Rodzice 9‑letnich uczniów idą do sądu. Dzieci nie chciały nosić maseczek w szkole
Na początku lutego sąd rodzinny w Złotowie wszczął postępowanie przeciwko rodzicom dwóch 9-letnich uczniów. Chodzi o demoralizację nieletnich przez systematyczne uchylanie się od obowiązku zakrywania nosa i ust. – Mój syn był zamykany w klasie na przerwie, mówiono do niego "ty mały covidzie" – twierdzi matka jednego z uczniów w rozmowie z WP Kobieta.
09.02.2021 16:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W postanowieniu sądu czytamy, że rezygnując z noszenia maseczki, uczniowie "stwarzali zagrożenie w stosunku do innych uczniów i personelu placówki zakażeniem wirusem sarscovid 19" (pis. oryg.). Z tym zarzutem nie zgadza się mama uczennicy, wobec której wszczęto postępowanie. – Nie chcę, żeby córka nosiła maseczkę, bo domagam się swoich praw, które zapewnia mi konstytucja. Mówię o prawie wolności wyboru i oddychania – przekonuje.
W oczekiwaniu na rozprawę
Rodzice 9-latków deklarują, że na pewno nie odpuszczą. Czują się pokrzywdzeni przez szkołę i współpracują z prawnikami, czekając na rozprawę, która odbędzie się 18 lutego. Od początku wyrazili jasno swoje stanowisko w sprawie noszenia maseczek w szkole. Do placówki dostarczyli oświadczenia pisemne, w których napisali, że nie wyrażają na to zgody. Do konfrontacji z dyrekcją doszło na początku września, gdy składali pierwsze pismo.
- Wicedyrektor nie przyjęła tego oświadczenia do wiadomości, tylko cały czas mówiła o wytycznych MEN i GIS. Dodawała, że dzieci są zobligowane do przestrzegania regulaminu szkolnego, choć tłumaczyłam, że nad regulaminem szkolnym są wyższe akty prawne, przede wszystkim Konstytucja. Jednak cały czas upierała się przy swoim i ostatecznie przy wyjściu powiedziała: "niech sąd rozstrzygnie, kto ma rację" – relacjonuje mama 9-latka.
- Dla mnie pismo było totalnym zaskoczeniem, szczególnie z takim zarzutem – przyznaje mama drugiej uczennicy. – Zarzut demoralizacji z definicji jest poważny i nie uważam, żeby dotyczył naszych dzieci – dodaje.
Jak przekonuje Andrzej Pietrzak - dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej w Krajence im. Marii Konopnickiej, do której uczęszczają wspomniani uczniowie, sprawa trafiła do sądu nie bezpośrednio z ramienia szkoły.
- Nauczyciele zgłaszali, że dwoje uczniów nie nosi maseczek. Wysłałem pisma do ich rodziców z prośbą, aby zastosowali się do tego obowiązku. To nie przyniosło jednak rezultatu. Gdy nauczyciele napisali do mnie po raz drugi w tej samej sprawie, zawiadomiłem policję, prosząc o pomoc w wyegzekwowaniu obowiązku. Na tym skończyła się moja rola. My, jako szkoła, nie składaliśmy zawiadomienia do sądu rodzinnego – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Policja przekazała sprawę
Mł. asp. Sławomir Świątkowski z komisariatu policji w Krajence potwierdza, że otrzymał zawiadomienie od szkoły i sprawę od razu przekazał do sądu rodzinnego.
- To standardowa procedura, ponieważ mamy do czynienia z małoletnimi, za których odpowiadają rodzice. Dzieci nie zostały przesłuchane na komisariacie, by nie generować niepotrzebnego stresu. Teraz sąd rodzinny będzie rozpatrywał, czy faktycznie doszło w tym przypadku do demoralizacji – wyjaśnił policjant.
Na pytanie, czy praktyka zawiadamiania przez dyrekcję policji o rodzicach, którzy sprzeciwiają się noszeniu maseczek przez dzieci, jest powszechna, prawniczka Magdalena Wilk odpowiada twierdząco. Dodaje jednak, że sądy rodzinne odmawiają zazwyczaj wszczęcia takich postępowań.
Zobacz również: "Wolę pracować zdalnie". Nauczyciele boją się wrócić do szkół
Za co odpowiada dziecko?
Adwokat Piotr Schramm potwierdza natomiast, że na podstawie ustawy z 1982 r. o postępowaniu w sprawach nieletnich, dziecko może odpowiadać np. za celowe zakażanie innych lub celowe sprowadzenie takiego niebezpieczeństwa oraz za tzw. demoralizację, czyli np. nakłanianie kolegów w klasie do łamania zasad lub nałożonych restrykcji (sprawy takie rozpatrują sądy rodzinne).
Adwokat Magdalena Wilk wyjaśnia, że demoralizacji dziecka ma zapobiegać ustawa z 26.10.1982 r. (ze zmianami) o postępowaniu w sprawach nieletnich. Zgodnie z tą ustawą "demoralizacja" nie jest pojęciem precyzyjnie określonym, ale wśród okoliczności o niej świadczących znajdziemy tam: naruszanie zasad współżycia społecznego, popełnienie czynu zabronionego, systematyczne uchylanie się od obowiązku szkolnego lub kształcenia zawodowego, używanie alkoholu lub innych środków w celu wprowadzenia się w stan odurzenia, uprawianie nierządu, włóczęgostwo, udział w grupach przestępczych.
Przy czym zasady współżycia społecznego nie zostały przez ustawodawcę zdefiniowane, ale w dużym uproszczeniu przyjmuje się, że chodzi tu tylko o normy moralne, znajdujące odzwierciedlenie w obowiązujących przepisach prawa, bądź również o normy obyczajowe, które dodatkowo są obdarzone pozytywną oceną moralną. Na to uwagę zwraca adwokat Urszula Skonecka.
Sprawdź także: Młodzież coraz częściej rezygnuje z lekcji religii. "Dobry katecheta powinien być otwarty na świat"
Magdalena Wilk rozwiewa wątpliwości dotyczące wagi pisemnego oświadczenia rodzica, w którym nie zgadza się na noszenie maski przez dziecko. – Samo oświadczenie nie ma mocy sprawczej – mówi. Zwraca jednak uwagę, że wiele dyrekcji je respektuje.
Rodzice chłopca reagowali na bieżąco na to, jak ich syn jest traktowany w szkole. – Był zaczepiany, odsuwany od zabawy, kazano mu zachowywać 1,5 metrowe odstępy od innych dzieci. Mąż poszedł do szkoły, rozmawiał z nauczycielką i jasno wyraził się, że nie życzymy sobie, by tak odnoszono się do naszego dziecka – mówi jego mama.
W tej sprawie również wystosowała pismo, w którym zaznaczyła, że nie wyraża zgody na dystansowanie 9-latka od rówieśników. Skierowała je za pośrednictwem dziennika elektronicznego do wychowawczyni.
Izolacja od rówieśników
- Syn rozmawia z nami, jasno komunikuje, co się dzieje. O każdej takiej sytuacji wiedzieliśmy. Tak jak o tym, że podczas przerw jest zamykany sam w klasie i to przez trzy różne nauczycielki. Uświadamiałam go, że jeśli pani nauczycielka czegoś od niego wymaga, powinna respektować wszystkie punkty z rozporządzenia. Skoro w szkole trzymają się punktu, że dziecko ma zakrywać nos i usta, powinni trzymać się też zapisu, że w trakcie przerwy sala lekcyjna ma być pusta i wietrzona. A tam zamykano moje dziecko. To jest dyskryminacja – opowiada kobieta.
Dodaje też, że chłopiec czuł się osaczony przez nauczycieli, co najbardziej nasiliło się na początku roku szkolnego, kiedy wszyscy cieszyli się z powrotu do szkoły i chcieli, by dzieci jak najdłużej do niej chodziły. - Myśleli, że jak będą nosić maseczki, faktycznie się to uda – wspomina mama chłopca.
- Zadawałam pytania, np. czy w szkole są pojemniki na odpady medyczne, bo skoro wirus jest tak śmiercionośny, powinny być specjalne miejsca do ich utylizacji. Ale nie uzyskałam odpowiedzi – przyznaje mama chłopca w rozmowie z WP Kobieta.
Kary za demoralizację
Zapytaliśmy prawnika, co grozi dzieciom oraz ich rodzicom, w wypadku, gdy sąd uzna, że doszło jednak do demoralizacji.
- Katalog kar, czy też raczej środków upominawczych, jest szeroki, więc sytuację każdorazowo ocenia sąd rodzinny na podstawie zawiadomienia, które do sądu wpływa. Od upomnienia, przez nadzór rodzicielski czy kuratorski, po poprawczak – wymienia Magdalena Wilk.
Ostatnia z kar jest oczywiście najcięższa, ale Urszula Skonecka przekonuje, że do umieszczenia w zakładzie poprawczym mogłoby dojść tylko wtedy, gdyby sąd uznał, że nieletni popełnili przestępstwo i na dodatek, że inny środek nie będzie wystarczający.
- Jednym z przejawów demoralizacji wskazanych przez ustawodawcę jest naruszenie zasad współżycia społecznego. Żeby w związku z tym było możliwe zastosowanie środka wychowawczego-poprawczego, sąd musiałby uznać, że odmowa noszenia maseczek w klasie, w trakcie lekcji i przerw, narusza zasady współżycia społecznego – wyjaśnia prawniczka.
- Jeśli chodzi o przełożenie tego orzeczenia na ewentualne inne sprawy i możliwość powoływania się na nie przez tzw. koronasceptyków, będzie to zależało w dużym mierze od tego, czy sąd uzna, że obowiązek noszenia maseczek wynika z normy moralnej dodatkowo usankcjonowanej prawnie czy tylko z normy obyczajowej. O ile w ogóle się do tej kwestii nie odniesie. Jeśli zatem sąd zatrzyma się na konkluzji, że nie wnikając w to, czy doszło do naruszenia prawa stanowionego, z pewnością doszło do naruszenia norm obyczajowych, to tzw. koronasceptykom nic to nie da - dodaje Skonecka.
Na stronach Ministerstwa Edukacji i nauki czytamy, że "maseczki powinny być stosowane w przypadku niemożności zachowania dystansu np. w czasie przerw w miejscach wspólnie użytkowanych, o ile nie jest zachowane zróżnicowanie czasowe w prowadzeniu zajęć".
Decyzję podejmują dyrektorzy
Adwokat Magdalena Wilk uczula, że zgodnie z par. 27 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 21 grudnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń w związku z wystąpieniem stanu epidemii, mamy nakaz zakrywania ust i nosa w miejscach ogólnodostępnych, m.in. w budynkach użyteczności publicznej.
Natomiast zgodnie z ust. 3 pkt 14, obowiązek ten nie obejmuje uczniów i dzieci objętych wychowaniem przedszkolnym oraz osób zatrudnionych w przedszkolu, innej formie wychowania przedszkolnego, szkole lub placówce oświatowej oraz w ramach form opieki nad dziećmi w wieku do lat 3 - na ich terenie, chyba że kierujący takim podmiotem lub formą wychowania czy też opieki postanowi inaczej.
Prawniczka potwierdza, że decyzję o noszeniu maseczek podejmują więc dyrektorzy po wysłuchaniu opinii innych organów szkoły w tej sprawie. Zasada ta może być zapisana w opracowanym przez dyrektora wewnętrznym regulaminie. Podstawą do jej wprowadzenia są zalecenia wskazane w wytycznych MEN, MZ i GIS dla publicznych i niepublicznych szkół i placówek od 1 września 2020 r. oraz aktualne przepisy prawa.