Śmierć Dolores O’Riordan pokazuje, jak choroba XXI wieku zabija bohaterki naszej młodości
Wielkie nazwiska na muzycznej scenie, a w ich cieniu historie przejmujące do szpiku kości. Choć głośno o kolejnych nagrodach, romansach i płytach, wiadomości o ich cierpieniu giną w morzu medialnych komunikatów. Historia Dolores O’Riordan, wokalistki The Cranberries, o której śmierci świat dowiedział się w 15 stycznia, to tylko jeden z wielu historii o tym, jak idolki naszych czasów niszczy jedna z najgroźniejszych chorób XXI wieku – depresja.
Kiedy w 1994 roku znaleziono ciało Kurta Cobaina, który zmarł w wyniku samobójczego strzału w głowę, rozpętała się histeria. Cały świat spekulował, czy uzależniony od heroiny chłopak mógł to zrobić sam. Czy być może nie "pomogła" mu jego żona, Courtney Love. Rozpacz fanów doprowadziła do powstania wielu teorii spiskowych, ostatniej raptem dwa lata temu, kiedy to brytyjski "Daily Mail” opublikował plotki na temat upozorowania śmierci muzyka.
Historia uzależnienia i głębokiej depresji Kurta Cobaina okazuje się jednak fenomenem w swojej kategorii. Fakt, że Kurt okazał się inspiracją dla tytanów rocka, a grono jego fanów zasilały rzesze osób w różnym wieku, z całego świata, nie tłumaczy, dlaczego wciąż interesuje nas śmierć wokalisty Nirvany, a tak konsekwentnie ignorujemy analogiczne historie idolek młodości pokolenia dzisiejszych 30-latków.
Być może nie mają one spektakularnego zakończenia, bo żadna z nich do tej pory nie strzeliła sobie w głowę. Być może nie dokonują tak przełomowych zmian w historii muzyki, nie wyglądają obłędnie w niedbale zarzuconym, rozciągniętym swetrze. Choć wywoływały ciarki, wspomnienia i wybuchy płaczu, gdy słuchaliśmy ich muzyki z kiepskich słuchawek dołączonych do walkmana, a ich historie są analogiczne do tego, co przeżywał Cobain, nie potrafimy się tym przejąć równie mocno.
News o śmierci wokalistki The Cranberries, Dolores O’Riordan w istocie był jedną z najważniejszych wiadomości. Jednak o jej depresji świat usłyszał, gdy było już za późno. Rok temu wokalistka próbowała przedawkować leki, trzy lata temu zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową, a od kilkunastu lat wiadomo było, że cierpiała na depresję. I choć oficjalne przyczyny śmierci Dolores nie są znane, to śmiało stwierdzić można, że ostatnie lata jej życia naznaczone były tragedią porównywalną do cierpienia Cobaina.
Znacznie więcej dramatyzmu, a proporcjonalnie niewiele zainteresowania publiki, jest w historii Sinead O’Connor. Irlandzka wokalistka już kilka razy próbowała popełnić samobójstwo, również cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową oraz depresję. W wyniku choroby zdarza jej się na kilka dni zniknąć z domu, nie dając żadnego znaku życia. W sierpniu ubiegłego roku Sinead nagrała i udostępniła w sieci bardzo niepokojący film, na którym targana emocjami, opowiada o swojej samotności. "W moim życiu nie ma nikogo, poza lekarzem psychiatrą, który jest najmilszym człowiekiem na świecie. Mówi, że jestem bohaterką, to jedyna rzecz, która aktualnie trzyma mnie przy życiu. To trochę żałosne."
Historii mniej lub bardziej nagłaśnianego cierpienia idolek młodości współczesnych 30-latków nie brakuje również na polskim rynku muzycznym. Edyta Bartosiewicz, której "Tatuaż", "Ostatni" czy "Skłamałam", były hymnami nastolatków lat 90. zrezygnowała ze śpiewania na dekadę właśnie z powodu głębokiej depresji. Do przyczyn swej decyzji o przerwaniu kariery przyznała się w mediach, jednak jej historia zdawała się nie robić na odbiorcach mediów większego wrażenia. Podobnie zresztą jak wyznania Kasi Kowalskiej, Kory, czy Marii Peszek.
Oczywistym jest, że nie każda z dramatycznych historii wokalistek przechodzi bez echa. Jedną z najbardziej nagłośnionych przez media oficjalnych upadków gwiazd jest chociażby przypadek Britney Spears, która, czy tego chcemy, czy nie, również swego czasu kształtowała muzycznie pokolenie tych samych nastolatków, którzy zachwycali się głosem Edyty Bartosiewicz. Trudno jest jednak ocenić, ile było w tym teatru i kreowania afery, a ile prawdy. Faktem jest statystyka – z powodu depresji cierpi dwa razy więcej kobiet niż mężczyzn. I znacznie częściej pochylamy się ze współczuciem nad ich historiami, aniżeli nad historiami kobiet. Nawet jeśli to ich piosenki były tłem dla najmilszych nastoletnich wspomnień.