Sponsoring wśród studentek. To, co robią, jest ich największą tajemnicą
29.08.2017 14:49, aktual.: 30.08.2017 09:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Marzysz o wyuzdanym seksie ze studentkami? Same się o to proszą! – głosi nagłówek tekstu na jednym z krakowskich portali, który wywołał prawdziwą burzę w sieci. Autorzy przekonują, że wśród studentek, które przyjeżdżają do Krakowa, większość szuka sponsora. Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Co o sponsoringu wśród studentek sądzą same kobiety?
Zaczęło się od kilku ogłoszeń. "Studentka szuka sponsora" – temat, który rozgrzewa od lat. Autor postanowił sprawdzić, na ile pozwolą sobie 20-kilkulatki, które zamieszczają tego typu anonse w sieci. Kraków nie jest żadnym wyjątkiem.
"Bardzo szybko dostaliśmy także mnóstwo zdjęć. O te odważniejsze nawet nie prosiliśmy. Dziewczyny i tak wysyłały nam fotki swoich biustów, pośladków czy nóg. Z erotyką miało to niewiele wspólnego. Bardziej przypominało to zdjęcia porno, a czasem czuliśmy się nawet jak w gabinecie ginekologicznym" – piszą. Na zdjęciach się nie skończyło.
"Niektóre kandydatki są mniej wyuzdane. Zdecydowana większość ma problem z seksem analnym, a kilka pisze wprost, że nie ma o nim nawet mowy. 'Dupa służy do czegoś innego, a nie do tego, żeby coś w nią wkładać' – napisała nam lekko oburzona studentka 3 roku. Wprost i konkretnie. Tak, jak lubimy" – czytamy w artykule opublikowanym na krknews.pl, który już stał się sławny wśród internautek.
– Gratuluję wybrania tematu, który mógł stanowić początek konwersacji o problemie młodzieńczej prostytucji w Krakowie, mógł być poważnym tekstem o zaniedbaniach oświatowych, mógł potraktować zjawisko sponsoringu jako palący problem społeczny – mówi Nina Gabryś. – Gratuluję, bo jednak podjęto decyzję o napisaniu tekstu do granic możliwości seksistowskiego, który jest nie tylko skrajnie niesmaczny, to jego tytuł jest w mojej ocenie bliski zaproszeniu do gwałtu. Redakcja portalu z wypiekami na twarzy opowiada o swoich konwersacjach z kobietami szukającymi sponsorów, nie powstrzymując się przed komentarzami: "Wprost i konkretnie. Tak, jak lubimy". Bo przecież autorzy są uradowani, pooglądali fotografie, pofantazjowali i spisali to w formie tego wielkiego dziennikarskiego dzieła – mówi.
I kiedy jedni punktują autorowi książkowy seksizm i tanią sensację, inni przyznają – nie powinno już nikogo dziwić, że takie ogłoszenia się pojawiają.
*Zobacz też: Sponsoring [Bez tabu] *
Sponsoring przestaje dziwić?
Wydaje się, że najciekawsza dyskusja na temat tego, jak mówimy dziś o młodych decydujących się na sponsoring, zaczęła się wśród kobiet. Internautki zareagowały niemal natychmiast.
"Ktoś kogoś zmusza? Ktoś komuś robi krzywdę? Nigdy nie zrozumiem tej potrzeby zaglądania innym do łóżek. Rozumiem jeszcze, gdyby to rozbudziło jakąś rozmowę na temat sytuacji ekonomicznej młodych Polaków, którzy nawet na wynajęcie pokoju nie mogą sobie pozwolić, ale tak?" – przyznaje jedna.
"Są owszem dziewczyny, dla których to łatwa i szybka kasa. Ale jest też grono takich, które nie mają wyjścia" – komentuje inna kobieta. "Bo mimo wszystko, nie zawsze student może znaleźć pracę i połączyć ją ze studiami, a nawet jeśli, to czasem kasa jest tak mała, że i tak na życie nie starcza. Kiedyś wyśmiewałam takie propozycje, aż do momentu, kiedy trafiłam pod ekonomiczną ścianę. I o zgrozo, kiedy dostałam taką propozycję, zaczęłam ją rozważać. Rozważać coś, czego nigdy nie brałam pod uwagę, bo było to dla mnie rodzajem upadku totalnego. Koniec końców, mam rodziców, którzy mi pomogli finansowo i nie usiałam tak zarabiać na życie. Ale proszę mi wierzyć, kiedy ktoś nagle nie ma nic, a tu proponują u 4 tys. miesięcznie, to są bardzo trudne sprawy. A nie czarujmy się, jeśli ktoś wpadnie w tą machinę, trudno się z niej wydostać, bo mało która studentka w normalnej pracy zarobi choćby połowę tego, co proponują niektórzy sponsorzy" – opowiada.
