"Przełykałam tylko łzy". Opisała, co w święta robią jej klienci
Przez cały grudzień trwa przedświąteczne szaleństwo zakupowe, do tego dochodzi też praca w święta czy w sylwestra - często wymuszona przez pracodawców. Jak mówią o tym czasie sprzedawczynie? Opisują szokujące zachowania klientów.
05.12.2022 | aktual.: 06.12.2022 11:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sprzedawcy nie mają wątpliwości - grudzień to dla nich najbardziej intensywny miesiąc pracy. Dla pracowników sklepów szczególnie istotne jest to, co dzieje się jeszcze zanim pojawią się klienci - układanie grafików świątecznych i sylwestrowych, zwłaszcza w miejscach, które są czynne do późna. A tych nie brakuje.
Jak poinformowała niedawno katowicka "Gazeta Wyborcza", w tym roku galeria handlowa w Rudzie Śląskiej ma być otwarta w sylwestra do godz. 21. Czynne są wtedy stacje benzynowe, długo pracują też m.in. Żabki czy inne sieciowe markety. Tak wspominają drugą zmianę w sylwestra i w święta ich pracownice.
Pracowała w sylwestra na drugą zmianę. Mówi o agresji i kradzieżach
Aleksandra pracuje w sklepie spożywczym czynnym do godz. 23 - również w Wigilię czy w sylwestra. - Grafik jest dzielony. Pracujemy za standardową stawkę, nie dostajemy żadnej okolicznościowej premii - mówi w rozmowie z WP Kobieta. Jak wspomina swoje zmiany sylwestrowe? Do około godz. 18 było jak podczas normalnego dnia, a potem ruch mocno spadał. - Od godz. 20 zaczyna się etap, w którym pojawia się więcej osób pod wpływem alkoholu. Nie sprzedajemy go nietrzeźwym, więc często słyszymy ściek wyzwisk – opowiada.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bardzo często dochodzi też do kradzieży. - Pamiętam jednego chłopaka, na oko miał 24, może 25 lat. Po prostu zabrał z półki czteropak piwa i ruszył w stronę drzwi. Stanęłam mu na drodze, a wtedy on odepchnął mnie tak, że upadłam. Zdewastował regał z gazetami i wyszedł z tym wszystkim ze sklepu – relacjonuje Aleksandra.
Rok temu przeżyła też inną groźną sytuację. - Byłam na zmianie. Wyszłam po godz. 23, a gość rzucił we mnie butelką, bo chciał kupić piwo, a ja już zamknęłam.
Świętowanie Nowego Roku? Raczej odpada. - Nie pozostaje mi nic innego, jak patrzeć przez okno o północy. Zanim wrócę do domu i przygotuję się na jakiekolwiek wyjście, właściwie będzie po wszystkim.
Najgorsza była dla niej Wigilia. "Klient rzucił w jedną z nas koszykiem"
Podobne wspomnienia ma też Sonia, która przez trzy lata pracowała w drogerii. - Pracowałam w święta wielokrotnie i mogę stwierdzić jedno: nigdy nie spotkałam się z większym chamstwem i roszczeniowością klientów. Oczywiście po wyjściu z pracy nie miałam ochoty na spędzanie czasu z rodziną. Wszystko z nerwów. Przez kilka dni po maratonie świątecznym miałam absolutny wstręt do ludzi - wspomina.
Według Soni najgorsza zawsze była Wigilia. Zmiana trwała często do godz. 13, czasem do godz. 17 - to krócej niż w sylwestra, kiedy trzeba było siedzieć do godz. 19 lub godz. 20. Gorsze jednak było podejście klientów. - Za nic mają w takich dniach drugiego człowieka. Oni wymagają, ty masz służyć. Niejednokrotnie z koleżankami byłyśmy obrzucane wulgarnymi epitetami, zdarzało się, że klient rzucił w jedną z nas koszykiem, bo nie spakowała zakupów, pomimo że tego obowiązku nie ma od lat. A finansowo na takiej zmianie nie było żadnych benefitów - mówi.
"Ma się ochotę tylko na zjedzenie czegoś, doczekanie do północy i sen"
Ewelina (imię zmienione – przyp. red.) pracuje w jednej z placówek popularnej sieci sklepów spożywczo-przemysłowych na wsi. Co roku w sylwestra sklep ten jest czynny do godz. 21, co nie oznacza oczywiście, że kobieta kończy wtedy pracę. - Po zamknięciu drzwi czeka nas rozliczanie kasjerów oraz praca związana z zakończeniem roku i miesiąca: wprowadzanie list obecności czy inwentaryzacja gotówki w sejfie – wymienia.
Trzeba też posprzątać stanowisko mięsne. Mycie takich maszyn wymaga sporo czasu i często nie udaje nam się wyrobić do zamknięcia sklepu, zwłaszcza jeśli klienci są do końca. - Kiedyś na takiej zmianie wyszliśmy o godz. 22:30 – wspomina. - W takiej sytuacji ma się ochotę tylko na zjedzenie czegoś, doczekanie do północy i sen.
