Seks-kamerka, czyli praca jak każda inna?
- Wolę leżeć przez kilka godzin na łóżku we własnym domu i wypinać tyłek, niż siedzieć przez cały dzień na kasie w Biedronce – tłumaczy Marzena, młoda kobieta, należąca do coraz liczniejszego grona Polek zarabiających na prezentowaniu wdzięków przed obiektywem internetowej kamery. Czy jesteśmy świadkami narodzin nowej profesji?
05.01.2017 | aktual.: 05.01.2017 14:10
Czwartkowe przedpołudnie. Pora teoretycznie niezbyt sprzyjająca erotycznym uniesieniom, bo przecież w tym czasie większość Polaków jest pochłonięta codziennymi sprawami i obowiązkami.
Tymczasem na najpopularniejszym polskim serwisie, oferującym erotyczne pokazy amatorów, dużo się dzieje. Ponad dziesięć tysięcy internautów śledzi blisko 200 transmisji.
Przyłączamy się do jednej z nich. Na ekranie pojawia się dojrzała brunetka, której twarz przysłania karnawałowa maska. Trwa ożywiona dyskusja na czacie, dotycząca… mycia okien. „Jagoda”, bo taki pseudonim nosi kobieta, z uśmiechem opowiada, jak zmęczyły ją przedświąteczne porządki. O tym, że jest to jednak serwis erotyczny, przypominają tylko wyznaczone przez nią cele – za 30 żetonów pokaże piersi, za 50 pupę, a gdy uzbiera 200, rozbierze się i zabawi ze sobą. Na specjalne życzenie „Tymka”, okraszone 20 żetonami, prezentuje przed kamerą zadbane stopy.
Zdecydowanie bardziej hardcorowo jest na transmisji „Klaudii 121”, która nie ukrywa twarzy. Młoda blondynka siedzi przed komputerem w niewielkim pokoju, urządzonym w stylu późnego PRL-u, z dominującą w tle meblościanką. Na łóżku obok biurka leży mężczyzna, najwyraźniej bardziej wstydliwy od partnerki, ponieważ na głowie ma… kominiarkę. Po zgromadzeniu 600 żetonów widzowie będą mogli obejrzeć seks w różnych pozycjach. Trochę tańszy jest pokaz miłości francuskiej albo zabawa z wibratorem. Chętnych jednak brakuje, mimo że transmisję ogląda blisko pół tysiąca osób.
Tego przedpołudnia więcej chyba zarobiła „Alessia”, brunetka ewidentnie nadużywająca botoksu. Wpadła w oko jednemu z internautów, a ten obsypał kobietę żetonami, i to tylko za to, że w stringach gotowała obiad.
Jednak „Alessia” potrafi uwodzić. W opisie na profilu wyjawia: „Moje transmisje są ciągłym poznawaniem siebie, eksperymentowaniem. Ekshibicjonizm, hedonizm i naturyzm nie są mi obce – lubię zarówno nagość, jak i seksowną bieliznę – gorsety, maski, siateczki i koronki, skórę i latex, erotyczną biżuterię oraz wysokie szpile. Posiadam ich spory wybór. Cenię sobie szeroko pojętą i wysmakowaną erotykę...”.
Transmisje prowadzą nie tylko młode kobiety. Wśród nich odnajdujemy „Rozwódkę 58” (liczba w tym nicku prawdopodobnie oznacza wiek), która nie ceni się zbyt wysoko – za 80 żetonów weźmie kąpiel. Problem w tym, że nikt nie chce tyle zapłacić.
Gdy nagość nie jest barierą
Showup.tv należy do najchętniej odwiedzanych stron erotycznych przez Polaków. Jak wynika z danych Megapanelu, w grudniu ubiegłego roku serwis przyciągnął ponad dwa miliony internautów, większą popularnością cieszyły się w naszym kraju tylko potężne zagraniczne witryny z darmowymi filmami porno.
Ten sukces to efekt dobrej promocji i kontrowersyjnych reklam. Już kilka lat temu w wielu polskich miastach pojawiły się ogromne billboardy zachęcające do odwiedzenia serwisu. Wzburzyło to wówczas stowarzyszenie Twoja Sprawa, które uznało, że kampania może być ogromnie niebezpieczna i szkodliwa dla młodych ludzi. Jego lobbing spowodował, że parlament wprowadził do kodeksu karnego przepis zakazujący promocji i reklamy działalności polegającej na rozpowszechnianiu pornografii niezabezpieczonej przed dostępem dzieci. Za jego złamania grozi do 3 lat więzienia.
Hasło kampanii „Bo wszystkie diablice są twoje po pracy” i towarzyszące mu na billboardach zdjęcia modelek wzbudziły również protest Komisji Etyki Reklamy, która uznała, że uprzedmiotawia to wizerunek kobiety, sugerując, że może ona być czyjąś własnością.
Efekt? Popularność witryny wzrosła błyskawicznie, powstało też wiele innych podobnych serwisów. Ostatnio w Polsce rozpoczęły też działalność stacjonarne studia, wyposażone w profesjonalny sprzęt i odpowiednio dobrane oświetlenie, gdzie można prowadzić równocześnie kilka transmisji z udziałem zatrudnionych videomodelek. Na przykład w łódzkim przedstawicielstwie firmy Intercam znajduje się siedem pokoi. „Każdy z nich ma dwa wystroje wnętrza. Na ścianach fototapety z kwiatami i z Marilyn Monroe. Są też londyński bus i egipskie piramidy. I motywujący napis „All you need is love and a new pair of shoes” – opisuje „Gazeta Wyborcza”.
Transmisje przekazywane są zazwyczaj do serwisów z Niemiec, Austrii, Szwajcarii czy Stanów Zjednoczonych, dlatego najchętniej zatrudniane są osoby potrafiące komunikować się po angielsku lub niemiecku. „Praca videomodelki polega na rozmowach z zagranicznymi klientami. Bardzo często przybierają one formę erotycznego flirtu, a klienci często proszą o pokazanie czegoś więcej – o zrobienie dla nich seksownego, uwodzicielskiego show. Dlatego praca w naszym studiu to oferta dla dziewczyn i kobiet, dla których nagość nie jest barierą” – czytamy na stronie Intercam.
Chętnych nie brakuje. Kusi przede wszystkim wizja świetnych zarobków, najlepsze videomodelki potrafią zarobić 60-80 zł na godzinę, co miesięcznie przekłada się na wpływy rzędu 10-12 tysięcy zł.
Pogaduchy ze sponsorem
Większość kobiet zarabiających na prezentowaniu wdzięków przed obiektywem internetowych kamerek, pracuje jednak w domowym zaciszu. W tym gronie jest Marzena. – Od ponad dwóch lat to moje podstawowe źródło dochodu, choć gdyby wcześniej ktoś mi powiedział, że w ten sposób będę zasilała domowy budżet, to bym go wyśmiała – przyznaje 28-latka.
Gdy zaczynała swoją przygodę z seks-kamerką, była sfrustrowaną absolwentką polonistyki z dyplomem Uniwersytetu Warszawskiego. Po studiach postanowiła bowiem wrócić do rodzinnego miasta (prosi o zachowanie jego nazwy w tajemnicy, podobnie jak danych osobowych), ale szybko zasiliła grono młodych Polaków, którym rynek pracy nie ma nic do zaoferowania.
– Czułam się totalnie niepotrzebna i planowałam już wyjazd do przyjaciółki, która nieźle urządziła się w Irlandii. Wtedy przypadkowo spotkałam koleżankę z liceum. Spotkałyśmy się na piwie, trochę wypiłyśmy i wtedy ona wyznała mi, że zarabia na seks-kamerkach. Roztoczyła tak wspaniałą perspektywę lekkiego i przyjemnego zajęcia za świetne pieniądze, że postanowiłam spróbować – opowiada Marzena. – Pierwsze transmisje to była porażka, wstydziłam się jak cholera, a faceci okazali się chamscy i domagali się różnych upokarzających rzeczy. Miałam już zrezygnować, ale wtedy pojawił się gość, którego czymś urzekłam, bo nagle przelał 500 żetonów. Za nic. Napisał tylko, że lubi inteligentne kobiety – opisuje nasza rozmówczyni.
„Kornel” stał się jej wielkim wielbicielem i głównym źródłem dochodu. Do dziś śledzi niemal każdy przekaz Marzeny, obficie nagradzając kobietę żetonami. Dopiero po kilku miesiącach zdecydował się na wykupienie prywatnej transmisji. – Przez pół godziny tylko gadaliśmy. Okazało się, że jest biznesmenem, ma żonę i dużo pieniędzy, ale nie czuje się szczęśliwy. I dziwnym trafem odkrył we mnie bratnią duszę. Od tego czasu często spotykamy się na takich wirtualnych pogaduchach, a on mi za to płaci – mówi kobieta, która dzięki „Kornelowi”, choć nie tylko, zarabia miesięcznie średnio 2-3 tys. zł, co w zupełności zaspokaja jej potrzeby.
