Ratownicy mówią o pladze. Wskazują grzechy główne Polaków nad wodą

Ratownicy mówią o pladze. Wskazują grzechy główne Polaków nad wodą

Licznik bije. Każdego dnia ratownicy wyciągają z wody ciało
Licznik bije. Każdego dnia ratownicy wyciągają z wody ciało
Źródło zdjęć: © East News | Stanislaw Bielski/REPORTER
Agnieszka Woźniak
28.06.2023 06:00

Pięć, trzy, dwa, sześć... Codziennie w statystykach policyjnych pojawia się nowa liczba utonięć. Winowajcy? Alkohol i brawura. - Widok męża i dzieci, które umierają na ich oczach rodzi traumę do końca życia - ostrzega ratownik.

W czerwcu wyłowiono z wody już 41 ciał. Gdy zaczynałam pisać ten artykuł, było ich 39. Dzień bez ofiar praktycznie się nie zdarza. Ratownicy załamują ręce. Jesteśmy na czele niechlubnego rankingu utonięć.

Śmierć na oczach matki

- Pamiętam, jak tatuś pod wpływem alkoholu zabrał dwójkę swoich dzieci i jedno dziecko sąsiada do wody. Wzięli dmuchany materac i weszli do jeziora. Po chwili wyciągaliśmy z wody cztery ciała. Na brzegu stała matka i obserwowała całą sytuację. To jest najgorszy dramat. Na ogół te mamy trafiają w bardzo ciężkim stanie pod opiekę psychiatrów i psychoterapeutów. Widok męża i dzieci, które umierają na ich oczach rodzi traumę do końca życia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marek Jasiński, instruktor WOPR, prezes Wodnego Pogotowia Ratunkowego - Nowy Targ.

- Przeraża mnie czasem głupota rodziców. Ojciec wie, że nie umie pływać i zabiera dzieci na środek jeziora. Niejako uśmierca je na życzenie. To jest nieprawdopodobne, jakie pomysły wpadają czasem ludziom do głowy - komentuje.

"Wypije pół litra wódki i sądzi, że jest maratończykiem"

Najgorzej, gdy alkohol łączy się z brawurą i lekkomyślnością. - Mężczyzna, który normalnie kraulem nie przepłynąłby 10 metrów, wypije pół litra wódki i sądzi, że jest maratończykiem. Przepływa 100 metrów, a następnie zachłystuje się, opada z sił i znika. Na brzegu stoi 10 pijanych kolegów i nikt nie jest w stanie zlokalizować, gdzie on utonął. Znalezienie go i wyłowienie na czas jest w tym momencie prawie niewykonalne. Prawdopodobnie już jest martwy. Od większości osób, które wyławiamy czuć alkohol. Mogę stwierdzić, że jest tak w 95 proc. przypadków - mówi Marek Jasiński.

- Nad niestrzeżonym zalewem w Jaworznie utopił się 32-latek. Okazało się, że miał trzy promile alkoholu we krwi. Dzikie kąpielisko plus napoje wyskokowe to najgorsze połączenie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Jarosław Broczkowski, prezes Miejskiego WOPR w Chrzanowie. - Nie pomogła nawet długa akcja reanimacyjna. Ratownicy robią, co w ich mocy, ale nie są bogami.

Głupota rodziców

Alkohol, brawura, lekkomyślność niestety nie omijają również tych dorosłych, którzy przyszli nad wodę z dziećmi. - Problemem są głupi rodzice - mówi Marek Jasiński. - Wypadałoby powiedzieć "nieodpowiedzialni", ale ja ich po prostu nazywam głupkami.

- Są zajęci piciem piwa, grillem i w ogóle nie pilnują swoich dzieci. Uśmiercają je własną głupotą. Niejednokrotnie wyławiałem dzieciaki z dna. Raz dziecko bawiło się w wodzie po kolona, zrobiło krok do przodu, a tam już były cztery metry głębokości. Do tragedii może dojść w ułamku sekundy.

Utonięcie jest szóstą najczęstszą przyczyną zgonów dzieci w wieku od 5 do 14 lat. - Raz musieliśmy interweniować, bo pijani rodzice nie pilnowali swoich dzieci - mówi ratownik Jarosław Broczkowski. - Wezwaliśmy policję, która potwierdziła, że ich poziom upojenia alkoholem jest naprawdę duży. Trójkę dzieci odwieziono do Izby Dziecka na czas wytrzeźwienia rodziców. Potem mieli proces przed Sądem Rodzinnym. Ale przynajmniej udało się zapobiec tragedii.

Czasem wystarczy chwila nieuwagi. - Najbardziej rażące błędy rodziców to bawienie się własnym telefonem zamiast zajmowanie się dzieckiem - podsumowuje Radosław Wiśniewski z Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Śmierć na różowym flamingu

Ratownicy wskazują jeszcze jedną przyczynę zgonów pod wodą... - Najwięcej wypadków jest na "dziwnych sprzętach pływających" - mówi Marek Jasiński. - Materace do spania, łabędzie, flamingi, dmuchane ananasy. To nie jest sprzęt pływacki, ani tym bardziej ratunkowy. Służy do wypoczynku na plaży, a nie w wodzie. Ludzie twierdzą, że jak materac jest napompowany, to może być tratwą morską. A wystarczy otworzyć korek lub spaść z materaca. Widziałem setki takich sytuacji. Osoba, która nie umie pływać, nie jest w stanie na tego dmuchańca wrócić. Wystarczy podmuch wiatru, a przedmiot zaczyna uciekać. To jest kwestia kilku sekund, zanim taka osoba zacznie się topić.

- Mogę śmiało stwierdzić, że dmuchany materac zabija najwięcej osób na wodzie, zarówno w Polsce jak i na świecie - podsumowuje.

- Materace i dmuchane zabawki bywają złudne - potwierdza Radosław Wiśniewski z Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Wiatr lub większa fala mogą sprawić, że łatwo odpłyną, a my nie będziemy w stanie samodzielnie utrzymać się na wodzie i dojdzie do tragedii.

W jednej ręce browar, w drugiej dziecko

- Przeciętny topielec to pijany mężczyzna w wieku między 20 a 40 lat - mówi Marek Jasiński. - Rzadko kiedy mama z dziećmi tonie. Kobiety po pijaku z reguły nie wchodzą z kilkulatkami do wody. Mężczyźni łączą w sobie lekkomyślność i brawurę. "Co z tego, że jestem pijany i nie umiem pływać? Wezmę dzieci na środek jeziora!". To jest w ogóle nieprawdopodobne, jakie pomysły mogą ludziom wpaść do głowy.

Akcja ratunkowa to walka z czasem - Cztery do pięciu minut przebywania pod wodą to czas, po którym jesteśmy w stanie kogoś wyłowić i skutecznie reanimować. Po tym okresie niedotlenienie mózgu sprawia, że nie zawsze nam się to udaje - mówi Jarosław Broczkowski.

Każdy ratownik ma swój cmentarz

- Pierwszego swojego topielca pamiętam do tej pory - mówi Radosław Wiśniewski, ratownik z 24-letnim stażem. - Miało to miejsce na plaży w Giżycku. Na szczęście dla nas, ale na nieszczęście dla tego mężczyzny, cała akcja rozegrała się 5-10 minut po zakończeniu całego dyżuru. Ściągnęliśmy flagę i zamknęliśmy kąpielisko, informując wszystkich, że nasz dyżur się skończył. Parę minut później dostaliśmy zgłoszenie, że ktoś został wyciągnięty z wody. Podjęliśmy szybką resuscytację, ale niestety było już za późno.

- Później były to już dla mnie po prostu kolejne ofiary. Pamiętam jednak emocje najbliższych. Panika, niedowierzanie, wypieranie całej sytuacji, czasem nerwowy śmiech. To jest dla nich niezwykle traumatyczne zdarzenie - komentuje Wiśniewski.

Marek Jasiński w ciągu 26 lat wyłowił z wody 54 ciała. - Jestem też medykiem i szkoleniowcem, więc muszę zachować zimną krew. Nie ulegam zbyt dużym emocjom. Zawsze pozostaje jednak żal i świadomość, że w danej rodzinie jest teraz rozpacz. Najbardziej szkoda mi bliskich. To niewyobrażalny dramat, gdy z wakacji wraca się bez dziecka.

- Młodzi ratownicy często bardzo to przeżywają. My, starsi, staramy się wtedy z nimi rozmawiać. Pierwsze wyłowienie topielca z wody to naprawdę duży stres. Niektórzy rezygnują - dodaje.

Polska z ogromną liczbą utonięć

Pod względem liczby utonięć, Polska nadal jest w niechlubnej czołówce w Unii Europejskiej. Z danych Eurostatu wynika, że jesteśmy w pierwszej dziesiątce zestawienia.

- Są kraje, gdzie tonie jedna osoba rocznie, góra dwie. Polscy ratownicy wyławiają od 500 do tysiąca ludzi w sezonie. W upale woda zbiera ogromne żniwa. Pamiętam weekend, podczas którego wyłowiliśmy z wody siedem ciał - mówi Marek Jasiński.

Czy coś zmieniło się na przestrzeni lat? - Zmieniło się dużo, ale niestety nie w kwestii świadomości ludzi - stwierdza. - Mamy coraz lepsze motorówki, drony ratownicze, posiadamy ogromną ilość sprzętu. Pojawia się za to problem z ratownikami wodnymi. Ludzie nie garną się do takiej pracy. Jest niebezpieczna i wymaga dużej sprawności fizycznej.

Jeśli chodzi o głupotę ludzką czy nadużywanie alkoholu - sytuacja wygląda tak samo od 20 lat.

- Przede wszystkim należy pamiętać, żeby nie kąpać się w zabronionych i niestrzeżonych miejscach, a na kąpieliskach zawsze bezwzględnie stosować się do poleceń ratowników. Pilnujmy siebie nawzajem! Nie pływamy po spożyciu alkoholu. Wypoczywajmy z głową, a wrócimy cało i zdrowo do domu - apeluje Jasiński.

- Pakując się na wakacje, często zapominamy, aby wziąć ze sobą również rozum i zdrowy rozsądek - podsumowuje Wiśniewski.

Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta