Przed śmiercią wydziedziczył rodzinę. Wiadomo, gdzie trafił majątek

W latach 70. Waldemar Kocoń był jednym z najpopularniejszych piosenkarzy w naszym kraju. Jego utwory znał wówczas niemal każdy. Zanim we wrześniu 2012 roku zmarł na białaczkę, postanowił sporządzić testament, w którym jasno wskazał spadkobierców. Jego syn nie był jednym z nich.

Waldemar Kocoń zmarł 11 lat temu
Waldemar Kocoń zmarł 11 lat temu
Źródło zdjęć: © ONS

Waldemar Kocoń szalenie chronił prywatność. Kiedy jednak w 2012 roku dowiedział się, że choruje na białaczkę, postanowił jednak nieco opowiedzieć o swoim życiu. Miał na swoim koncie wiele hitów, a także 17 płyt. Kolekcjonował również obrazy. Nie jest też tajemnicą, że kochał dzikie zwierzęta, a dokładnie serwale, których był dumnym hodowcą. Co stało się z nimi po jego śmierci, skoro swoich bliskich postanowił wydziedziczyć?

Waldemar Kocoń był ofiarą księdza pedofila

Jego życie nie było usłane różami. Mimo że osiągnął niebywały sukces i przez niemal 20 lat spełniał marzenia w Stanach Zjednoczonych, miał na swoim koncie wiele trudnych doświadczeń.

Przed śmiercią zdradził, że jako 15-latek został zgwałcony przez księdza. "Miałem 15 lat, gdy pewien ksiądz zwabił mnie do swojego samochodu. Po wszystkim płonąłem ze wstydu, a on przytulił mnie po ojcowsku i ostrzegł, że jeżeli komukolwiek powiem, do czego między nami doszło, natychmiast dosięgnie mnie kara boża" - powiedział w "Expressie Ilustrowanym".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Izabela Janachowska o spisaniu testamentu, byciu macochą i przyszłości syna

Kiedy po latach chciał jednak skonfrontować się ze sprawcą, okazało się, że już nie żyje. Dlatego też nigdy nie wyjawił publicznie danych księdza.

Piosenkarz przez wiele lat mieszkał w USA. To właśnie tam pokochał dzikie zwierzęta, a dokładniej serwale. Zza oceanu przywiózł do Polski pierwszego kota. Szybko jednak dorobił się również kolejnych, które były oczkiem w jego głowie.

Waldemar Kocoń wydziedziczył swojego syna

Niektórzy twierdzą, że śmierć Waldemara Koconia była dość podejrzana. Podczas pogrzebu wokalisty, reżyserka Iwona Sadowska stwierdziła, że należy nawet zainteresować sprawą prokuraturę.

"Ludzie z białaczką żyją po 10, po 15 lat. Od złamanej ręki nie umiera się, ale jak nie udzieli się pomocy, są powikłania, które doprowadzają do stanu, z którego się już nie wychodzi" - powiedziała na ceremonii.

Sporo kontrowersji wzbudzał również testament zmarłego. Wedle jego woli, najbliżsi, czyli rodzeństwo oraz syn, zostali pozbawieni spadku. Majątek miał zostać przekazany na rzecz Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Muzyk nie zapomniał o swoich ukochanych serwalach.

Jednym z nich miała się zaopiekować Krystyna Olbrychska, jednak zwierzak uciekł i nigdy nie został odnaleziony. Drugiego z pupili przekazał warszawskiemu zoo. Losy trzeciego z nich nie są znane, ale podejrzewa się, że wokalista znalazł dla niego dom jeszcze przed śmiercią.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (70)