Blisko ludziPoród w sylwestra oczami kobiet

Poród w sylwestra oczami kobiet

Poród w sylwestra oczami kobiet
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
29.12.2016 15:23, aktualizacja: 08.06.2018 14:47

Choć dzieci naszych bohaterek urodziły się w zaledwie 20 minutowym odstępie, ich szkolne losy wyglądają zupełnie inaczej. Lena, córka Beaty rozpoczęła naukę w szkole jako sześciolatka. Z kolei Jaś, syn Anny, pójdzie do szkoły dwa lata później niż Lena. Dzieci przyszły na świat w noc sylwestrową. Tyle, że Lena urodziła się jeszcze przed północą, a Jaś kilka minut po dwunastej.

Anna, mama Jasia, ze swojego porodu pamięta przede wszystkim to, jak bardzo wkurzały ją strzelające w niebo fajerwerki. – Cała Warszawa się bawiła, a ja o północy zamiast żegnać stary rok i witać nowy, walczyłam z „kryzysem siódmego centymetra” – wspomina. Było jej o tyle ciężko, że swojego syna witała na świecie, mając niewiele ponad dwadzieścia lat. – W tym wieku częściej myśli się o zabawie niż o macierzyństwie. Wpadłam z Jaśkiem zaraz na początku studiów. I choć dziś zupełnie tego nie żałuję, to podczas porodu było mi źle, że moi znajomi tam gdzieś się hucznie bawią, a ja tu tak muszę cierpieć – wspomina.

Zupełnie inaczej swojego Sylwestra spędzonego na porodówce wspomina Beata. – O północy trzymałam już w ramionach dziecko, wiedziałam, że jest z nim wszystko dobrze i choć byłam wykończona, to jednak szczęśliwa – opowiada kobieta. Beata już wcześniej zaplanowała, że ten wieczór będzie wyjątkowy. – Termin porodu miałam ustalony na koniec stycznia. Miałam jednak świadomość, że to ostatnie dni luzu, więc chciałam się tego dnia pobawić. Co prawda z wielkim brzuchem nie planowałam żadnego balu, ale wybieraliśmy się na domówkę do znajomych – wspomina kobieta. Wcześniej jednak postanowiła zrobić ostatnie zakupy w galerii handlowej, a potem dotlenić się na spacerze nad Wisłą. – Chyba przesadziłam, bo zaraz po powrocie odeszły mi wody i pojechaliśmy do szpitala. Byłam przerażona, nie chciałam rodzić w sylwestra wcześniaka – mówi Beata.

Feta na porodówkach
Ostatni dzień roku nie jest ulubionym dniem porodu. – Przyszli rodzice pytają nas nawet, czy tego wieczoru pracujemy i próbują delikatnie wysondować, czy personel jest aby trzeźwy – opowiada Małgorzata Gierada-Radoń, położna ze szpitala przy ulicy Żelaznej w Warszawie. – Od razu uspokoję, że jesteśmy trzeźwe. To dla nas normalne godziny pracy. A sylwestrowe porody są niezwykle, tak jak niezwykłe jest przychodzenia na świat dzieci w każdy inny dzień w roku – dodaje.

Również szczególnie „wybuchowych” wspomnień z porodów przyjmowanych ostatniego dnia roku nie ma także Katarzyna Oleś, położna specjalizująca się w porodach domowych. – Jesteśmy razem z rodzącą tak skupione na porodzie, że nawet nie słyszymy, czy na zewnątrz jest impreza czy nie. Nie jest to dla nas ważne – mówi kobieta. – Ale fakt, przystrojone wówczas odświętnie domy, choinki stojące w pokoju, dodają porodowi magiczną aurę – zdradza Katarzyna Oleś.

Ale położne same przyznają, że jeśli w sylwestrową noc trafi się im lżejszy dyżur, to starają się trochę świętować. – Zwykle przynosimy do szpitala jakieś baloniki czy serpentyny. Rozwieszamy je na oddziale i mamy namiastkę swojego Sylwestra – mówi Gierada – Radoń. Przyznaje jednak, że nie zawsze jest na to czas. – Czasami już w Nowy Rok rano uświadamiamy sobie, że przyniosłyśmy dekoracje, ale miałyśmy w pracy taki młyn, że ich nawet nie wyjęłyśmy z torby – opowiada.

Podobnie jest z noworocznymi życzeniami. – Zwykle składamy je sobie po północy. Ale w ubiegłym roku akurat o godzinie dwunastej mieliśmy w szpitalu cesarskie cięcie. Za oknem fajerwerki, a my staliśmy przy stole operacyjnym. Życzenia złożyliśmy sobie kilkanaście minut po północy – opowiada położna z Żelaznej. Dodaje też, że zwyczajowo z fetą wita się pierwsze dziecko, które przyszło na świat w nowym roku.
A lampka szampana? - Czasami wpadnie do nich lekarz z symboliczną lampką. Ale na picie i imprezowanie nie mogą sobie pozwolić – mówią położne.

*Ważna zmiana daty *
Rodzice nie przepadają za sylwestrowymi porodami także z tego powodu, że w zależności od tego, o której dziecko się pojawi, będzie albo najstarsze, albo najmłodsze w klasie. – Zdarzyły się nam kiedyś bliźnięta, z których jedno urodziło się przed północą a drugie już po. Każde z nich ma inny rok urodzenia – wspomina Małgorzata Gierada-Radoń. – Michał, mój mąż, bardzo chciał, żeby lekarze wpisali, że urodził się po północy. Obawiał się, że będzie najmłodszy w klasie i najsłabszy, bo jest przecież wcześniakiem. Lekarz nie dał się przekonać, bo syn przyszedł na świat o godz. 22 – wspomina Anna.

Ale jeśli dziecko pojawi się na świecie kilka minut przed północą, to jeszcze można coś z tą datą zrobić. – Zwykle godzinę przyjścia na świat zaokrąglamy. Jeśli dziecko urodziło się np. o 23.57 to pytamy matkę, jaką godzinę wpisać. Niektóre proszą o zaokrąglenie do pełnej godziny, ale są też takie, dla których precyzyjna godzina jest ważna, by móc postawić dziecku precyzyjny horoskop. Wtedy wpisujemy tak, jak było rzeczywiście – zdradza położna z Żelaznej.

Uważa się natomiast, że do kompromisów co do czasu przyjścia na świat bardziej skłonne są położne przyjmujące porody w domu. – To mit, bo wszystko zależy od konkretnej osoby. Z pewnością są takie położne, które przymkną oko na to, że dziecko urodziło się np. dziesięć minut przed północą. Ale wiele jest też takich, które postępują ściśle z literą prawa – mówi Katarzyna Oleś. Jej zdaniem więcej jest tych położnych skrupulatnych, zwłaszcza że przeważnie nie zna się zbyt dobrze rodziców. – Coraz częściej wytaczają oni lekarzom i położnym procesy, bo uważają, że przyczyną choroby dziecka jest źle przeprowadzony poród. Dlatego położne boją się ryzykować – podsumowuje Katarzyna Oleś.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (22)
Zobacz także