Sprawdzam!
Tak, na pewno w mojej podstawówce było parę osób, które brały narkotyki. Ja zgrabnie udawałam, że tego nie widzę. Słyszałam pod płotem przy boisku czy na górce parkowej tuż za szkolnym ogrodzeniem szmery rozmów o jakimś Pawle, który „wącha klej“, wiedziałam, że za rogiem jest melina, ale nawet piwo wypite na murku spożywczego sklepu było poza moją sferą zainteresowania.
28.01.2013 16:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tak, na pewno w mojej podstawówce było parę osób, które brały narkotyki. Ja zgrabnie udawałam, że tego nie widzę. Słyszałam pod płotem przy boisku czy na górce parkowej tuż za szkolnym ogrodzeniem szmery rozmów o jakimś Pawle, który „wącha klej“, wiedziałam, że za rogiem jest melina, ale nawet piwo wypite na murku spożywczego sklepu było poza moją sferą zainteresowania. Pierwsze piwo? Pewnie dopiero w liceum. W ohydnych, uwłaczających godności ucznia toaletach, które zapamiętałam z naszej podstawówki tysiąclatki unosiły się kłęby dymu, bo młodzież „szpanowała“ trując się papierosami marki Caro.
Dziś to wydaje się niewinne. Wokół warszawskich gimnazjów spacerują patrole policyjne z psami. Czytam, że w Anglii policja organizuje nieplanowane naloty na szkoły, gdzie przeszukuje się nauczycieli i uczniów. Podobno wielu rodziców protestuje. Że wolność, że godność, zaufanie. Może słusznie, ja też mam wrażenie, że państwo wciąż mocniej nas kontroluje, nie proponując nic w zamian. Kamery na podwórkach, na przystankach. Radary co kilometr. Może powinni zabronić produkcji aut jadących szybciej niż 80 km/h? Niech każą nam się przesiąść na rowery czy skutery.
Wyobrażam sobie, co muszą czuć rodzice trzynastolatka czy siedemnastolatki, którzy odbierają telefon z komisariatu, by stawili się na rozmowę, bo dziecko co prawda odrobiło geografię, ale ma saszetkę amfy w pudełku lanczowym. Rodzice, którzy przerażeni są podwójnie. Myśleli, że dziecko wygrzane, wychuchane, że wszystko o nim wiedzą, bo przecież jedzą razem śniadania, rozmawiają, chodzą do kina...
Pewien psycholog powiedział mi, że pewna doza kontroli jest w życiu potrzebna. Bezstresowe wychowanie prowadzi do tego, że ludzie nie znają potem granic. Wtedy już musi granice wyznaczać patrol policji w szkole.
Jeśli w tramwajach są „naloty“ kanarów, to nie protestujemy. Przywykliśmy do nich, akceptujemy je. Może niepotrzebnie obruszamy się zatem na „naloty“ policji w szkołach. Może ktoś musi młodym ludziom czasem spojrzeć w oczy i z pokerową miną rzec: „Sprawdzam“.