Praca zdalna rodzi konflikty. "To ogólnonarodowy kryzys pracowników"
- Słyszę zarzuty, że ktoś jest opryskliwy i nie da się z nim pracować, bo… jego maile są rzeczowe. Krótkie zdania zakończone słynną "kropką nienawiści" czy pozbawione emotek sprawiają, że ludzie zaczynają mieć do siebie żal - mówi Ilona, HR-owiec w jednej z warszawskich korporacji.
26.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 14:51
Reuters Institute opublikował wyniki badań dotyczących pracy zdalnej. 42 proc. respondentów przyznało, że na home office ucierpiała ich kreatywność. Ponad ¾ badanych (77 proc.) twierdzi, że taka forma pracy utrudnia budowanie relacji w zespole. Co z kolei prowadzi nie tylko do obniżenia jakości pracy, ale też do konfliktów.
"Marketing jest w stanie wojny domowej"
Kamila pracuje w marketingu i przyznaje, że od czasu pandemii ma mocno pod górkę.
- Lockdown bardzo utrudnia mi pracę – przyznaje Kamila w rozmowie z WP Kobieta. – Na początku cieszyłam się z home office, ale w międzyczasie zmieniłam zespół. W tym momencie pracuję z nowymi osobami i mamy potężną barierę w kontakcie. Nie znam tych ludzi, nie wiem, jacy są, oni nie znają mnie… A w mojej pracy kluczowe jest zgranie i dobra komunikacja.
Kamila musi się teraz mierzyć również z kłótniami i nieprzyjemnymi momentami.
- Konflikty są i wynikają przede wszystkim ze złej interpretacji maili – przyznaje Kamila. – Nie widzimy swojej mimiki twarzy, nie słyszymy tonu głosu. Gubią się emocje drugiej osoby, nie zawsze też wiadomo, co ona chce przekazać. Rzadko znajduje się czas na rozmowę telefoniczną czy wideokonferencję. Wszyscy się spieszą, oczekują zrobienia jakichś rzeczy na już, kontakt opiera się głównie na wiadomościach pisanych. Klienci są zdenerwowani, bo chcą wszystko natychmiast. Ludzie z mojego zespołu tak samo. A ja jestem zdenerwowana, bo mam tylko dwie ręce i 24 godziny trwa doba. Nie wyrabiam się – dodaje.
Każdy pracownik w otoczeniu Kamili jest sfrustrowany i ma jakiś problem.
- Mogę powiedzieć, że marketing jest w stanie wojny domowej – przyznaje. – Niby mamy wspólny cel, ale o tym zapominamy przez nieporozumienia i pośpiech. Przed świętami zawsze jest gorąco, ale nigdy nie było tak, jak teraz. Większość firm stawia obecnie tylko na reklamy internetowe, a my mamy za mało ludzi do tej konkretnej formy. Firma nie chce zatrudniać dodatkowych osób, bo boi się tego, co będzie jutro. To błędne koło.
Kamila przyznaje, że pomimo spadku efektywności faktycznie jest bardziej produktywna.
- Jeśli chodzi o kreatywność, to jest praktycznie zerowa – wyznaje Kamila. - Czuję się wypalona, brakuje mi nowych pomysłów, bo blokuje mnie stres. Za to rzeczywiście można powiedzieć, że jestem bardziej produktywna: w pracy spędzam o wiele więcej czasu niż przed pandemią. To siłą rzeczy oznacza, że jestem bardziej dostępna i robię zdecydowanie więcej.
Kamila dodaje, że próbuje znaleźć równowagę między pracą i życiem.
- Na dłuższą metę bym się wykończyła, więc zrobiłam sobie domowe biuro – mówi. – Jedno miejsce, gdzie mam komputer i stamtąd pracuję, odbieram telefony. Kiedy w końcu mogę "wyjść" z pracy, uciekam stamtąd i nie wracam do następnego dnia. Zawsze coś.
Specjaliści od HR-u w pracy Kamili widzą problem, ale na razie niewiele z nim robią.
- Mamy ankiety dotyczące pracy, z których podobno mają wyciągać jakieś wnioski. I tyle – mówi.
"W jeden z piątków oficjalnie graliśmy w gry"
Branża IT jest przyzwyczajona do idei home office. Wielu programistów pracuje w ten sposób od lat. Do tego dochodzi jeszcze stereotyp informatyka jako samotnika, który i tak nie lubi mieć kontaktu z ludźmi. Można by podejrzewać, że w środowisku ludzi związanych z IT pandemia niczego nie zmieniła.
- W IT większość osób nienawidzi spotkań, takich na zasadzie "idziemy do salki i gadamy o tym, co trzeba zrobić" – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta Mariusz Sochacki, programista. – Ale w sytuacji, gdy jest konkretny problem do rozwiązania, jak najbardziej jesteśmy komunikatywni i potrzebujemy rozmów. Do tego my też, tak jak ludzie w innych branżach, lubimy kontakty nieformalne.
Mariusz, podobnie jak Kamila, zmienił pracę w trakcie pandemii.
- W poprzednich firmach, kiedy miałem chwilę wolnego, szedłem do kuchni po wodę – mówi. – W 90 proc. przypadków patrzyłem wtedy po ludziach i kogoś ze sobą zabierałem. Zdarzało się, że ruszaliśmy tak nawet w kilka osób. Odchodziliśmy od biurek, pogadaliśmy o niczym. To był sposób na rozluźnienie, ale też na to, żeby złapać nową perspektywę i spojrzeć na jakiś służbowy problem bardziej kreatywnie. Wymienialiśmy się uwagami albo po prostu pozwalaliśmy głowie odpocząć i przetworzyć informacje – przyznaje Mariusz.
Zobacz również:
Teraz, jak mówi Mariusz, sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
- Komunikacja stała się bardziej formalna, oparta na wymianie suchych informacji przez maila – stwierdza. – Ja zmieniłem pracę podczas pandemii. W moim zespole jest ponad 20 osób. Z imienia znam sześć, resztę kojarzę z wideokonferencji, ale generalnie nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy. Mamy nową ekipę, nie znamy się prywatnie. Brakuje nam tego ogólnozespołowego zżycia.
W firmie Mariusza HR-owiec postanowił pomóc swoim pracownikom lepiej się zintegrować.
- Jako że jest to firma mocno zdominowana przez mężczyzn, i to takich związanych z komputerami, to zaproponowali nam event gamingowy – mówi Mariusz. - Założyli nam serwer, zaproponowali kilka gier i w jeden z piątków, zamiast pracować, oficjalnie graliśmy w gry. W sumie wyszło nieźle. Trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się i zrelaksowaliśmy, to na pewno. Ale nie wiem, w jakim stopniu się do siebie "zbliżyliśmy" – przyznaje.
W zespole Mariusza padł też pomysł wirtualnej kawy.
- Zamiast wstać od biurka i iść do kuchni, ktoś wystawia spotkanie na 30 minut w środku dnia. – mówi. - Wchodzimy na nie i gadamy sobie o głupotach. Na razie odbyło się to raz i było całkiem przyjemnie. Pewnie będzie jeszcze powtórka.
"To ogólnonarodowy kryzys pracowników"
Osoby zarządzające zasobami ludzkimi w firmach mają teraz twardy orzech do zgryzienia.
- To rozmowa anonimowa, więc mogę powiedzieć szczerze: nie jest dobrze – mówi Ilona, HRowiec w jednej z dużych korporacji. – Każdego dnia odbieram telefony od zapłakanych pracowniczek albo zdenerwowanych pracowników. Padają oskarżenia o mobbing, menadżerowie dzwonią i proszą o pomoc w "uporządkowaniu" zespołu. Bo jeden pracownik nie chce współpracować z drugim, pokłócili się i nie wiadomo, co z tym zrobić…
Zobacz również:
Jak przyznaje Ilona, jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest ogólna frustracja. Drugi to, wspomniana już przez Kamilę i Mariusza, komunikacja.
- To może się wydawać śmieszne, ale słyszę zarzuty, że ktoś jest opryskliwy i nie da się z nim pracować, bo… jego maile są rzeczowe. Krótkie zdania zakończone słynną "kropką nienawiści" czy pozbawione emotek sprawiają, że ludzie zaczynają mieć do siebie żal. Naprawdę.
Ilona przyznaje też, że pracownicy nie wytrzymują psychicznego napięcia.
- Mamy kilka osób, które przebywają na zwolnieniu lekarskim – wyznaje Ilona. – Mają zdiagnozowaną depresję lub nerwicę. Frustracja, strach i atmosfera zrobiły swoje. Teraz te osoby siedzą w domu i próbują dojść do siebie. A na polu bitwy zostały inne, którym też jest ciężko. Nie mamy masowych odejść z pracy, bo mało kto ma teraz ochotę na takie rewolucje. Ale na pewno mogę powiedzieć, że to ogólnonarodowy kryzys pracowników.