Tak bawili się Polacy w PRL. Wakacje spędzali bez wygód

Pod namiotem, w wynajętym pokoiku bez wygód czy w baraku bez firanek. Lekko nie było. Wczasom w PRL-u daleko było od luksusów, ale były tanie i dość powszechne. I wciąż niektórzy z nostalgią je wspominają.

Tak bawili się Polacy w PRL. Wakacje spędzali bez wygódTak Polacy spędzali wakacje
Źródło zdjęć: © Narodowe Archiwum Cyfrowe
4

Andrzej Bożko z Lublina do dzisiaj pamięta swój pierwszy, prawdziwy urlop, który spędził poza domem. Było to w połowie lat 80. ub.w.

- Zacząłem wtedy pracę w dużej, państwowej firmie budowlanej – opowiada. - Już dawno nie ma po niej śladu. Wtedy wiele zakładów pracy miało własne ośrodki wczasowe. Mój także – na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Miałem tam obiecane dwa tygodnie pobytu. Razem z żoną. To miał być nasz pierwszy po ślubie wspólny wyjazd. Cieszyliśmy się jak dzieci. A w ostatniej chwili okazało się, że zamiast mnie pojedzie ktoś inny. Kierownik mi tłumaczył, że to siła wyższa, że jeszcze za krótko pracuję, jestem młody itd. Byłem strasznie rozczarowany.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Pasja jest kobietą". Olga Kwiecińska założyła fundację "Cześć ciało". Przełamuje tabu

Pan Andrzej postanowił, że w takim razie pojedzie z żoną na własną rękę. Wybór padł na Mazury. Wieczorem wsiedli z żoną w pociąg, tzw. nocnego włóczęgę i nad ranem zameldowali się w Pasymiu.

- Od kolegi pożyczyłem namiot, ciężki jak diabli – mówi nasz rozmówca. - Mieliśmy ze sobą konserwy, chleb, dużo zupek w torebkach. Nawet jakieś talerze, kubki.

Pole namiotowe, na którym rozbili namiot, było pełne takich turystów jak oni. Poza murowanym barakiem, gdzie mieściły się toalety i prysznice, nie było praktycznie żadnych udogodnień. Jedyny punkt gastronomiczny znajdował się daleko od pola.

- Pamiętam, że była w nim ciepła oranżada i frytki – mówi pan Andrzej. - Dopiero w mieście był bar i restauracja. Byliśmy wtedy jednak młodzi i te wszystkie niedogodności zupełnie nam nie przeszkadzały. Nawet jak była ulewa w nocy i okazało się, że namiot przecieka. Wieczorami często rozpalaliśmy ognisko i coś tam sobie gotowaliśmy. Każdy tak robił. Rano tylko trzeba było iść do pobliskiego sklepu, bo po południu to już nie było pieczywa.

Polacy kochali wczasy pod namiotem

Wczasy pod namiotem były jedną z najbardziej popularnych form letniego wypoczynku. Jak ktoś nie miał swoje namiotu – mógł go wypożyczyć. Podobnie jak kuchenkę turystyczną, materac czy nawet plecak.

W większych ośrodkach wypoczynkowych można było też wynająć kwaterę. Nie, nie apartamenty tak jak dzisiaj. Zazwyczaj był to jeden pokój, czasami z dostępem do kuchni. Zdarzały się sytuacje, kiedy właściciel takiej kwatery, zapytany o cenę noclegu, podawał dwie kwoty – jedną, wyższą to był pokój z ciepłą wodę z bojlera, niższą – z zimną.

- Były to rzadkie przypadki, ale osobiście dwa razy się spotkałem z taką sytuacją – podkreśla pan Andrzej. - Nie wiem, jak oni to kalkulowali, bo ile można zużyć prądu przez jedną noc.

Wyjazdy indywidualne na urlop czy wczasy nie zawsze były łatwe w realizacji. Polacy często o własnym samochodzie mogli jedynie pomarzyć; byli skazani na autobus czy pociąg, a jazda zbiorową komunikacją na drugi koniec Polski nie należała do przyjemności. Nieraz trzeba było stać przez całą noc na korytarzu wagonu lub czekać na kolejny autobus, bo ten, który przyjechał był akurat tak zapchany, że kierowca nawet się nie zatrzymywał na przystanku.

Na szczęście istniał w PRL-u Fundusz Wczasów Pracowniczych. Była to instytucja, która za niewielkie w sumie pieniądze zapewniała milionom Polakom wypoczynek w atrakcyjnych zakątkach Polski. Ale też nie każdy mógł liczyć na taki wyjazd na preferencyjnych warunkach. Jak wszędzie decydowała o tym władza. To ona ustalała, czy taki Kowalski lub Nowak zasłużył na otrzymanie skierowania na wczasy czy też nie.

Faktem jest jednak, że dzięki FWP dla wielu Polaków był to często jedyny zorganizowany wyjazd w ich życiu. Później nie było ich na to stać. Oprócz w miarę luksusowych jak na tamte lata hoteli, FWP zarządzał też ośrodkami, w których jedynym udogodnieniem był prąd i woda. Goście mieli do dyspozycji często maleńkie domki, gdzie nie było toalety, a na wyposażeniu były piętrowe łóżka, stół i krzesło. Tyle. Niektóre stały tak blisko siebie, że słychać było o czym rozmawiają sąsiedzi.

Pani Jadwiga i jej mąż spędzili kiedyś krótki urlop w Suścu na Roztoczu. Było to w latach 80. Pojechali tam samochodem. Wartburgiem. Decyzję o wynajęciu domku podjęli spontanicznie.

- Robiło się późno, nadciągała jakaś ulewa i nie chcieliśmy wracać w taką pogodę do domu – mówi pani Jadwiga. - Te domki, jak i cały ośrodek były położone blisko centrum. Postanowiliśmy, że zostaniemy tu na trzy dni.

Kiedy weszli do domku, od razu chcieli wracać. Ale rozpętała się burza i zostali.

- To był jakiś maleńki, drewniany barak – wspomina pani Jadwiga. - W środku dwa łóżka z zatęchłą pościelą, brudny koc i miska na wodę. Nawet klosza nie było, tylko z sufitu zwisała żarówka. Ale najgorsze, że w oknach były jakieś resztki firanek i wszystko było widać. Jak burza przeszła, to wybraliśmy się do toalety. Brnęliśmy po kostki w błocie, bo wokół domków nie było trawy tylko goła ziemia. Jak sobie dzisiaj przypomnę ten nocleg, to aż mnie ciarki przechodzą. Wyjechaliśmy stamtąd następnego dnia.

Wakacje w Polsce

Polacy wypoczywali głównie w kraju. Zagranica – poza Węgrami, CSRS, NRD czy Bułgarią i Jugosławią pozostawała dla większości w sferze marzeń. Bo jak Polak mógł "zawojować" Europę, kiedy zarabiał miesięcznie w przeliczeniu kilka czy kilkanaście dolarów, a kiełbaska z frytkami w RFN-ie to był wydatek rzędu dwóch-trzech dolarów? Wtedy to była fortuna.

- Pamiętam, jak kiedyś pod koniec lat 80. pojechałem do znajomych do Stuttgartu – wspomina 65-letni pan Stanisław z Warszawy, emerytowany dziś nauczyciel. - To był mój pierwszy z żoną zagraniczny wyjazd. W bagażniku miałem kanister benzyny, żeby zaoszczędzić na paliwie za marki oraz pełne siatki konserw, pieczywa. Jedliśmy to po kryjomu przed znajomymi. Wstydziliśmy się. Dwa czy trzy razy zaprosili nas do restauracji, to jak zobaczyłem rachunek, to włos na głowie mi się zjeżył. W Polsce za te pieniądze to chyba z półtora miesiąca byśmy się wyżywili. To były jednak straszne czasy. Czuliśmy się na każdym kroku jak biedacy.

O ile dorośli nie zawsze decydowali się na urlop poza domem, o tyle dzieci oraz młodzież niemal każde wakacje spędzały na różnego rodzaju obozach czy koloniach. Takie wyjazdy były dofinansowywane przez państwo i nie były zbyt wielkim obciążeniem dla domowego budżetu.

Wiele osób świadomie nie wyjeżdżało nigdzie na urlop. Jedni spędzali ten czas w domu, kiedy zajmowali się np. remontem lub malowaniem, a inni na działce lub pomagając rodzinie przy żniwach.

U schyłku PRL-u, kiedy Polacy wsiedli wreszcie do tych wszystkich maluchów, fiatów i polonezów, na drogach zaroiło się od wczasowiczów, którzy tłumnie ruszyli na "podbój" kraju. Pan Andrzej Sałek z Rzeszowa wybrał się kiedyś maluchem z żoną i dwójką małych dzieci na Hel.

- Mieliśmy urlop i postanowiliśmy pokazać dzieciakom polskie morze – opowiada pan Andrzej. - Dobrze, że w Płońsku mieliśmy rodzinę, to po drodze u nich przenocowaliśmy. Nie mieliśmy na Helu żadnej rezerwacji, liczyliśmy że coś znajdziemy na miejscu.

Polacy na wakacjach
Polacy na wakacjach © Narodowe Archiwum Cyfrowe

To był błąd. Okazało się, że jak dojechali do celu, to wszystkie kwatery, które po drodze odwiedzali, były już wynajęte. Dopiero późnym wieczorem, kiedy dzieci zaczęły już marudzić, że chcą spać, pewne kobieta zlitowała się nad nimi.

- Wynajęła nam maleńką klitkę, która w zasadzie służyła jako komórka – mówi nasz rozmówca. - Następnego dnia wyjechaliśmy stamtąd czym prędzej. Udało nam się wynająć pokój w Jastrzębiej Górze. Ale warunki były fatalne. Nie dosyć, że było bardzo drogo, to do tego warunki spartańskie.

Wielu naszych rozmówców z nostalgią jednak wspomina wypoczynek w PRL-u. Podkreślają, że warunki często były fatalne, ale wczasy pracownicze łączyły ludzi, którzy nie spędzali całych dni wpatrzeni – tak jak dzisiaj - w ekrany smartfonów. Rozmawiali.

Źródło artykułu: WP Kreator

Wybrane dla Ciebie

Domowy patent na mole. Działa lepiej niż chemia z drogerii
Domowy patent na mole. Działa lepiej niż chemia z drogerii
Wsyp pod hortensje. Będą kwitły jak szalone
Wsyp pod hortensje. Będą kwitły jak szalone
Klasa sama w sobie. W takim stroju trudno o modową wpadkę
Klasa sama w sobie. W takim stroju trudno o modową wpadkę
Weszła w "zakazanej" sukni. Złamała zasady czerwonego dywanu w Cannes?
Weszła w "zakazanej" sukni. Złamała zasady czerwonego dywanu w Cannes?
Płyta będzie jak nowa. Domowy sposób na ukryty brud
Płyta będzie jak nowa. Domowy sposób na ukryty brud
Przed laty ją wyśmiano. Syn Mandaryny szczerze o porażce w Sopocie
Przed laty ją wyśmiano. Syn Mandaryny szczerze o porażce w Sopocie
Działa zbawiennie na skórę dojrzałą. Idź do apteki po maść za 10 zł
Działa zbawiennie na skórę dojrzałą. Idź do apteki po maść za 10 zł
Hit na lato. Strój Kwaśniewskiej nie ma sobie równych
Hit na lato. Strój Kwaśniewskiej nie ma sobie równych
Wymieszaj z wodą i podlej. Kwiatów będzie zatrzęsienie
Wymieszaj z wodą i podlej. Kwiatów będzie zatrzęsienie
Pokazała się bez grama makijażu. "Piękność bije z tego zdjęcia"
Pokazała się bez grama makijażu. "Piękność bije z tego zdjęcia"
Eliksir dla storczyka. Naturalny nawóz prosto z kuchni
Eliksir dla storczyka. Naturalny nawóz prosto z kuchni
Meszki nie lubią tego zapachu. Nawet się do ciebie nie zbliżą
Meszki nie lubią tego zapachu. Nawet się do ciebie nie zbliżą