– Oczywiście nikomu się do tego nie przyznaję, raz tylko napomknęłam coś przyjaciółce, a ona spytała, czy nie czuję się jak prostytutka sprzedająca ciało. Przeszła mi ochota na szczerość. Teraz wersja oficjalna dla rodziny czy znajomych brzmi: zarabiam na różnych internetowych zleceniach – tłumaczy Marzena. – I zupełnie szczerze powiem, że nie mam już żadnych dylematów moralnych związanych z moim zajęciem. Praca jak każda inna. Oczywiście, gdy znajdę wreszcie odpowiedniego faceta i zdecyduję się założyć rodzinę, wtedy pewnie zrezygnuję z kamerek. Choć z bólem serca, bo naprawdę zaczęło mi się to podobać – twierdzi.
Jak przyciągnąć widza
Kobieta o nicku „Samotna_mama”, bohaterka głośnego reportażu Grzegorza Szymanika „Szklane dreszcze” w „Dużym Formacie”, jeszcze niedawno była bez etatu i pieniędzy. Wpisała więc w wyszukiwarkę „praca przez internet”.
„Wyskoczyła mi strona. Weszłam. Pokazałam biust w staniku i zaraz miałam 20 widzów” – opowiada. „Ktoś powiedział: Dam ci 10 żetonów, jak pokażesz cycusie. Odpowiedziałam: OK. Siedziałam tak całą noc i nad ranem miałam już 1000 żetonów. Pobiegłam do banku założyć konto. Kiedy zobaczyłam następnego dnia, że mam na koncie 100 złotych, byłam tak szczęśliwa, że znowu weszłam. Przez pierwszy rok nie pokazywałam buzi. Nie myślę o tych, którzy patrzą. Póki ich nie widzę, nie czuję, że tam są”.
Inna bohaterka tego tekstu, absolwentka studiów humanistycznych, przyznaje, że zdobyta wiedza do niczego się nie przydaje, gdy chcemy zrobić karierę przed seks-kamerkami. Dlatego musiała się doszkolić, m.in. z książek o dominacji czy „dirty talk”.
Zamierza tak pracować, jak długo zdrowie pozwoli. „Mam dopiero 29 lat, a widziałam niedawno na kamerkach transmisję 60-latki. Znajomym i rodzinie wykręcam się, że robię marketing przez internet. To nie jest taka prosta praca, bo trzeba się nasiedzieć i cały czas uśmiechać. Ale dziś zarabiam w godzinę 100 złotych. Ostatnio jeden pan za napiwek poprosił mnie, żebym pokazała, jak sikam. Poszłam z laptopem do łazienki i pokazałam. Zaczęłam nagrywać też filmiki na sprzedaż, na przykład jak daję sobie klapsy” – opowiada.
Oczywiście w tej branży nie każdy tak świetnie zarabia. Konkurencja jest bardzo duża, dlatego niełatwo przyciągnąć gościa do transmisji, a jeszcze trudniej utrzymać go na dłużej.
Serwisy służą jednak radami, jak wyglądać atrakcyjnie przed obiektywem. Praca z kamerą wymaga np. bardzo starannego make-upu, nieco mocniejszego niż ten codzienny. Gości zniechęca też kiepskie światło i nieodpowiedni strój. „Ubierając bluzy w rozmiarze XXXL nie liczcie na to, że przyciągniecie na swoją transmisję nowych widzów, a i stałych możecie zniechęcić” – czytamy na stronie Showup.tv.
Sprawdzą się za to gadżety: wibrator, buty (cytując serwis: „wysokie szpilki, platformy, buty na słupku, sznurowane, z klamrami, z zipami, kolorowe i klasyczne, czarne”), pończochy, seksowna bielizna czy… packa do klapsów, uwielbianych przez wielu gości transmisji.
Pozostaje jednak pytanie, czy prężenie się przed internetową kamerką można uznać za pracę jak każda inna, co sugerują reklamy serwisów zapraszających Polki do współpracy. - Sektor usług erotycznych narusza sferę intymną. Żadna dziewczyna nie chwali się w CV doświadczeniem w prostytucji. Reklama jest nieuczciwa, bo daje młodym kobietom złudzenia, że mogą nieźle zarobić i niewiele stracić. Nie przypomina, że ich twarze będą już zawsze krążyć w internecie. A niemal każdy może załatwić sobie niemieckie lub angielskie IP komputera – ostrzegała w jednym z wywiadów dr Joanna Miksa, filozofka z Katedry Etyki Uniwersytetu Łódzkiego.