Stewardessy tracą pracę. "Nie ma lotów i nie ma jak dorobić"
21-letnia Julia Przybyłowicz dwa tygodnie temu straciła pracę w tanich liniach lotniczych. - To była moja pierwsza praca. Od dziecka marzyłam, aby zostać stewardessą, bo uwielbiam latać - opowiada. I dodaje, że jej marzenia pękły niczym bańka mydlana. Jak z kryzysem radzą sobie stewardessy?
- W lotnictwie zaczyna brakować tlenu. Można tu użyć procedury medycznej, bo w skali światowej ruch spadł o 95 procent, czegoś takiego nigdy nie ćwiczyliśmy – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
5 milionów bez pracy
Koronawirus zamknął nas w domach. Przewoźnicy tną połączenia ze względu na obostrzenia w wielu krajach i związany z tym brak zainteresowania podróżnych. Jak podaje w ostatnim raporcie Polska Agencja Żeglugi Powietrznej, średnia tygodniowa dzienna liczba operacji lotniczych spadła ponownie poniżej 1000 i wyniosła 770 lotów. Dla porównania w 2019 roku było ich 2206.
Do dzisiaj pracę w liniach lotniczych na świecie straciło już ponad 5 milionów osób, odwołanych jest 80 proc. połączeń, a prawdziwy kryzys może dopiero nadejść. Jak z kryzysem radzą sobie stewardessy?
21-letnia Julia Przybyłowicz dwa tygodnie temu straciła pracę w tanich liniach lotniczych. - To była moja pierwsza praca. Od dziecka marzyłam, aby zostać stewardessą, bo uwielbiam latać - opowiada. I dodaje, że jej marzenia pękły niczym bańka mydlana. – Myślałam, że będę latać coraz więcej, że przejdę do jakiejś dużej linii lotniczej, a nie utrzymałam się w małej, bo były zwolnienia i cięcia kosztów – mówi zdruzgotana, była już stewardessa.
Dzięki pracy mogła pomagać dziadkom, bo są schorowani, a emerytura nie wystarcza im na leczenie i codzienne życie. - Moi rodzice nie żyją. Wychowywali mnie dziadkowie. Mieszkam z nimi w średnim mieście, a tam trudno o jakąkolwiek pracę. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Jestem załamana, bo nie mogę znaleźć pracy w lotnictwie, a bardzo bym chciała – wyznaje z płaczem.
Nie wie, czy wróci do lotnictwa. – Jak ono będzie wyglądać po pandemii? Nie wiem, co będzie dalej? Od dziadków nie mogę się wyprowadzić i ich zostawić, bo oni na mnie liczą. Bardzo się boję o swoją przyszłość – dodaje Julia.
Zwalniają pracowników
32-letnia Weronika pracuje w dużych liniach lotniczych już siedem lat. - Boję się o pracę, nie wiem, jak to się wszystko potoczy. Większość linii w Europie i na świecie zwalnia, bo nie ma lotów. My latamy po 15 godzin miesięcznie, gdzie normalnie o tej porze roku w tym martwym sezonie latało się koło 40 – opowiada Weronika.
Na co dzień mieszka z partnerem, który nie jest związany z lotnictwem. - Bardzo mi pomaga. Mieliśmy się pobrać, ale to się nie uda, nie wspomnę o dziecku – mówi zasmucona stewardessa. Przyznaje, że gdyby nie partner, byłoby jej bardzo ciężko, bo linie lotnicze poobcinały pensje i korzystają z tego, że jest pandemia. - Nie ma lotów i nie mamy jak dorobić. Bardzo się boję, że stracę pracę, bo za chwilę mają być zwolnienia. I to jest strach, który mają moje koleżanki i koledzy, ale też piloci bardzo się boją o pracę, bo ogólnie jest ciężko u nas w liniach – mówi Weronika.
Dodaje, że pogorszyły się warunki pracy, bo pasażerowie są nieprzychylni, a personel ma na pokładzie dużo niedowiarków, którzy twierdzą, że wirus nie istnieje. – I jak tu z takimi osobami dyskutować na temat przepisów sanitarnych. Przecież to nie my je wprowadziliśmy – opowiada.
Przyznaje, że zdarza się na pokładzie opór ze strony pasażerów. Część nie chce zakładać maseczek. - Często interweniuje policja. Nam też bardzo niewygodnie lata się w maskach i rękawiczkach, ale nie mamy innego wyjścia, bo jest taka, a nie inna sytuacja i siedzimy zamknięci w puszce, w której nie ma tlenu, a maska ogranicza ilość tlenu do organizmu – dodaje stewardessa.
W jej liniach lotniczych były potwierdzone przypadki COVID-19 u załogi, ale większość osób przechodziła koronawirusa bezobjawowo. - Pasażerowie też są dla nas zagrożeniem, bo tak naprawdę nie wiadomo, czy mają wirusa. Latałyśmy i do Chin, i do Indii, które były najmocniej dotknięte koronawirusem – mówi Weronika.
Sytuacja jest dramatyczna
Zwolnień w liniach lotniczych za chwilę będzie jeszcze więcej. - Różne są szacunki. Na całym świecie szacuje się, że jest zagrożonych pięć milionów miejsc pracy w samym lotnictwie. Upadłości dopiero przed nami. Będzie bardzo ciężko, bo nie wiemy, jak ten postęp pandemii będzie wyglądał – przyznaje Adrian Furgalski, wiceprezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Przypomina, że podczas pierwszej fali pandemii linie lotnicze na całym świecie dostały ok. 125 miliardów dolarów pomocy, żeby nie upadły. Rzeczywiście to się udało, bo padło niewiele - mówi ekspert.
Zauważa, że z tej pierwszej pomocy "tlen" się skończył, a linie proszą o drugie wsparcie.
- A wiadomo, że nie tylko one były i są w potrzebie i wielu krajom brakuje na to gotówki, nawet tak bogatym jak Stany Zjednoczone, gdzie przewoźnicy proszą o 25 mld dolarów, a w Kongresie partie nie porozumiały się w tej sprawie, dlatego tylko w USA do końca roku będzie ok. 90 tys. osób zwolnionych, z największych czterech linii lotniczych. W Europie to też się już zaczyna dziać – mówi Adrian Furgalski.
Boją się o przyszłość
Niedawno pracę straciła 53-letnia Anna, stewardesa w międzynarodowych liniach lotniczych. - Jestem przerażona. Pracuję od ponad 30 lat w lotnictwie, mam niepełnosprawnego 20-letniego syna, który wymaga pomocy. Nie wiem, z czego będę żyć – skarży się była już stewardessa.
W pierwszej fali redukcji na wiosnę udało jej się pracę ocalić - teraz już nie. - Całe życie to robiłam i nie wiem, co będzie dalej. Mimo że jest koronawirus, pracowałam, a mam chorego syna, który nie ma odporności. Mogło się wszystko zdarzyć, ale muszę z czegoś żyć, choć mocno drżałam o syna, czy aby przypadkiem niczego nie przyniosłam do domu - opowiada pani Anna.
Boi się o przyszłość swojej rodziny. - Nie wiem, co ja zrobię. Mąż pracuje, ale z jednej pensji nie damy rady się utrzymać i rehabilitować syna, a państwo nie da mi tyle pieniędzy, żebym mogła sobie z tym problemem poradzić – mówi zasmucona. - To zwolnienie odbiło się na moim zdrowiu, codziennie biorę leki uspokajające. Mąż, widząc, że sobie nie radzę, wysyła mnie do specjalisty. Ale ja nie wiem, czy dam radę, tak się boję o przyszłość – mówi pani Anna.
Czytaj także: Pandemia koronawirusa. Z dyrektora na magazyniera
Niewiadoma przyszłość
Także Wojciech Skwirowski, prezes Fundacji Polskie Niebo przyznaje, że na razie trudno przewidzieć, ile linii lotniczych może upaść, bo bardzo wiele zależy od tego, jak będzie wyglądało lotnictwo po marcu 2021.
- Czy liczby przewożonych pasażerów będą rosły, czy nie. Natomiast patrząc na kondycję finansową większości europejskich linii (można to także przełożyć na świat), ta sytuacja jest dramatyczna i bardzo wielu podmiotom może nie udać się przetrwać tego kryzysu – mówi prezes Skwirowski.
Zauważa, że także lotniska też są w fatalnej sytuacji. W Polsce pomoc jest niewielka i nic nie wskazuje, że będzie większa. - Będą upadłości mniejszych portów lotniczych – dodaje ekspert.
Sytuacja się poprawi?
Czy po pandemii jest szansa, że sytuacja w lotnictwie się poprawi? - Nie ma możliwości do powrotu sprzed pandemii. Tamtego lotnictwa już nie ma. Teraz trzeba wypracować zupełnie nowy, inny model i do niego dążyć – mówi prezes Skwirowski.