Ewelina wspomina w naszej rozmowie także swojego pierwszego sylwestra na drugiej zmianie. - Przełykałam łzy przed godz. 21, widząc, jak samochody podjeżdżają przed drzwi i wysiada z nich jedna osoba, wpadając tylko po alkohol. Miałam wtedy może 19 lat. Wszyscy życzyli nam udanej zabawy, a ja wiedziałam, że to mój pierwszy sylwester od wielu lat spędzony z rodzicami w domu. Było mi ciężko, ale teraz już do tego przywykłam - opowiada.
Nie każdy jednak się przyzwyczaja. Kobieta wspomina pracownika, który złożył wypowiedzenie w listopadzie, właśnie dlatego, że nie chciał pracować w sylwestra.
Na szczęście Ewelina jako jedna z nielicznych nie miała wielu trudnych sytuacji z klientami. - Dostajemy od nich dużo zrozumienia. Każdy ze stałych bywalców mówi, że nie powinni nas trzymać tak długo w pracy. Myślę, że rzeczywiście ruch jest tak mały, że moglibyśmy zmienić godziny otwarcia. Najwięcej ludzi jest zawsze rano, do godz. 17 też jest dość intensywnie. Później, po godz. 19, przychodzą już pojedyncze osoby, kupują przekąski, alkohol czy fajerwerki – relacjonuje.
Nie spotkało jej też nic groźnego. - Nieprzyjemne było tylko to, gdy jacyś chłopcy bawili się fajerwerkami w okolicy sklepu. Teoretycznie nie powinni ich mieć, bo osobom niepełnoletnim nie można ich sprzedawać, ale często dostają je od starszych kolegów albo rodziców - wyjaśnia Ewelina. - Rzucali je jak najbliżej ścian i prosto przed drzwi, za którymi stoi kasa. Obyło się bez wzywania policji, uciekli, gdy ktoś zwrócił im uwagę. To była tylko głupia zabawa, ale mogła się skończyć źle.
Ewelina już się przyzwyczaiła do pracy w święta i w sylwestra. Zwłaszcza że w sklepie, w którym pracuje, grafik układa się sprawiedliwie. - Raz jest druga zmiana, ale rok później pierwsza albo wolne. Poza tym ten, kto pracuje w Wigilię, nie dostaje zmiany w sylwestra. Ale wszystko zależy od kierownika. Słyszałam, że nie wszędzie wygląda to tak jak u nas – czasem szef robi grafik według własnego uznania albo sympatii i trzeba się do tego dostosować - mówi.
Wódka schodziła kartonami. "Nienawidzę okresu świątecznego"
Katarzyna pracuje w jednym z sieciowych marketów, wcześniej była zatrudniona na stacji paliw. Jednoznacznie stwierdza, że grudzień jest w handlu najtrudniejszy. Nieważne, czy chodzi o branżę spożywczą, drogerie, sieciówki, czy właśnie o stacje benzynowe.
- Podczas nocki w Wigilię mieliśmy naprawdę duży ruch i rekordową sprzedaż alkoholi i, o dziwo, fast foodu – podkreśla. - Nie rozumiem tego, ale hot dogi i zapiekanki w żaden inny dzień nie cieszyły się większym powodzeniem. Największy ruch zaczynał się po pasterkach, gdy wszyscy podpici lub niedopici przychodzili po alkohol.
Wigilia była ciężka, ale dopiero po sylwestrze Katarzyna chciała rzucić pracę na stacji, chociaż na co dzień bardzo ją lubiła. - Stacja w centrum miasta, dwóch pracowników, a klientów około tysiąca. Alkohol, hot dogi i uszczypliwe komentarze, ale też awantury i bójki. Generalnie nic przyjemnego. Czarę goryczy przelała kupa w zlewie w męskiej toalecie, którą oczywiście trzeba było posprzątać. Ludzie są okropni – kwituje kobieta.
W markecie jest lepiej, chociaż dużym minusem jest brak premii świątecznej. - Pracujemy po 3-4 osoby na zmianie. W Wigilię sklep jest czynny do godz. 14, ale w sylwestra, o zgrozo, do godz. 21 - podkreśla Kasia.
Pierwsza sylwestrowa zmiana Kasi wyglądała tak: - Sklep był otwarty tylko do godz. 19 z powodu covidowych restrykcji, ale to nie ułatwiło sprawy. Nie nadążaliśmy przekładać towaru z palet na półki. Klienci oburzeni, że nie ma już konkretnej wódki, bo schodziła wtedy kartonami. Rozdrażnieni i bardzo roszczeniowi, zero współczucia, zero zrozumienia, wieczne pretensje: "Dlaczego tak drogo?", "Dlaczego nie ma rabatu?" albo "Dlaczego czynne tak krótko?" - opowiada. Na osi czasu tego horroru układa też kolejki do kas i do działu mięsnego, awantury o brak towaru na półkach, a nawet kłótnie między sobą o konkretne produkty.
- Myślałam, że te wszystkie filmiki w internecie to sporadyczne sytuacje, ale teraz wiem, że nie, doświadczam tego na własnej skórze - i tak jest już z reguły od grudniowej niedzieli handlowej. Mimo że naprawdę lubię swoją pracę, to nienawidzę okresu świątecznego. Cieszę się tylko z tego, że w święta mogę odespać ten ciężki czas - podsumowuje Kasia.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl