Rzuciła korporację dla kwiaciarni. "To było dla mnie duże wyzwanie"
- Sześć lat temu stałam na rozstaju dróg. Miałam dwa wyjścia. Albo wracam do korporacji, albo stawiam wszystko na jedną kartę i próbuję - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Milena Wiktorek, właścicielka Flower Store, która porzuciła korporację dla prowadzenia własnego biznesu - kwiaciarni.
07.10.2024 | aktual.: 04.11.2024 14:32
Milena Wiktorek jest od sześciu lat właścicielką Flower Store, kwiaciarni na ul. Mikołaja Kopernika 6 w Warszawie. Choć karierę zawodową zaczynała w korporacji farmaceutycznej, szybko awansując na stanowisko executive assistant, a za sobą ma także staż w Nowym Jorku, pragnęła czegoś więcej. Czegoś, co będzie jej. Po dłuższych poszukiwaniach przejęła firmę Flower Store od Mai Bohosiewicz, jej założycielki.
Milena Wiktorek rzuciła korporację dla kwiaciarni
- Bardzo chciałam zainwestować w markę odzieżową, bo kilka lat temu było to zdecydowanie bliższe mojemu sercu. Ostatecznie przejęłam kwiaciarnię, a co ciekawe – nie miałam wtedy żadnego pojęcia o kwiatach. Jedynie podstawy, o których wie większość z nas. To było dla mnie duże wyzwanie - mówi Milena.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To, co jednak ważne, to fakt, że jako marketingowiec z wieloletnim doświadczeniem potrafiła zarządzać firmą. Dzięki temu, a także zespołowi, o którym często wspomina w naszej rozmowie, Flower Store jest dziś znane nie tylko z popularnych flower boksów.
- Pracuję z największymi korporacjami w Polsce, którym pomagam wizualnie w organizacji eventów. Z mojej kwiaciarni korzystają osoby, które od lat mi ufają. Tak to się właśnie rozkręciło i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa - dodaje.
W rozmowie z WP Kobieta nie ukrywa jednak, że przed przejęciem firmy czuła strach.
- Sześć lat temu stałam na rozstaju dróg. Miałam dwa wyjścia. Albo wracam do korporacji, gdzie nie czuję się dobrze, albo stawiam wszystko na jedną kartę i próbuję. Miałam oszczędności, ale bałam się też je stracić - oznajmia Milena.
- Myślę, że w głównym stopniu pomogła mi wiara w siebie. W siebie, w mój zespół, w to, że razem damy sobie radę. Podeszłam do tego biznesowo, a kwestie związane z florystyką pozostawiłam specjalistom, których zatrudniłam - mówi.
Własna firma, czyli kilka etatów
Kiedy pytam Milenę, jak wygląda jej praca, odpowiedź zdziwiłaby pewnie niejednego.
- To ciężka praca. Cały czas coś się dzieje. Jak nie ma mnie w kwiaciarni, to działam przy eventach. W takie dni jak ten, już o godz. 5 rano jestem na giełdzie i noszę wszystkie kwiaty, hoboki z wodą. Do tego zajmuję się dwójką dzieci. Bycie mamą jest dla mnie priorytetem - oznajmia.
Jak większość osób, które prowadzą własny biznes, zaczynała od pracy 24 godziny na dobę. Dziś śmieje się, że spędza w niej "jedyne" 18 godzin. W porównaniu dla pracy w korporacji, nie odczuwa jednak tak dużego zmęczenia psychicznego. Ponadto, w przeciwieństwie do poprzedniej, nie jest "gorzej" traktowana przez innych przedsiębiorców ze względu na płeć.
- Klienci, niezależnie od tego, czy to są mężczyźni czy kobiety, widzą moje portfolio i widzą, jak prowadzę firmę. Dzięki temu mi ufają - stwierdza.
Milena przyciąga jednak swoim profesjonalizmem nie tylko klientów. W związku z tym, że w pracy ma tak naprawdę kilka etatów - jest właścicielką, HR-owcem i florystką, prowadzi także media społecznościowe. To coś, co również przejęła od Mai Bohosiewicz z 30 tys. osób obserwujących instagramowy profil Flower Store.
- Aktualnie obserwuje nas prawie 60 tys. osób, co jest dla mnie ogromnym sukcesem. Przejmując ten profil od Mai bałam się, że ludzie nie będą chcieli widzieć na nim innej osoby - tylko Maję. Z biegiem czasu okazało się, że się myliłam. Moja autentyczność i pasja przyciągnęły kolejne osoby - oznajmia.
Praca, która stała się pasją
Choć początkowo nie miała pojęcia o florystyce, dziś czerpie z niej wielką radość.
- Jestem samoukiem. Nauczyłam się układać bukiety, tworzyć podstawową florystykę. Największe szczęście przynosi mi jednak kreowanie eventów. Łączenie florystyki z tworzeniem wydarzeń dla naszych klientów - mówi.
- Śmieję się, że Flower Store to taki miks kwiaciarni i agencji marketingowej. Kiedy klienci przychodzą do mnie z hasłem: "Pani Mileno, mamy event, potrzebujemy tego i tego", otrzymują znacznie więcej, niż tylko kwiaty. Ja po prostu z pasją przygotowuję im moodboardy, prezentacje, przedstawiam propozycje - dodaje.
W rozmowie z WP Kobieta podkreśla, że bardzo ważny jest dla niej także kontakt z klientami. Gdy widzi, że wracają do niej ponownie - to dla niej największa nagroda.
- To niezwykle miłe, kiedy przychodzą i wiedzą, że otrzymają ode mnie pomoc, poradę. Zawsze staram się doradzić klientom, na jakie kwiaty postawić w związku z daną okazją, nie skupiając się na tym, że muszą być drogie - oznajmia.
Po sześciu latach prowadzenia firmy, doskonale wie, co najchętniej wybierają klienci.
- Zdecydowanie kwiaty sezonowe. W okresie od maja do początku lipca są to piwonie - jedne z najbardziej pożądanych kwiatów w ciągu roku. W tym czasie są one też najtańsze, o czym warto wiedzieć i o czym ja sama informuję - mówi.
- Popularność w ostatnim czasie zdobyły też sezonowe dalie. Róże odeszły za to na dalszy plan. Polacy powoli przekonują się do tego, że bukiet nie musi wcale składać się z kilku czerwonych róż, by skradł serce drugiej osoby - zauważa.
Biznes nie oznacza samych przychodów
Milena Wiktorek dodaje także w rozmowie, że prowadzenie biznesu nie łączy się z samymi przychodami. Za przykład podaje okres od walentynek do dnia kobiet, który w tym roku - pod względem kwiatowych wyborów klientów był inny niż poprzedni.
- Każdego roku zamawiamy na ten czas znacznie więcej czerwonych róż, które są bardzo popularne na walentynki i dzień kobiet. W tym roku było tak samo. Okazało się jednak, że klienci wybierali zupełnie inne kwiaty, w większości sezonowe, a róże zostały. Musiałam więc je wpisać w straty – opowiada Milena.
- Niektórzy mogliby uznać to za kontrowersyjne, ale taki jest po prostu biznes. Nie da się do końca przewidzieć wszystkiego. Trzeba być przygotowanym na to, że nie zawsze te decyzje będą właściwe. Uczymy się na błędach - dodaje.
"Kontrowersyjne" są też w temacie prowadzenia kwiaciarni ustalane ceny. Jak wiadomo, coraz większej osób narzeka na to, że ceny kwiatów są coraz wyższe.
- To prawda, dlatego też powinniśmy klientom doradzać. Nie chodzi o to, aby wychodzili od nas z ogromnymi bukietami za kilkaset złotych. Jeżeli ktoś ma takie nastawienie do prowadzenia biznesu, nie osiągnie sukcesu - stwierdza.
- Kluczowe jest to, aby klient wiedział, co kupuje i dlaczego cena kwiatu jest akurat taka. Z tego względu osobiście doradzam wybieranie kwiatów sezonowych, które zawsze będą w sezonie tańsze. Pamiętajmy też, że jeżeli chodzi o kwiaciarnie, w cenę wliczane są koszty związane chociażby z dowozem. Staramy się, by naszymi dostawcami były polskie firmy, ale jeżeli nie ma takiej możliwości, kwiaty są sprowadzane np. z Holandii. To podnosi cenę - tłumaczy.
Na koniec dzieli się także jedną radą: nie chodzi o ilość, a o jakość.
- Lepiej wybrać jedną, piękną piwonię lub dalię, która na kilometr przyciąga swoim wyglądem, niż malutki, mieszany bukiet w tej samej cenie - zaznacza.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.