Przesiąknęli do szpiku putinowską propagandą. Nie wierzą, żeby potężne rosyjskie wojsko pozwoliło na zaatakowanie własnego terytorium. Wmawia się im, że Rosja posiada najlepszą broń na świecie i z łatwością przechwyciłaby rakietę wycelowaną w krymskie bazy wojskowe. Mimo prób uspokajania, osoby mieszkające blisko kurortów wyjechały w pośpiechu. Obawiały się, że eksplozje mogą się powtórzyć.
Mieszkałaś na Krymie, gdy doszło do rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak wspominasz tamten okres?
Byłam wtedy w Jałcie. Spacerowałem po deptaku, padał deszcz i zastanawiałam się, jak wyjechać do Polski. Bałam się, że wojna przeniesie się także na Krym. Wtedy zauważyłam, że ktoś nad brzegiem morza ułożył napis: "za pokój" z dopiskiem: "jeśli jesteś za pokojem, połóż tutaj kamień". Zebrał się spory stos. Po jakimś czasie nadzorca terenu otrzymał polecenie, aby usunąć kamienie. Niechętnie wrzucał je do morza, a na jego twarzy malował się grymas. Teraz nikt nie odważyłby się na taki gest solidarności z Ukrainą. Ludzie na Krymie są jak zombie.
Co masz na myśli?
Tak określa się na Krymie popleczników Putina noszących z dumą symbol "Z" i podążających ślepo za przywódcą. Nie mają swojego zdania i wierzą, że to, co mówi się w rosyjskich mediach, jest jedynym słusznym przekazem. Zresztą, na Krymie można zapomnieć o wyrażaniu własnych poglądów. Nikt nie wychodzi na ulicę, nie protestuje przeciwko rosyjskiej agresji na Ukrainę. Mówi się, że każdy delikwent, który próbuje w jakikolwiek sposób zamanifestować odmienne myślenie, jest aresztowany przez policję. Sama jednak nie byłam świadkiem takiego zatrzymania.
Jak mieszkańcy zareagowali na wieść o wojnie?
Osoby młodsze i wykształcone sprzeciwiają się rosyjskim działaniom w Ukrainie, ale nie mówią o tym głośno. Większość Krymian ucieszyła wiadomość o wkroczeniu wojsk rosyjskich do Ukrainy. Pozytywnie zareagowały zwłaszcza starsze pokolenia, pamiętające czasy ZSRR. Popierają wojnę i przyklaskują pacyfikacji "ukraińskich faszystów". Zakłamaną narrację słyszy się w krymskiej telewizji i czyta się w tamtejszej prasie. Co ciekawe, równie źle mówi się teraz na Krymie o Polakach.
Co się nam zarzuca?
Głównie to, że wspieramy Amerykanów i pomagamy im w zakłócaniu rosyjskiego planu. Wytyka się nam także wspieranie ukraińskich uchodźców. Mieszkańcy Krymu nie mogą zrozumieć, dlaczego Polacy wyciągają pomocną dłoń do "nazistów".
Przyznawałaś się na Krymie do tego, że jesteś Polką?
Nigdy tego nie ukrywałam, choć obce osoby nie podejrzewały, skąd naprawdę pochodzę. Na Krymie mieszka tak wiele narodowości, że trudno było im rozpoznać mój akcent. Przypadkowi przechodnie byli przekonani, że przyjechałam z Łotwy, Estonii lub innego nadbałtyckiego kraju. Polaków na Krymie już się raczej nie spotyka.
Co stało się z tamtejszą polską mniejszością?
Nie nazwałabym ich Polakami. Owszem, mieli polskie korzenie, ale nie znali ani języka, ani kultury. Poszukiwali powiązań z krajem przodków, aby wyjechać z Krymu. Chcieli się wyrwać za wszelką cenę. Obiecywano im, że na miejscu otrzymają mieszkanie i dobrą pracę. Osoby, które poznałam po przeprowadzce na Krym, już dawno wjechały do Polski.
Dlaczego? Życie na Krymie jest trudne?
Codzienność wygląda tam zupełnie inaczej i pozbawiona jest pędu oraz typowego dla zachodnich społeczeństw konsumpcjonizmu. Nie znajdziemy na Krymie popularnych sklepów sieciowych. Królują bazary i sprzedaż produktów "spod lady", a płatności przyjmuje się głównie gotówką. Walutę wymienić można tylko w państwowym banku. Na Krymie działa jeden operator telekomunikacyjny. Wciąż wiele internetowych stron jest zablokowanych i trudno kupić coś w sieci. Warunki można przyrównać do życia w Polsce w latach 90.
Odnajdywałaś się w tej rzeczywistości?
Na początku byłam zdezorientowana. Do tego nie znałam języka, więc notorycznie mnie oszukiwano. W sklepach sprzedawano mi mniejsze porcje żywności za wyższe ceny. Koszmarem była nawet podróż publiczną komunikacją. Pewnego razu usiadłam z przodu autobusu. Ktoś chwycił mnie za rękę i przekazał garść monet. Po czasie zrozumiałam, że bilety kupuje się tam za odliczoną gotówkę. Pasażerowie z tylnej części pojazdu oczekiwali, że za nich zbiorowo zapłacę.
Co usłyszałaś od znajomych z Krymu, gdy przyznałaś, że wracasz do Polski?
Pytano mnie, czy będę miała w domu pralkę, cukier i sól. Starsi Krymianie wierzą, że Polacy są biedni i zniewoleni, a Amerykanie wydzielają nam racje żywnościowe. Moje sąsiadki zawsze mówiły, że Polska to przykład "sodomy i gomory". Młodsze osoby nie wiedzą, jak żyje się w Europie, ale wiedzą, że to na Krymie sytuacja jest gorsza.
Trudno zmienić to błędne myślenie, ponieważ mieszkańcy Krymu nie wyjeżdżają za granicę. Fałszywy obraz świata przedstawia się im od najmłodszych lat. Pracując w przedszkolu, byłam świadkiem tego, jak dzieci rysują podobizny rosyjskich żołnierzy. Już w tym wieku wierzą, że Rosjanie z karabinem są ucieleśnieniem dobra, miłości oraz troski o drugiego człowieka.
*Tożsamość rozmówczyni nie została ujawniona na jej prośbę.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl