Rodzina Schneiderów od pięciu lat mieszka w Zielonym Powozie. Na zimę rozbili obozowisko w Wielkopolsce
Czteroosobowa rodzina, 8 koni, kozioł, pies i dwa króliki. Europę przemierzają we własnoręcznie wykonanym wozie, który od 2017 roku jest ich jedynym domem. Od listopada Schneiderowie stacjonują pod Szamotułami – niewielkim miastem w woj. wielkopolskim. W rozmowie z WP Kobieta przekonują: - Mamy takie samo życie jak inni. Po prostu wybraliśmy dla niego nieco odmienną formę.
Daniel pracował dla dużej firmy elektronicznej w Berlinie. Jego żona, Babsi, prowadziła niewielki hotel. Dzieci - Sarah i Julian - chodziły do szkoły. Wiele lat temu obiecali sobie, że powiedzą "dość", gdy nie będą w stanie pójść do pracy z uśmiechem na ustach. Tak też się stało. Obietnicy dotrzymali, ale daleko było im do "rzucenia wszystkiego i wyjechania w Bieszczady". Przygotowania do życia w podróży i bliskości z naturą rozpoczęli 10 lat wcześniej. Na ostateczny krok zdecydowali się, gdy dzieci zakończyły obowiązkową edukację.
10 lat przygotowań do podróży życia
Mieszkalny wóz, nazywany przez rodzinę Zielonym Powozem, zbudowali własnoręcznie ojciec z synem. Najpierw w drogę ruszali podczas wakacji i zimowych ferii. Po powrocie bogatsi o nowe doświadczenia udoskonalali i przebudowywali pojazd, uzupełniali ekwipunek (głównie wojskowy, pochodzący z różnych armii).
Od 2017 roku żyją życiem wędrowców, zatrzymując się w miejscach, gdzie ich zwierzęta mają swobodny dostęp do wody i trawy. Stronią od tych górzystych. Za rekonesans terenu odpowiedzialny jest Julian, który z obozowiska wyrusza jako pierwszy lekkim powozem, szukając z pomocą nawigacji najbliższego zbiornika.
- Mamy takie samo życie jak inni. Po prostu wybraliśmy dla niego nieco odmienną formę – przekonuje Daniel.
Babsi nie ukrywa jednak, że początki nie należały do łatwych.
- Musieliśmy nauczyć się życia w nowych warunkach. Każdy dzień przynosił niespodzianki – mówi. – Dzisiaj wiem, że było warto podjąć ten wysiłek – dodaje.
Gdy w zimowy poranek (na zewnątrz jest kilka stopni na minusie) pytam, jaka temperatura panuje teraz w Zielonym Powozie, odpowiedź Schneiderów mnie zaskakuje. Dzięki opalanemu drewnem, wojskowemu piecykowi, to 25-26 stopni Celsjusza – cieplej niż w przeciętnym mieszkaniu. Ale 21-letnia Sarah i 19-letni Julian i tak wolą spać w specjalnie przystosowanym namiocie z paleniskiem. – Póki pali się ogień, w środku jest ciepło, nawet przy dużym mrozie na zewnątrz – wyjaśnia dziewczyna.
To ona najchętniej relacjonuje życie rodziny w sieci: prowadzi transmisje na żywo, montuje filmiki, które wrzuca później na YouTube’a. Schneiderowie zadbali bowiem o to, by mieć stały dostęp do internetu i elektryczności.
Wolność ponad wszystko
Być może naiwnie pytam Sarah, czy myśli o przyszłości: kontynuowaniu edukacji, pracy na etacie. Zdecydowanie zaprzecza. – Jestem szczęśliwa dziś. To jest dla mnie najważniejsze. Najbardziej w swoim życiu kocham wolność. Po naszej rozmowie mogę iść do koni, tworzyć wideo, spotkać się z przyjaciółmi, poczytać, nauczyć się czegoś nowego czy pójść na zakupy – przekonuje.
Dodaje też, że w Polsce przyjaźnie z ludźmi nawiązuje się wyjątkowo szybko. – Polacy są bardzo ciepli, gościnni, w ich przypadku nietrudno o pogłębione relacje. Zresztą dzięki jednemu z nich – Maciejowi – znaleźliśmy miejsce, w którym teraz jesteśmy – ocenia.
- Kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto, Maciej podążał naszym śladem. W pewnym momencie zapytał, czy może zrobić nam zdjęcia i zaproponował, że przyniesie siano dla naszych koni. Przy okazji pokazał duże jezioro i powiedział, że możemy się przy nim zatrzymać na noc – wyjaśnia Daniel, który jest szczególnie wzruszony gestami sympatii i prezentami, jakie rodzina otrzymuje od obcych do niedawna ludzi.
- Dziś rano odwiedził nas nasz przyjaciel Adam. Przyniósł ciepłe drożdżówki z lokalnej piekarni. Takie gesty są wspaniałe, ale też onieśmielające. Czasem przez nie mój poziom endorfin jest tak wysoki, że muszę dochodzić do siebie przez dwa dni – dodaje.
