Soul Kitchen – film nie tylko o kuchni
Wielbiciele twórczości Fatiha Akina – przygotujcie się psychicznie. Ten film to nie to, czego się po nim spodziewacie. Cała reszta, która co do Akina nie ma oczekiwań – przygotujcie się psychicznie. W tym filmie właściwie denerwuje wszystko. Ale za to ma soul, czyli duszę.
07.02.2011 14:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wielbiciele twórczości Fatiha Akina – przygotujcie się psychicznie. Ten film to nie to, czego się po nim spodziewacie. Cała reszta, która co do Akina nie ma oczekiwań – przygotujcie się psychicznie. W tym filmie właściwie denerwuje wszystko. Ale za to ma soul, czyli duszę.
Akin przyzwyczaił nas do kina, które wywracało ową duszę na drugą stronę. Ciężkie dramaty, wyraziste postacie, bunt, margines, zło, wieczne problemy, z którymi bohaterowie miotają się na ekranie. Jego filmy można było uwielbiać lub nienawidzić, lecz nie sposób było się nimi nie przejąć. I po latach kręcenia przebojów, które uważano za arcydzieła i nagradzano w Cannes, ten urodzony w Niemczech Turek postanowił wyluzować. Ale tylko w paru kwestiach.
Od razu wyjaśnię - film jest taki, jak jego plakat: chaos postaci, wątków, chropowatość przekazu zahaczająca o komiksowe uproszczenie. Nasz bohater – w centrum – stara się nad tym wszystkim zapanować, a jednocześnie coraz bardziej tonie… Ale tonie zabawnie, zgodnie z korzeniami (greckimi) i temperamentem. Reżyser zdaje się tą postacią manipulować i rzucać na wszystkie strony, podobnie jak bohaterami poprzednich dramatycznych opowieści. Jednak o ile siła jest tu podobna, to wydźwięk zdaje się być zupełnie inny, tak jakby Akinowi ktoś nagle zmienił psychotropy na takie, które przywracają optymizm…
Jednocześnie to opowieść o jedzeniu, pasji, przyjaźni, rodzinie i miłości. Dla tych, którzy chcą pójść na ten film ze względu na tytuł i kulinarne konotacje mam złą wiadomość: kuchni nie ma tam tak dużo jak mogłoby się wydawać. Jest za to absolutnie zjawiskowe przedstawienie tego, co prawdopodobnie jemy w przydrożnych barach, plus parę świetnych scen z kucharzem z powołania, którego gra Birol Unel , superprzystojny bohater „Głową w mur”. Zresztą scena wizyty tamtejszego sanepidu (za nią film pokocha każdy właściciel knajpy) czy orgii po dorzuceniu do jedzenia afrodyzjaku warte są wrzucenia go do przegródki „kulinarne/ulubione”.
Historia właściciela knajpy, który traci klientów, kiedy zatrudnia nowego szefa kuchni i którego opuszcza ukochana, tymczasem na jego głowę zwala się brat – rzezimieszek nie byłaby pełna, gdyby nie cała galeria słodkich, wystrzałowych postaci. W tym można Akina porównać do Jarmuscha – banda outsiderów prezentuje kolejne czułe klisze. Kelnerka zakochująca się w złoczyńcy, dwóch przestępców ze złotym sercem, starzec o ciekawej przeszłości. Jeśli przymkniemy oko - opowieść przełkniemy ze smakiem. Wystarczy pamiętać, ze ten, który ugotował nam ów szalony kociołek, jest sprawnym reżyserem, chwilowo nawróconym na optymistyczną wersję świata.
ak/sr