Suplementy na depresję. Lekarka: tu nie ma żadnych regulacji prawnych, jeśli chodzi o skład
Niedawno Blanka Lipińska na swoim profilu na Instagramie reklamowała suplement diety, po którym mamy "cieszyć się i uśmiechać, bo życie jest piękne". Chociaż sprostowała swoje słowa, wiele osób odebrało to, jak sposób na leczenie depresji. Aleksandra Pięta - lekarka, która jest w trakcie specjalizacji w psychiatrii, wyjaśnia, dlaczego takie postawy są szkodliwe.
22.09.2020 08:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Tak sobie poczytałam te wasze wiadomości o tym, ile macie w głowach napchane smutku, strachu, lęku. Zacznijcie łykać suplementy, dobrze się odżywiać, robić coś dla siebie. Nie czekajcie, aż to się skończy. Po to na przykład firma XXX wymyśliła ten produkt XXX, żeby takim osobom, jak wam, pomagać i to bez recepty, bez psychiatry itd. [...]To jest suplement diety, który pobudza wydzielanie serotoniny i endorfin. To są hormony szczęścia. Bierzcie i jedzcie, cieszcie się, i uśmiechajcie się, bo życie jest piękne" – zachwalała Blanka Lipińska na swoim InstaStory.
Chwilę po tej publikacji w sieci pojawiło się wiele krytycznych głosów, że pisarka utrwala krzywdzące stereotypy na temat depresji. Głos w sprawie zabrały między innymi Karolina Korwin Piotrowska czy Paulina Młynarska, która w swoim poście nie szczędziła słów krytyki pod adresem Blanki Lipińskiej.
Oczywiście, pisarka przeprosiła "wszystkich urażonych" i wyjaśniła, że jej słowa zostały źle odebrane. "Nie bagatelizuję depresji i nie pozwoliłabym sobie rekomendować suplementów zamiast terapii i farmakologii w sytuacjach tego wymagających" – odniosła się do sprawy w "Gali".
Niesmak jednak pozostał, a należy pamiętać, że takich "źle odebranych słów" w mediach pojawia się coraz więcej, dlatego zapytaliśmy lekarkę, która jest w trakcie specjalizacji z psychiatrii, co zrobić, aby takie sytuacje nie miały już miejsca.
Katarzyna Dobrzyńska, WP Kobieta: Dlaczego ludzie wierzą w takie "złote środki"?
Aleksandra Pięta, lekarka: Osoby, które obserwują celebrytów, influencerów w jakimś stopniu ich podziwiają i dążą do tego, aby być jak oni. Naśladują i inspirują się. Dlatego uważam, że na takich osobach ciąży dużo większa odpowiedzialność za to, co mówią, ale niestety nie zawsze zdają sobie z tego sprawę.
Wierzę, że zawsze za tym "radami" stoją dobre intencje i nawet za polecaniem tego suplementu mogły stać, jednak influencerzy często zapominają, że ich obserwatorzy mogą podchodzić do tych informacji w sposób zupełnie bezkrytyczny i przyjmować to, co słyszą od sławnych osób, za wiarygodne źródło.
Przyjmować za "pewniak", że suplement diety zmieni nasze życie?
W historii z panią Blanką najbardziej niepokojącą częścią było stwierdzenie, że ona ze swoimi problemami poradziła sobie sama i poleca dietę, dbanie o siebie itd. Wiem, że na swoim profilu w mediach społecznościowych podobno polecała również terapię i pomoc specjalistów, ale znajdzie się spore grono fanów, które o tym nie ma pojęcia. Kreowanie takiego wizerunku "ja poradziłam sobie sama" może powodować myślenie u osób chorych, że oni też mogą i wręcz powinni poradzić sobie samemu, albo suplementem czy dietą. Takie myślenie prowadzi to do pogłębienia tych stanów chorobowych, pogorszenia funkcjonowania w społeczeństwie, więzi rodzinnych i to właśnie dlatego, że słyszą, że z takimi problemami można poradzić sobie samemu. Zamiast tego powinniśmy promować zgłaszanie się po pomoc i odwagę w mówieniu o swoich problemach.
Czy suplementy rzeczywiście mogą nam pomóc w leczeniu?
Jeśli chodzi o suplementy diety, to warto pamiętać, że tu nie ma żadnych regulacji prawnych, jeśli chodzi o skład. Pozostaje nam wiara w dobre intencje producentów, ale liczne badania, które były przeprowadzane w Polsce, pokazują, że te tabletki często nie zawierają tego, co obiecuje producent. Jedyne substancje, nad którymi mamy kontrolę, to leki. Preparaty, które są regulowane prawnie i dokładnie mają określone, co się tam znajduje.
Coraz więcej mówili o depresji i innych chorobach psychicznych. Dlaczego wciąż przewijają się tak krzywdzące stereotypy?
Przede wszystkim stereotypy dalej istnieją, ponieważ są konsekwentnie utrwalane w środkach masowego przekazu. Depresja jest istotnym problemem we współczesnym świecie, dlatego w pewnym sensie jest modna w mediach. Telewizja śniadaniowa, sieci ubrań, platformy internetowe czy inne marki sięgają po ten temat, aby przykuć uwagę i wykorzystują fakt, że ludzie chcą o tym słuchać. Problem polega na tym, że zdobywając już tę uwagę, nie robią z tym nic pożytecznego, za to chętnie promują hasła o cudownym wpływie diety, dobrego nastawienia czy nawet zakupów na zdrowie psychiczne. Przekazywane informacje nie są rzetelne, a eksperci nie są dopuszczani do głosu. To niesamowicie krzywdzi wszystkie dotknięte depresją osoby.
To w jaki sposób powinniśmy do tego podchodzić?
O depresji powinno się mówić otwarcie i dla nikogo nie powinno być to wstydliwe, że taką chorobę ma, bo choroby się nie wybiera. Jedni będą chorować na serce, inni na depresje. Nie spotkałam się z tymi, żeby ludzie wstydzili się tego, że chorują na przykład na nadciśnienie tętnicze czy mają problemy z tarczycą. Ale faktycznie, choroby psychiczne czy depresja, na którą choruje co trzecia dorosła osoba, są nadal w pewnym stopniu tematami tabu, czego kompletnie nie rozumiem. Powinniśmy mówić o tym zupełnie naturalnie, ale nadal często nie wiemy, jak my powinniśmy reagować na taką chorobę.
A osobę cierpiącą na depresję powinniśmy traktować dokładnie tak samo jak każdego innego człowieka. Nie stygmatyzować jej, wyzbyć się myślenia, że to ktoś "nienormalny". A zdarzają się nawet ludzie, którzy myślą, że można się tym zarazić!
Włączajmy takie osoby w życie społeczne, ale pamiętajmy, że nie możemy na nią naciskać, a raczej dać jej do zrozumienia, że tu jesteśmy i chcemy pomóc. Unikajmy też "złotych rad" typu: wyśpij się, idź pobiegaj. Pokazujmy realne możliwości, gdzie mogą uzyskać pomoc, zaznaczajmy swoją obecność i gotowość do wsparcia.
Bez dawania rad?
Pamiętajmy, że nie możemy mierzyć wszystkich swoją miarą i przenosić własnych doświadczeń na życie drugiego człowieka i traktować to jak regułę czy metodę popartą dowodami, którą możemy przełożyć jeden do jednego na każdą inną osobę. Nie można postawić znaku równości przy obniżeniu nastroju u różnych osób, te doświadczenia nie są takie same. Pamiętajmy, że u jednej osoby może być to spowodowane zmianą pory roku, niedoborami witamin czy problemami z tarczycą, a u drugiej depresją lub innym zaburzeniem psychicznym. Osoba bez wykształcenia medycznego nie ma żadnych podstaw, żeby udzielać rad innych niż taka, żeby udać się do lekarza.
Oczywiście są przesłanki, które każdy z nas może zauważyć, ale wtedy nasze rady powinniśmy ograniczyć do tego, żeby kierować takie osoby do specjalistów, którzy się na tym znają. Do psychologów, psychiatrów czy lekarza rodzinnego. Przypominam, że w przypadku zaburzeń psychicznych nie zawsze musimy udawać się od razu do psychiatry, chociaż jest to najbardziej zalecane. Możemy zgłosić się do lekarza pierwszego kontaktu, który będzie w stanie "zabezpieczyć" tego pacjenta do momentu, gdy uda się po specjalistyczną pomoc.