Strach ma wielkie oczy
Jak przełamać strach własnego dziecka, który często jest irracjonalny? Cierpliwie czekać, czy dla ich własnego dobra zastosować terapię szokową?
Dzieci zazwyczaj boją się rzeczy, których nie znają. A ponieważ się boją, nie chcą ich poznać. Jak przełamać strach własnego dziecka, który często jest irracjonalny? Cierpliwie czekać, czy dla ich własnego dobra zastosować terapię szokową?
Myślę, że nie tylko ja mam takie oto wspomnienie. Gdy byłam mała mój ojciec zabrał całą rodzinę nad jezioro w Tardzie. Albo w Miłomłynie, nie pamiętam dokładnie, grunt, że trzymamy się terytorium Mazur. Otóż, kiedy już wszyscy rozebrali się do kostiumów kąpielowych, rozłożyli koce, wyciągnęli gotowane jajka, pomidory, truskawki oraz butelki z wodą mineralną, tata zarządził wejście na pomost. Umiałam już trochę machać nogami i rękami w wodzie, aby utrzymać się na powierzchni, ale panicznie bałam się skakać do wody i pływać tam, gdzie moje nogi nie sięgają dna. Tato postanowił to zmienić. Jak? Wiadomo jak.
Kiedy zapatrzona w dal obserwowałam bezkres mazurskiego jeziora, pchnął mnie lekko acz stanowczo i zawołał: "Płyń, córko!". To popłynęłam. Byłam na niego zła może przez moment, kiedy wpadałam do wody. Potem, kiedy okazało się, że nie ma się czego bać, że świetnie sobie radzę z sytuacją - było mi wstyd, że wcześniej nie przełamałam swojego lęku. Ale czy terapia szokowa to najlepsze rozwiązanie?
Jadźka w trzecim roki życia trochę nam powariowała. Wcześniej nie miała oporów przed niczym. Nie szarżowała, ale bez lęku próbowała nowych rzeczy, czy jeśli chodzi o jedzenie, o pływanie, o zdobywanie nowych umiejętności. Cieszyliśmy się, że podobnie jak rok temu nasza córka będzie z entuzjazmem lecieć do każdego zbiornika wodnego i siedzieć w nim dopóki któreś z nas nie wyciągnie jej stamtąd na siłę. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy Jadźka kategorycznie odmówiła wszelkiego pływania w jeziorze. W zamian zaproponowała moczenie nóg na pomoście. I moczyła tak te nogi dzień cały. Osobiście byłam skłonna zaakceptować taki stan rzeczy i przejść nad nim do porządku dziennego. Ale Tatka uparł się, że jego córka nie będzie "bojakiem".
Na oczach zebranej gawiedzi: moich i naszych znajomych, postanowił przekonać ją do wody, nawet wbrew jej woli. Jadźka się wzbraniała, wydymała usta, robiła podkówkę, wołała "do mamy, do mamy", a na koniec, kiedy Tatka postanowił włożyć ją w kółko do pływania i wypuścił się razem z nią na szerokie wody, krzyczała na całe jezioro: "ratunku! pomocy!". Nieugięty mój małżonek nic sobie z tego nie robił, chociaż ja osobiście kilka razy już chciałam wskakiwać do wody z odsieczą. Ale po piętnastu minutach...
"Mama, pływam! Mama, super! Mama, choooodź!". I co? Terapia szokowa zadziałała! Strach został przełamany poprzez udowodnieniu dziecku na siłę, że myli się co do własnego strachu. Że strach ma wielkie oczy i nie trzeba się nim kierować. Przynajmniej trzeba się starać. Przełamywanie własnej bojaźni jest ważne w każdym wieku. Czy dzięki Tatce Iga będzie lepiej radzić sobie w nowych, stresujących sytuacjach? Oby.
Ponieważ Tatka odniósł spektakularny sukces z pływaniem, począł wprowadzać nowe zasady próbowania innych rzeczy. Kiedy Jadźka boi się czegoś spróbować, przy pomocy usilnych namów i zachwalania, a w końcu i wbrew woli małolaty pomaga jej przełamać irracjonalny strach. Irracjonalny, bo dotyczący np. rzeczy, które już kiedyś robiła i jej się podobały. Jak zjeżdżanie ze ślizgawki. Mała uwielbia zjeżdżalnie, ale pewnego dnia na placu zabaw coś jej się w tej jej głowie zablokowało. Nie i nie. Nie chcę, boję, nie. I co tu zrobić z tym fantem?
Tatka sadza ją na górze i asekurując delikatnie popycha w dół. Na górze w jej oczach czaił się jeszcze strach, na dole można było zaobserwować już tylko ogromną wdzięczność i radość. Siedliśmy z Tatką na ławce i obserwowaliśmy, jak nasze dziecko dwadzieścia razy pod rząd samo włazi na górę i się ślizga. Jaki z tego morał? Jak chcesz mieć godzinę spokoju na placu zabaw, zepchnij swoje dziecko na siłę ze zjeżdżalni, a obydwoje na tym skorzystacie.