Na ludzi można liczyć
O sytuacjach, w których otrzymali bezinteresowną pomoc, mogą opowiadać długo. Gdy dwa tygodnie temu pod jednym z koni załamał się lód i zwierzę nie potrafiło samodzielnie wydostać się z rzeki, błyskawicznie na miejscu znalazły się osoby, które pomogły Schneiderom je uratować.
Innym razem – w styczniu ubiegłego roku – pod obozowisko rodziny podjechała o 6.00 rano policja. Daniel, z umorusaną popiołem twarzą (czyścił właśnie piecyk), otworzył im drzwi i dowiedział się, że ich konie znaleziono w miejscowości oddalonej o pięć godzin jazdy. Uciekły, ponieważ w nocy przestraszył je wilk. Policjanci przez kilka godzin szukali właścicieli, zawieźli rodzinę na miejsce, nie oczekując niczego w zamian. Schneiderowie podziękowali im własnoręcznie ulepionymi pierogami i ciastem.
- Najlepszym, co spotyka nas w drodze, są ludzie. 99 proc. naszych spotkań z innymi to spotkania ze wspaniałymi osobami – mówi z pełnym przekonaniem Babsi, która pisze książkę o przygodach rodziny. Gdy pytam o pozostały jeden procent, wyjaśnia ze śmiechem: - Im poświęcam ostatni rozdział zatytułowany "idioci".
Schneiderowie tym, którzy obawiają się, że nie poradzą sobie bez pracy czy stałego dochodu, mówią: wszystko jest w twojej głowie. Nie są jednak gołosłowni: od pięciu lat udowadniają, że taki styl życia – oparty na braniu i dawaniu – jest możliwy. Utrzymują się z datków, które ludzie wrzucają do ich skarbonki oraz tych przekazywanych im przez internautów śledzących ich losy.
Są specjalistami w zajmowaniu się trudnymi – narowistymi czy lękowymi – końmi. Jak deklarują, kochają z nimi pracować. W Niemczech cena za taką usługę to 150-200 euro, w podróży nie używają jednak cennika. Ludzie, którym pomagają, płacą tyle, ile chcą lub mogą. Czasem przynoszą również jedzenie.
Grüne Kutsche FREE PIZZA CLUB 2022 TEIL 1 I POLSKA
Podobne zasady obowiązują w trakcie "Dnia darmowej pizzy" – wydarzenia, które rodzina organizuje dla okolicznych mieszkańców cyklicznie, niezależnie od pory roku i miejsca pobytu. Za pieniądze ze skarbonki lub datków od obserwujących ich youtube’owy kanał internautów, kupują potrzebne składniki i pieką placki w specjalnym piecu, który wożą ze sobą. Uczestnicy (ostatnio przyszło ich aż 50) mogą odwdzięczyć się gospodarzom dobrowolną składką.
Schneiderowie mają jednak zasadę – nie zbierają tzw. donatów podczas transmisji na żywo, nie sprzedają gadżetów. Koszulki z ich mottem "Do not give up" (nie poddawaj się - przyp. red.) są zazwyczaj prezentem dla przyjaciół.
"Nie poddawaj się"
Z tabliczką z mottem, umieszczonym także na przedzie Zielonego Powozu, wiąże się zresztą ważna dla Daniela historia.
- Tabliczkę z napisem zobaczyłem w sklepie z drogimi dodatkami dla domu, zanim jeszcze wyruszyliśmy w drogę. Od razu wiedziałem, że to będzie nasze hasło przewodnie. Podobało mi się, że jest uniwersalne, niezwiązane z żadną religią czy ideologią. Niepozorna tabliczka kosztowała sporo – 29,9 euro. Wpadłem wtedy na pomysł, że jej kupno zaproponuję sąsiadce, której pomagałem przy pracach w domu i ogrodzie i nigdy nie brałem za to pieniędzy. Zgodziła się. Od tej pory patrzę na ten napis każdego dnia. Chciałbym, żeby jego przesłanie trafiało do wszystkich, których spotykamy na naszej drodze – opowiada.
Tymczasem rodzina ma już swoich naśladowców – piszą do nich ludzie, którzy mają konie i myślą nad budową własnego powozu, by również ruszyć w świat. Może na początek nie na kilka lat, ale np. dwa lub trzy miesiące.
Schneiderowie śmieją się, że w pewnym sensie wyprzedzili pandemię. – Dzięki życiu z dala od tłumów, blisko natury, byliśmy na nią przygotowani, zanim nadeszła – zauważa Sarah.
Choć w Zielonym Powozie mieszkają już prawie pięć lat, nie wykluczają, że kiedyś osiądą gdzieś na stałe. - Nie będziemy się wówczas zastanawiać, czy to Niemcy, Polska czy jakiekolwiek inne państwo. Wierzę, że miejsca znajdują nas, a nie my znajdujemy miejsca. Musimy po prostu poczuć, że dotarliśmy do domu. I zapewnić naszym zwierzętom odpowiednio dużo przestrzeni – podsumowują.
GrüneKutsche EXTREM Folge 04 Borderline HD 720p
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl