Staniki są dla kobiet, czy dla mężczyzn?
Dziś młode kobiety postulują za równouprawnieniem, ale nie chcą być utożsamiane z feministkami
29.11.2010 | aktual.: 30.11.2010 15:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W serialu "Mad men" grupa copywriterów przygotowuje kampanię reklamową dla firmy produkującej damską bieliznę. Jaka jest konkluzja ich rozważań? Biustonosze są dla mężczyzn. Bo kobiety chcą siebie postrzegać w sposób, w jaki widzą ich mężczyźni.
Tak miało być w latach 60. Dekadę później feministki zwalczały te stereotypy, paląc ogniska ze swoich staników na ulicach USA i Europy Zachodniej.
Dziś organizacje kobiece w Belgii mają trudności z rekrutacją członkiń poniżej 25. lat. Dziewczyny, choć zgadzają się z wieloma żądaniami, nie chcą być utożsamiane z feministkami. Popierają równouprawnienie, ale nie zamierzają się w nic angażować.
Dzieki Jane Addams, Margaret Thatcher, Hillary Clinton, feministkom i kobietom sukcesu, szownistyczne lata 60. traktujemy dziś z rozbawieniem. Ale czy naprawdę dokonał się przełom w kobiecej mentalności?
Niektóre belgijskie feministki trąbią na alarm. Co ciekawe, to właśnie w tym kraju urzędnicy z resortu pracy zgłosili niedawno postulat, aby święto kobiet 8 marca, ustawowo uczynić dniem wolnym od pracy. Co prawda było to w imię równości i poszanowania innych kultur, których w wielonarodowym społeczeństwie belgijskim nie brakuje, ale nie zmienia to faktu, że można to także potraktować jako głęboki ukłon w stronę kobiet. Tym bardziej, że mężczyznom nikt takiego święta nie zaproponował.
Tymczasem feministki w Belgii narzekają. Powód - młode działaczki, to, cytat - "rasa prawie na wymarciu". Griet Vandermassen , belgijska działaczka i filozof z wykształcenia, w jednym z wywiadów stwierdziła, że feminizm ma negatywny wizerunek u młodego pokolenia. Jej zdaniem uważany jest za ruch "dzikich kobiet", które sabotują konkursy piękności i hodują włosy pod pachami, a wynika to głównie ze stereotypów, które utrwaliły przekazy telewizyjne z pierwszej fali feminizmu w latach 70.
„Młode kobiety (…) są świadome tamtych osiągnięć. Ale w dzisiejszych czasach jest więcej indywidualizmu i mniej entuzjazmu dla działań zbiorowych. Młode kobiety nie chcą być traktowane jako ofiary i wolą rozwiązywać swoje problemy samodzielnie.” - stwierdziła w wywiadzie Vandermassen.
Zdaniem innej działaczki, 23-letniej Ellen Tichenor, wpływ na tę sytuację ma też fakt, że dziś dziewczyny przywiązują dużą wagę do wyglądu, znajomych, tego w jaki sposób są postrzegane przez otoczenie. Starsze pokolenie feministek nie zaprzątało sobie tym głowy, a nawet celowo i z ostentacją wygląd lekceważyło.
Co ksztatłuje wizerunek współczesnych dziewczyn? Wiele czyników, ale podobnie jak w latach 60. i 70., dużą rolę odgrywają media wraz ze specami od marketingu, reklamy i show-biznesu. To oni kreują idoli i gwiazdy, sprzedają styl - sposób bycia i życia, zwłaszcza ludziom z pokolenia „Internetu i Logo”.
Jaki typ kobiet króluje dziś w mediach?
Prosty przykład, bijące rekordy popularności seriale "Cougar Town", "Seks w wielkim mieście", "Gotowe na wszystko", opowiadają o pięknych kobietach sukcesu, które w przerwach między zakupami w butikach najdroższych projektantów, szukają mężczyzn - w zależności od bohaterki, do miłości lub seksu.
W polskich produkcjach ich odpowiednikami są postaci bardziej przystające do naszej rzeczywistości.
W dużym uproszczeniu, nie jest to "Polska Madonna" z wiersza Agnieszki Osieckiej. To "Matki Polki Płaczące", których nie kończące się historie w kolejnych tomach opisują Małgorzata Kalicińska i Katarzyna Grochola lub nieszczęśliwe kobiety sukcesu, które na szczęście trafiają na fajnego faceta, np. w serialu "Magda M".
Tutaj też wszystko obraca się wokół jednego tematu – mężczyzny.
I jakoś zawsze rodzimym bohaterkom udaje się znaleźć pieniądze na domek na wsi, mieszkanie w centum stolicy i zakupy w dobrych sklepach. A najlepszy czas antenowy w telewizjach prywatnych i państwowej, najlepiej świadczy o ich popularności.
Może dzisiaj kobiety chcą żyć właśnie w taki sposób? Chcą być piękne, bogate i kochane. Do czego potrzebny im wojujący feminizm?
Może dlatego młode Belgijki, i pewnie wiele ich rówieśniczek z Polski, popiera równouprawnienie, ale nie chce się w to angażować. Chcą nosić seksowną bieliznę, chodzić na zakupy z koleżankami, spotkać tego "jedynego" lub uprawiać namiętny seks, niekoniecznie ze stałym partnerem. Kiedy mają znaleźć czas na walkę o feministyczne ideały?