"Widziałam w komentarzach słowo 'szmata'. Serio?" – zastanawia się inna. "Czy te dziewczyny robią komuś krzywdę? Nie. Ktoś pisał, że sobie, ale tego nie wiemy, nie znamy ich, ani tym bardziej ich przyszłości. Mnie to osobiście obrzydza, ale mnie, w sensie, że ja nie mogłabym tak żyć. Gdybym mogła, umiała w ten sposób traktować seks, to może bym i tak żyła. Najciekawsze jest dla mnie, że według artykułu dziewczyny się często zgadzają na układ seksualny, zanim poznają na żywo swojego nowego 'chłopaka'. I tyle, ciekawostka. Nie ma się co spinać, oceniać, wyzywać".
Ale nie brakuje też takich opinii: "W czym problem? Prostytucja to prostytucja. Czym się różni studentka świadcząca usługi seksualne za pieniądze, od tirówki, która robi dokładnie to samo? I dlaczego tirówkami i resztą pań, które można znaleźć od Marriotta po wszelkie inne zakątki, nikt się nie przejmuje, a jak chodzi o studentki, to robi się z tego szum? Zwłaszcza że tutaj nie chodzi o brak środków na życie, tylko o zapewnienie sobie wygodniejszego i bardziej luksusowego życia? I jeszcze nikt nikogo do niczego nie zmusza".
Sponsoring po studencku
Problem jest i to od lat. To, że młodzi – bo nie tylko studentki – wrzucają do sieci ogłoszenia tego typu, nie jest niczym nowym. Na portalach nie brakuje wpisów od kolejnych kobiet. Nie trzeba ich nawet długo szukać.
Marta ma 23 lata. Szuka mecenasa. Na portalu dla studentek i studentów ma już nawet konto premium. Podaje wzrost, mówi, że jest ambitna. Hobby: czytanie, gotowanie, malowanie, podróże, rysunek i sport. Sylwetka: XS. Kwota? 900 złotych za dzień spędzony razem. Miesiąc u jej boku to 10 tys. złotych mniej na koncie sponsora.
Olka kocha podróże. Jest studentką z mazowieckiego. Ma 24 lata. Od swojego sponsora oczekuje tysiąca złotych za dzień, a za miesiąc – 6 tys. zł. Nie boi się pokazywać swojej twarzy, w przeciwieństwie do innych dziewczyn, które chowają się za przyciemnionymi zdjęciami, zasłaniają twarz lub wolą pokazywać tylko dekolt.
– Jacyś faceci proponowali mi spotkanie, prosili o CV i zdjęcie. Pisali, że mój udział w kilku projektach badawczych bardzo ich podnieca, prosili o pikantne szczegóły na temat tych badań… Coś ohydnego. A ja zwyczajnie szukałam firmy, która mogłaby mnie wesprzeć w czasie studiów. W zamian ja pracowałabym w tej firmie. Opublikowanie oferty w internecie było błędem. Oferta skojarzyła się jednoznacznie. Nie miałam pojęcia, że tak zostanie odebrana. Teraz wysyłam CV i oferty pracy do konkretnych firm – twierdzi Beata, jeszcze do niedawna studiowała w Gdańsku.
W sieci umieściła ogłoszenie: "Szukam sponsora, studiuję farmację, otrzymuję stypendium naukowe. Brałam udział w kilku międzynarodowych projektach badawczych. Swoje CV i więcej informacji prześlę mailowo. Czekam na oferty".
Na ciuchy, kosmetyki i czynsz
Ale nikt nie jest w stanie sprawdzić, jak wiele z tych ogłoszeń jest rzeczywiście prawdziwych.
– Dla tych dziewczyn najważniejsze jest utrzymanie ich zajęcia w tajemnicy. Dlatego nie wiemy dokładnie, ile ich jest – mówiła w rozmowie z WP prof. Elżbieta Michałowska, która bada zjawisko sponsoringu w Polsce od lat. – Studiują psychologię, filologię, architekturę, prawo kanoniczne, kierunki artystyczne. Najmłodsza z naszych respondentek miała 18 lat. Przeważają dziewczyny z dużych miast, jedna szósta badanych pochodzi ze wsi. To pewna rewolucja – wieś zawsze była formą wspólnoty nawzajem mocno się kontrolującej, w której mocno zakorzeniony był kult tradycyjnych wartości. Te dziewczyny chcą wyrwać się do miasta, jedyną drogę widzą w znalezieniu sponsora, który zagwarantuje im elementarne warunki finansowe.
Wiele dziewczyn dostaje prezenty – kosmetyki, ciuchy, biżuterię, wyjścia na imprezy. Niektóre wyjeżdżają ze sponsorem na urlop. Zdarza się, że dziewczyna ma dwóch sponsorów, wtedy jej dochody rosną. Podobno zdarzają się dziewczyny, które miesięcznie mogą zarobić nawet 15 tys. zł. Ale to są wyjątki.
Sponsoring to stała relacja, dlatego większość utrzymanek nie nazywa tego prostytucją. Uważają, że prostytutki pracują na ulicy lub w agencji, a one nigdy by się na to nie zdecydowały. W relacji sponsorowanej to kobieta decyduje, z kim pójdzie do łóżka. Zdaniem prof. Michałowskiej, jedynie 3 proc. studentek przyznaje, że można je nazwać ekskluzywnymi prostytutkami. – Sponsorowane dziewczyny myślą o sobie w kategoriach "przyjaciółki" czy "kochanki". Oczywiście jest to racjonalizacja swoich zachowań – przyznaje.
Do zarabiania w ten sposób przyznaje się według różnych badań 1/5 polskich studentów.
Uniwersytutki
Jedną z pierwszych osób, która zajęła się problemem sponsoringu wśród studentów, była Renata Gardian-Miałkowska. O studentkach zaczęło mówić się uniwersytutki. – Osoba sponsorowana niewątpliwie odbiega od stereotypu osoby prostytuującej się, ale biorąc pod uwagę rodzaje kobiet świadczących usługi seksualne i towarzyskie na przestrzeni wieków możemy spostrzec, że wzajemnie się z nimi uzupełniają i powielają; czyli istnieje popyt na osoby sponsorowane znające języki obce, mające wykształcenie, wysoką kulturę osobistą – przyznaje badaczka.
Rozmawiała z dziewczynami, które zdecydowały się na sponsoring. Każda historia była inna. Jedna przyznała, że zakochała się w swoim partnerze. Wtedy przestała brać od niego pieniądze. Inne rezygnowały z prostytucji, by zaangażować się w normalne związki. I spróbować zapomnieć.
Powodów, dla których szukały sponsora, jest wiele. Do jednego worka nie można ich wrzucić i oceniać po zdjęciu opublikowanym gdzieś na portalu. Zdaniem badaczki te dziewczyny inaczej już patrzą na mężczyzn, nie ufają im. Boją się, że przeszłość wyjdzie kiedyś na jaw.
– Młode pokolenie zatraciło podmiotowość, przekształciło się w produkt i tak traktuje swoje ciała, jako inwestycję umożliwiającą przy minimalnym zaangażowaniu i wysiłku osiągnąć maksymalny zysk – dodaje Gardian-Miałkowska. – Dlatego coraz więcej młodych ludzi decyduje się na związki sponsorskie, które pozwalają im zaspokoić różne potrzeby w krótkim czasie i bez żadnego wysiłku, świadcząc usługi seksualne. Z czasem wpadają w pułapkę.
Dlatego choć nie da się zabronić dziewczynom ogłaszania się w sieci, warto podkreślać, jak destrukcyjny wpływ ma taki związek na ich psychikę. – Taka dziewczyna będzie miała problem z bezinteresownym oddaniem się partnerowi, ze zbudowaniem trwałego związku opartego tylko na uczuciu – uważa prof. Michałowska. – Będąc utrzymanką, przyzwyczaiła się, że jeśli coś jej się nie podobało, mogła w każdej chwili przerwać znajomość i zawiązać nową. Tak samo może postępować w związku – gdy pojawiają się jakiekolwiek kłopoty, będzie wolała się rozstać niż próbować je rozwiązać. Inną kwestią jest fakt, że po takich doświadczeniach wytwarza się przekonanie, że związek musi się opłacać finansowo. Uczucia pozostają na drugim planie. Myślenie: 'czy to mi się opłaca?' może towarzyszyć już zawsze – podsumowuje Michałowska.