Przed śmiercią wydziedziczył rodzinę. Wiadomo, gdzie trafił majątek
W latach 70. Waldemar Kocoń był jednym z najpopularniejszych piosenkarzy w naszym kraju. Jego utwory znał wówczas niemal każdy. Zanim we wrześniu 2012 roku zmarł na białaczkę, postanowił sporządzić testament, w którym jasno wskazał spadkobierców. Jego syn nie był jednym z nich.
06.09.2023 | aktual.: 06.09.2023 17:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Waldemar Kocoń szalenie chronił prywatność. Kiedy jednak w 2012 roku dowiedział się, że choruje na białaczkę, postanowił jednak nieco opowiedzieć o swoim życiu. Miał na swoim koncie wiele hitów, a także 17 płyt. Kolekcjonował również obrazy. Nie jest też tajemnicą, że kochał dzikie zwierzęta, a dokładnie serwale, których był dumnym hodowcą. Co stało się z nimi po jego śmierci, skoro swoich bliskich postanowił wydziedziczyć?
Waldemar Kocoń był ofiarą księdza pedofila
Jego życie nie było usłane różami. Mimo że osiągnął niebywały sukces i przez niemal 20 lat spełniał marzenia w Stanach Zjednoczonych, miał na swoim koncie wiele trudnych doświadczeń.
Przed śmiercią zdradził, że jako 15-latek został zgwałcony przez księdza. "Miałem 15 lat, gdy pewien ksiądz zwabił mnie do swojego samochodu. Po wszystkim płonąłem ze wstydu, a on przytulił mnie po ojcowsku i ostrzegł, że jeżeli komukolwiek powiem, do czego między nami doszło, natychmiast dosięgnie mnie kara boża" - powiedział w "Expressie Ilustrowanym".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kiedy po latach chciał jednak skonfrontować się ze sprawcą, okazało się, że już nie żyje. Dlatego też nigdy nie wyjawił publicznie danych księdza.
Piosenkarz przez wiele lat mieszkał w USA. To właśnie tam pokochał dzikie zwierzęta, a dokładniej serwale. Zza oceanu przywiózł do Polski pierwszego kota. Szybko jednak dorobił się również kolejnych, które były oczkiem w jego głowie.
Waldemar Kocoń wydziedziczył swojego syna
Niektórzy twierdzą, że śmierć Waldemara Koconia była dość podejrzana. Podczas pogrzebu wokalisty, reżyserka Iwona Sadowska stwierdziła, że należy nawet zainteresować sprawą prokuraturę.
"Ludzie z białaczką żyją po 10, po 15 lat. Od złamanej ręki nie umiera się, ale jak nie udzieli się pomocy, są powikłania, które doprowadzają do stanu, z którego się już nie wychodzi" - powiedziała na ceremonii.
Czytaj też: Mówi o testamencie. Wspomniała o długach
Sporo kontrowersji wzbudzał również testament zmarłego. Wedle jego woli, najbliżsi, czyli rodzeństwo oraz syn, zostali pozbawieni spadku. Majątek miał zostać przekazany na rzecz Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Muzyk nie zapomniał o swoich ukochanych serwalach.
Jednym z nich miała się zaopiekować Krystyna Olbrychska, jednak zwierzak uciekł i nigdy nie został odnaleziony. Drugiego z pupili przekazał warszawskiemu zoo. Losy trzeciego z nich nie są znane, ale podejrzewa się, że wokalista znalazł dla niego dom jeszcze przed śmiercią.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl