Gwiazdy"Przepraszam, czy my się znamy?" - podryw przez Internet

"Przepraszam, czy my się znamy?" - podryw przez Internet

"Przepraszam, czy my się znamy?" - podryw przez Internet
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
29.09.2011 10:29, aktualizacja: 29.08.2018 15:42

„Witaj. Zaintrygowałaś mnie. Z opisu widzę, że jesteś bardzo ciekawą osobą i wiele nas łączy. Pomyślałem sobie, że któregoś dnia, moglibyśmy pójść na spacer po Starówce, potem wstąpić na dobrą kawę” – Basia znalazła tę wiadomość na swojej skrzynce.

Żeby było ciekawiej, nie była to skrzynka mailowa, ani ta na Facebooku. Niejaki Krzysztof zaczepił ją na Goldenline – serwisie społecznościowym skupionym na karierze i rozwoju zawodowym.

Rzuciła okiem na jego profil. Ona humanistka, on z branży finansowej. Ona spontaniczna, wielokrotnie zmieniała pracę, on od 11-lat w tej samej firmie. Wiele ich łączy? Chyba tylko to, że obydwoje mieszkają w Warszawie. Dlaczego używamy serwisów społecznościowych w celach zupełnie innych od tych, którym są przeznaczone?

„My w ogóle coraz więcej rzeczy robimy w sieci: zakupy, rachunki, rezerwacje. Zamiast wysyłać listy, piszemy maile, rozmawiamy na Skype, więc dlaczego mielibyśmy nie poznawać ludzi przez Internet?” - mówi 25-letni Paweł. Sam przyznaje, że w ten sposób poznał sporo dziewczyn. „Mam znajomych, którzy rejestrują się na portalach randkowych. Z tego co widzę, z roku na rok powstaje ich coraz więcej i są coraz lepiej sprofilowane. Zanim obejrzysz dziewczyny, trzeba odpowiedzieć na milion pytań i dzięki temu wyświetlą ci się tylko te, które mają podobne zainteresowania lub priorytety. Ja jednak nie korzystam z serwisów randkowych. Wszystkie dziewczyny, które poznałem w sieci, zagadałem na zwykłych społecznościówkach” – wyjaśnia.

Chętna czy nie? – czyli jak to się robi?

Co strona, to zasady. Jednak na takich serwisach jak Grono, Facebook czy NK działa to bardzo podobnie.

„Z moich obserwacji działa to tak: rzadko kiedy ktoś w pierwszej kolejności porywa się na napisanie wiadomości. Zazwyczaj to są jakieś drobne gesty typu zaczepka, która jest jedną z opcji do wyboru, dodanie kogoś do znajomych lub komentarz pod zdjęciem” – mówi 24-letnia Dorota z Poznania. „Moim zdaniem zaczepka jest najsłabsza, bo pozostawia marne pole do manewru. Ktoś wysyła coś takiego i co? Mam zaczepić w odpowiedzi? Mogę to zrobić, ale co dalej?”

Dorota przyznaje, że teraz już nieco rzadziej, ale kiedyś nagminnie dostawała zaproszenia do znajomości od osób, których nigdy w życiu nie widziała na oczy. „Przeglądałam wspólnych znajomych, informacje na temat szkoły, pracy, etc .Nie było nawet cienia szansy, żebym znała tę osobę. Wtedy moją ulubioną było reakcją pytanie: Przepraszam, czy my się znamy? Jak ktoś był wytrwały, odpowiadał, że nie, ale że chciałby się poznać i dlatego się odzywa. Jednak zdarzało się tak, że to bezpośrednie zapytanie zniechęcało uporczywego podrywacza” – mówi Dorota.

Opowiada też, że dodawanie komentarzy pod zdjęciami bywa dość częstą praktyką, ale nie działa na każdym serwisie, ponieważ na wielu z nich nie ma możliwości przeglądania zdjęć osoby, której nie mamy w grupie naszych znajomych. Jeśli jednak nie zablokujemy informacji o sobie czy zdjęć, narażamy się na to, że zaraz przeczytamy o tym, jak słodko lub seksownie wyglądamy, gdy robimy tę minę.

Wysyłamy wiadomość czyli forma dla wyrafinowanych podrywaczy

Internet i świat rzeczywisty różnią się od siebie i rządzą zupełnie innymi zasadami. Jedno jest jednak pewne: w obydwu przypadkach to pierwsze wrażenie może być kluczowe. Czasem przez głupi gest typu wysłanie „zaczepki” czy dodanie do grona znajomych kogoś, kto naszym znajomym nie jest, możemy sobie bardzo zaszkodzić. Dlatego ci, którym rzeczywiście zależało na kontakcie z konkretną osobą, a nie przypadkową laską „bo fajnie wyglądasz na zdjęciu”, kuszą się na napisanie wiadomości. 30-letni Michał przyznaje, że sporo dziewczyn poznał w sieci i zazwyczaj udawało się to dlatego, że porywał się na nieco więcej niż dodanie kogoś do grona znajomych.

“Dzisiaj już nie zagaduję, bo nie szukam w sieci ludzi. Kiedyś natomiast skupiałem się na opisach i tekstach pisanych przez osobę, którą „odwiedzałem”. To od razu ułatwiało początek rozmowy. Przynajmniej nie musiałem zaczynać konwersacji od „śmiesznych” komentarzy dotyczących zdjęć. Dzisiaj to chyba jedyny „punkt” zaczepienia dla ludzi, którzy tak poznają innych w sieci” – mówi.

Załóżmy, że ktoś zareagował. Kiedyś trzeba było przenosić się na gg bądź inny komunikator, żeby porozmawiać. Dziś większość serwisów ma opcję czata, żeby nie tylko przyciągnąć użytkowników na swój serwis, ale także zatrzymać ich tam jak najdłużej. Zaczynamy rozmowę, idzie nam całkiem dobrze i co dalej? Czy taka znajomość przenosi się do świata rzeczywistego?

“Jakiś czas temu faktycznie, zdarzało mi się poznawać kobiety w sieci. Kilka znajomości pozostało w tzw. „virtualu” i po pewnym czasie się urwały. Parę jednak przeszło z rzeczywistości wirtualnej do realnej” – opowiada 28-letni Tomek z Krakowa, który zwykle dziewczyny poznawał na Gronie. To nie był jeszcze czas Facebooka. “Te, które przeniosły się do świata realnego, przetrwały znacznie dłużej. Z reguły relacje pozostawiane w „sieci” w pewnym momencie - w moim przypadku - gdzieś gasły. Każdy miał swoje sprawy w życiu realnym i nie było czasu na wieczne przesiadywanie w Internecie. Zwłaszcza, gdy różniła nas jeszcze spora ilość kilometrów. Te znajomości, które przetrwały, w większości wspominam bardzo pozytywnie i na pewno ich nie żałuję.”

Tomek przyznaje jednak, że w przypadku wszystkich dziewczyn zakończyło się na układzie koleżeńskim: “Trudno mi powiedzieć dlaczego. Naturalnie wyszło tak, że zaczynaliśmy się sobie zwierzać i te znajomości przekształcały się w coś innego niż flirt”.

Bartek jest bardzo młody, ma 18 lat. Mimo tego, umówił się już kilka razy na randkę z kimś, kogo poznał w sieci. “Niestety, muszę powiedzieć, że większość z nich była totalnym rozczarowaniem. Kiedy pisaliśmy do siebie maile czy rozmawialiśmy na czacie – wyglądało to tak, jakbym trafił na bratnią duszę. Gdy dochodziło do konfrontacji, okazywało się, że dziewczyna milczy. Nie mam pojęcia dlaczego. I choć często były bardzo atrakcyjne, ja szukam czegoś więcej. Chcę mieć w niej kompana, najlepszego przyjaciela” – dodaje.

Dlaczego w sieci świetnie się dogadujemy, a kiedy przychodzi czas na spotkanie, czar pryska? Psycholog, Arkadiusz Bileczyk, ma na to odpowiedź: “Na to, jak odbieramy drugą osobę, składa się znacznie więcej niż wygląd i wypowiadane przez nią treści. Dochodzi głos, sposób mówienia, zapach, a być może nawet feromony. Coś w końcu sprawia, że często jesteśmy zafascynowani osobą poznaną w sieci, a kiedy spotykamy ją na żywo, niejednokrotnie czujemy się rozczarowani. To może być jeden z czynników.”

(asz/sr)

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (17)
Zobacz także