Przemoc, brud i wyzysk w pracy nad morzem. Historia Weroniki z Dziwnowa
Robaki w pokojach, przeterminowane owoce i brak higieny. 17-letnia Weronika wraz z koleżanką zatrudniły się w obiekcie hotelarskim w Dziwnowie. Zapłaty nie otrzymały, bo cytując właściciela: "jesteście c***a warte, tak samo, jak wasza praca".
04.08.2018 | aktual.: 04.08.2018 16:41
Dziewczyny przyjechały nad polskie morze, żeby spróbować zarobić pieniądze na własną rękę. W okresie wakacyjnym to właśnie do nadmorskich miejscowości zjeżdżają się młodzi ludzie, w poszukiwaniu sezonowej pracy. I są wykorzystywani na potęgę. Jak ktoś wytrzyma tydzień, to jest prawdziwym "kozakiem". Bo nawet 5 dni w takim miejscu to jak wstęp do piekła. A potem jest tylko gorzej. Post na Facebook'u, w którym dziewczyny opisały swoją historię, udostępniło już ponad 2,8 tysiąca osób.
"Przez pierwsze 3 dni 'w tak zwanym okresie próbnym' spędzałyśmy w pracy po 12-13 godzin - zależnie od upodobania szefa" - tak Weronika opisuje początek historii. Potem podpisały umowę, ale równie dobrze mogły tego nie robić. Żadnych pieniędzy nie zobaczyły na oczy. A przepracowały w sumie 179 godzin. I to w niezwykle trudnych warunkach, bo właściciele ich nie oszczędzali. Ani fizycznie, ani psychicznie.
Wulgaryzmy były tam używane na porządku dziennym. Jak regularny boks, tyle że słowny. Weronika przytacza cytaty, które utkwiły jej najbardziej w pamięci: "jesteście c****a warte, tak samo, jak wasza praca", "znajdźcie sobie takich samych mężów brudasów, to będziecie je****e 3 razy dziennie", "jesteście tylko dziewczynkami/gówniarami i szacunek za taką pracę się wam nie należy, zresztą tak, jak jakiekolwiek wynagrodzenie".
Praca nastolatek nie była łatwa. Starsza z nich, Weronika, sprzątała cały hotel, pokój po pokoju. Przy tego typu zajęciach używa się silnych środków chemicznych, do których trzeba nosić rękawiczki. Ona ich nie dostała. Poparzone ręce to tylko jedna z konsekwencji, z którymi musiała się zmagać. Bierze leki, ale w ciągu dnia nie miała nawet pięciu minut, żeby móc po nie pójść.
Podczas gdy Weronika zajmowała się hotelem, młodsza z dziewczyn zostawała sama do obsługi dwóch sal. "Cała wizja tego miejsca od strony pracownika to mrożone dania (dosłownie wszystko), zupy i sosy do makaronu z proszku (a makaron gotowany kilka dni wcześniej), przeterminowane owoce, które się mrozi, robiąc z nich później koktajle" - pisze Weronika na Facebook'u - "Otwarte nie wiadomo ile sosy typu ketchup, nie myte piekarnik, mikrofalówki, gofrownice, naleśnikarki, blachy do pieczenia i narzędzia do gotowania, myta max 2 razy w miesiącu podłoga i nie ścierane kurze oraz hit - skrzynka napojów energetycznych, stojąca pod ladą szefowej, które w trakcie dnia cały czas popija, będąc tak pobudzona, że gotowa jest stawić się do bicia za nasz najmniejszy błąd".
Uderzenia padały ze strony zarówno szefowej, jak i szefa. Dziewczyny twierdzą, że bardzo często był gotów je popchnąć za najmniejszą pomyłkę. A tolerancja błędu była minimalna, o ile w ogóle była.
Aż do dzisiaj żadna z dziewczyn nie chciała opowiadać o tym, co przeszły. Po 12 godzinach codziennej pracy, wyzwiskach i fatalnych warunkach. Teraz przerwały milczenie i zwróciły się o pomoc. Sprawa została zgłoszona do odpowiednich organów. Próbowaliśmy skontaktować się z właścicielami hotelu, ale nie udało nam się uzyskać od nich żadnego komentarza na temat opisywanych wydarzeń.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl