Susza 2020. Rolniczki mówią, co dzieje się obecnie w ich wioskach
– Ludzie są tak zdesperowani, że nocą wypompowują wodę, która stoi w rowach, a następnie zawożą ją na swoje pola. To jest nielegalne, bo te rowy nie należą do nich, więc inni ludzie irytują się i donoszą policji – mówi Kinga ze wsi pod Łowiczem.
30.04.2020 | aktual.: 01.05.2020 08:57
Karolina Skłodowska mieszka wraz z mężem i dziećmi we wsi Świerże Kończany na Mazowszu. Chociaż z koronawirusowej mapy Polski wynika, że w tym województwie jest najwięcej Polaków zarażonych koronawirusem, to jednak mieszkańcy Świerże Kończan mają inny problem.
Tu ludzie z każdym dniem coraz bardziej stresują się konsekwencjami suszy. Trudno jest myśleć o walce z pandemią, która na wsiach nie jest aż tak widoczna, gdy w studniach przed domem brakuje wody, a pola stepowieją.
– Susza zmusza nas do zmiany organizacji pracy. My wyprowadzamy krowy na pastwiska, jak tylko robi się ciepło. W teorii mamy wiosnę, więc na dniach powinniśmy ruszyć z coroczną rutyną. Niestety nie wiemy, kiedy w tym roku będziemy mogli to zrobić, ponieważ trawy nie rosną – opowiada młoda rolniczka w rozmowie z naszą redakcją.
Kobieta nie ma wątpliwości, że ten rok będzie fatalny dla jej rodzinnego gospodarstwa. – Mamy raptem kwiecień, a już jest źle. W sumie nie dziwi mnie to, biorąc pod uwagę fakt, że zima była w tym roku tylko z nazwy. U nas poprószyło dwa razy. Dzieci bałwana widziały tylko zbudowanego z drewna przez tatę. Jeszcze rok temu śniegu było tyle, że można było zrobić kulig. To nie była zima stulecia, ale zalążek zimy i owszem – wspomina rozżalona.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Konsekwencje suszy widać gołym okiem na każdym skrawku pola. W Świerżach Kończanach płynie rzeka wzdłuż całej wioski. – Przeważnie o tej porze roku, by przejść przez nią na nasze pole, trzeba było założyć kalosze. Obecnie można założyć klapki i śmiało przejść na drugi brzeg – podkreśla.
Mąż Karoliny nie ma teraz łatwego życia. Mężczyzna od lat sieje zboża oraz kukurydzę i obecnie praca na polach jest istną katorgą. – Przy sianiu kukurydzy była tak kiepska widoczność, że co chwilę musiał robić przerwy. Nie wspominając już o tym, ile kurzu się nawdychał. Ostatnio powiedział mi, że w tym roku to jest tragedia, a on zawsze był życiowym optymistą – dodaje.
Młoda kobieta nie ukrywa, że funkcjonowanie jej rodziny jest w pełni zależne od pogody. Efekty ich pracy rosną na polach, które z kolei są im potrzebne, aby wykarmić zwierzęta. Te z kolei są ich żywicielami. Koło się zamyka.
Niestety to koło w dużym stopniu ma przełożenie na życie wszystkich Polaków. – Jeśli zboże będzie słabe, to cena chleba wzrośnie. Jeśli sadownicy będą mieli małe plony, to np. truskawki będą drogie – tłumaczy Karolina i dodaje, że to właśnie dlatego temat koronawirusa zszedł na wsiach na drugi plan.
Rolnicy dostosowują się do zaleceń, ale gdy przychodzi czas, aby ruszyć w pole, to robią to bez wahania. - Tak, jak ludzie myślą o swoich firmach w tym czasie i o tym, by przetrwać, tak i my musimy kontynuować prace - podkreśla i wyjawia, że wielu mieszkańców jej wioski, jeśli myśli o ewentualnych konsekwencjach zachorowania, to stresuje się tym, kto zajmie się zwierzętami. – Po pierwsze one są naszym źródłem utrzymania, a po drugie chyba każdemu właścicielowi zależy na zdrowiu swoich zwierząt – zauważa.
Każda kropla na wagę złota
Kinga mieszkająca w jednej z wsi pod Łowiczem mówi mi dokładnie to samo. – Mamy stresować się wirusem, którego nikt u nas nie ma bardziej niż wysuszonymi plonami pod własnym oknem? – pyta retorycznie.
Rodzice 24-latki każdego dnia sprawdzają prognozę pogody i liczą na deszcze, ale susza tak bardzo dewastuje ich uprawy, że przestali zdawać się wyłącznie na łaskę natury. Razem z grupą sąsiadów sprowadzili do wioski geologów, którzy szukali miejsc do wykopania studni, a następnie zrobili próbne odwierty. Niestety okazało się, że we wsi nie ma żadnych nowych źródeł, więc kopanie kosztownej studni głębinowej jest bez sensu.
Pomimo tego rodzina Kingi nie poddała się i wypompowuje wodę ze starej przydomowej studni. Zakupili specjalną motopompę i dzięki temu zyskali chociaż trochę wody niezbędnej do podlewania upraw. Jednak nie każdy z ich wioski ma taką możliwość, dlatego co niektórzy wpadli na pomysł, który może ich słono kosztować.
- Ludzie są tak zdesperowani, że nocą wypompowują wodę, która stoi w rowach, a następnie zawożą ją na swoje pola. To jest nielegalne, bo te rowy nie należą do nich, więc inni ludzie irytują się i donoszą policji – opowiada Kinga. – Sytuacja powtórzyła się już tyle razy, że teraz policjanci regularnie jeżdżą po wiosce, kontrolują i dopytują ludzi, skąd wzięli wodę, jeśli widzą, że jakieś pole jest intensywnie podlane – tłumaczy.
Rolnicy z wioski Kingi czują się jakby byli między młotem a kowadłem. Z jednej strony boją się o plony, a z drugiej nie chcą dostać mandatu za kradzież wody. Każdy dzień bez opadów skazuje ich na jeszcze większe straty. – Moi rodzice nie liczą już na wielkie zbiory. Jedyną nadzieją dla nich jest myśl, że uda się chociaż trochę zebrać i później sprzedać to za wyższą cenę ze względu na duży popyt na rynku – wyjawia.
W środę w nocy, w Polsce, pojawił się upragniony przez rolników deszcz. W związku z tym postanowiłam drugi raz zadzwonić do Kingi i zapytać, jak wygląda sytuacja. – Owszem popadało, ale taki deszcz jest niczym kropa wody dla wysuszonej ziemi. Jedyne, co to dało, to możliwość zrobienia oprysków. Rodzice długo z tym czekali, bo w trakcie suszy opryski nie działają, a wręcz mogą zaszkodzić i spalić rośliny – tłumaczy. - Nie wiem, jak to dalej będzie. My już nie szacujemy zysków, tylko straty – dodaje zrezygnowana.
Będzie padać
Grzegorz Walijewski, rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej otrzymał dzisiaj najnowszą długoterminową prognozę pogody i specjalnie dla nas przeanalizował ją pod kątem informacji przydatnych dla rolników. – Z przedostatnich danych uzyskanych na początku kwietnia wynikało, że maj miał być znacząco powyżej od normy, a teraz widzę, że będzie tylko lekko powyżej normy – mówi w rozmowie z WP Kobieta.
Z kolei w czerwcu temperatury będą powyżej normy, ale rzecznik IMiGW podtrzymuje informacje, że nie będzie tak ekstremalnych upałów, jak w czerwcu ubiegłego roku. W lipcu i sierpniu temperatury również będą powyżej normy.
Zobacz także
W kwestii opadów Grzegorz Walijewski ma dobrą wiadomość. Poprzednie prognozy wskazywały, że w maju będzie sucho w całej Polsce, poza południowo-wschodnią częścią kraju. Teraz wychodzi na to, że nie tylko tam będzie padało. - W Małopolsce opady będą powyżej normy, ale w pozostałej części kraju będą w normie. Ponadto liczba dni z opadem w maju będzie większa, niż prognozowaliśmy ostatnim razem. Wychodzi na to, że susza będzie łagodniejsza – analizuje, jednocześnie dodając, że w czerwcu opady będą w normie, a w lipcu i w sierpniu powyżej normy.
Niestety jest druga strona medalu. Rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej tłumaczy, iż zmienia się charakter opadów. – Trudno jest powiedzieć z dużym wyprzedzeniem, jakie będą w tym roku, ale patrząc na to, co działo się w ciągu ostatnich kilku lat, można spodziewać się, że latem będzie więcej opadów burzowych, które de facto mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc – tłumaczy.
- Gdy w ciągu kilku godzin spadnie tyle deszczu, ile wynoszą średnie wartości miesięczne, a przez resztę miesiąca nie będzie w ogóle deszczu, to jest najgorszy scenariusz. Opad, który spada na przesuszoną glebę sprawia, że tworzy się na niej skorupa, po której woda spływa bezpośrednio do rzek, zamiast wchłonąć się w ziemię. Wtedy nie trudno np. o podtopienia – tłumaczy ekspert.
Wirtualna Polska rusza z akcją #NieLejWody. Wszystko, co musisz wiedzieć o skutkach suszy w Polsce znajdziesz na naszej grupie na Facebooku. Aktualne wydarzenia, najnowsze informacje, wymiana wiedzy, wskazówek jak można pomóc czy gdzie pomocy szukać. Kliknij, by dołączyć
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl