Przytulacz do wynajęcia. Profesjonalne tulenie wygląda dziwnie, a jednak ludzie za to płacą
Dotyk kosztuje, o czym przekonała się dziennikarka "Business Insidera", która skorzystała z usług certyfikowanej przytulaczki. Zdziwione? Okazuje się, że nie ma się wcale czemu dziwić. W Wielkiej Brytanii i USA "tulący" biznes ma się całkiem nieźle, pytanie kiedy dotrze do Polski. Na razie za przytulanie nie trzeba u nas tyle płacić, można wziąć za to udział w... "Cuddle party".
Dwa lata temu Amerykanka Samantha Hess zaczęła brać pieniądze za przytulanie obcych sobie ludzi. Dzwonią, a ona jedzie tam, gdzie sobie życzą - głaszcze ich po dłoni, trzyma za rękę, jeśli trzeba, idzie z nimi do łóżka. Taka sesja, bez seksualnych podtekstów, u Hess trwa od pół godziny do godziny i może kosztować 35 dolarów (130 zł). Dużo więcej na "dzień dobry" bierze Brytyjka Dieniz Costa - "certyfikowana" pani-przytulacz, bo aż 80 funtów (godzina), czyli ponad 380 zł. I jak wyjaśnia, umożliwia ludziom "eksplorowanie dotyku na poziomie niewychodzącym poza normę". Z jej usług skorzystała redaktorka "Business Insidera".
- Mam za sobą trudny okres. Jestem ciekawa, czy w jakikolwiek sposób mi to pomoże - mówiła przed spotkaniem z Costą, która poprosiła o wskazanie pozycji, w której czuje się bezpiecznie. Chwilę potem dziennikarka położyła głowę na jej kolanach - zaczęło się od głaskania i szukania inspiracji w obrazkowym poradniku "Cuddle Sutra", a skończyło w łóżku. Panie leżały "na łyżeczkę", obejmowały się też nogami. I choć oglądając to, mogą przejść nas ciarki, przytulana była zadowolona. - Zrelaksowałam się, ton mojego głosu również jest spokojenieszy - stwierdziła po godzinie sesji. - Muszę przyznać, że zbyt nisko to oceniłam - dodała.
W Polsce jak dotąd nikt nie zarabia na przytulaniu, a przynajmniej się z tym nie ujawnił. Szukających dotyku u obcej osoby powinno usatysfakcjonować "Cuddle party". Taką imprezę,nie pierwszy raz, za kilka dni zorganizuje Instytut Pozytywnej Seksualności. "Wwydarzenie na którym dorośli (18+) eksplorują własne umiejętności komunikacji, uczą się stawiania granic ale przede wszystkim doświadczają dotyku w bezpieczny, nie-seksualny sposób. Na spotkaniach odbywających się od 12 lat na świecie w lekki i przyjemny sposób osoby dorosłe odkrywają swoje potrzeby dotyku i uczą się jak je komunikować, ale też jak mówić NIE. Efektem ubocznym uczestnictwa jest zalanie falą oksytocyny, dobrego samopoczucia i doskonałego humoru." - czytamy na fanpage'u Instytutu.
Ze strony dowiadujemy się także, że "konsensualny dotyk jest niezbędny dla dobrego funkcjonowania układu krwionośnego, układu nerwowego, zdrowia emocjonalnego', ponadto "buduje poczucie własnej wartości, umiejętność ufania sobie i innym, i szacunek dla siebie i innych" oraz "wyzwala kreatywność i poczucie bezpieczeństwa". Dorośli nie korzystają z płynących z niego korzyści i podobno nie wiedzą, co tracą. Pod filmikiem z sesji dziennikarki "Business Insidera" wnioskuję, że brakuje im do tego chęci. W komentarzach czytam: "Współczuję tym, którzy płacą, żeby się przytulić". Ale jeżeli ktoś to robi, może nie ma czego współczuć?
źródło:businessinsider.com