Świat bez internetu. Kasia Gandor: Tracę środki do życia natychmiast
Bez internetu tracimy nie tylko kontakt z bliskimi czy dostęp do rozrywki. Dla wielu to kwestia przetrwania. – Zostałabym bez środków do życia – mówi Kasia Gandor, popularyzatorka nauki.
Jeszcze kilkanaście lat temu przerwa w dostępie do sieci oznaczała, co najwyżej, brak nowych zdjęć na Facebooku. Dziś to już utrudniony dostęp do lekarza, banku, urzędu i... pieniędzy. A dla wielu – utratę pracy i źródła dochodu.
Kasia Gandor, popularyzatorka nauki i dziennikarka, przyznała niedawno w podcaście "Historie Jutra", prowadzonym przez Przemka Jankowskiego z redakcji Benchmark, we współpracy z marką Play, że brak internetu to dla niej (jak i dla większści osób) scenariusz katastroficzny.
Gdyby sieć zgasła na dobre
Dla osób pracujących zdalnie, prowadzących działalność gospodarczą czy wykonujących zawody kreatywne w sieci, internet to nie tylko narzędzie – to warunek istnienia.
– Robiłam taki eksperyment myślowy: co by było, gdyby internet nagle zniknął? – mówi Kasia Gandor. – I w moim życiu domino upada tak szybko i tak fundamentalnie, że właściwie natychmiast tracę środki do życia. Jestem ścigana przez skarbówkę, nie jestem w stanie zapłacić podatków, nie mam dostępu do lekarza – przyznaje.
Jak samodzielnie wypełnić PIT ręcznie lub gdzie w ogóle zanieść dokumenty bez pomocy e-urzędów? To pytanie zadaje sobie wielu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wyżej, szybciej, więcej. Podróż do świata bez szybkiego Internetu - Historie Jutra #7
– Nigdy w życiu nie zapłaciłam podatków inaczej niż przez internet. I nie wiem, jak bym miała to zrobić - przyznaje Kasia Gandor.
"Mikroprzedsmak katastrofy" – awaria w 2024 roku
Kasia Gandor przypomniała też o sytuacji, gdy na kilka godzin padły systemy informatyczne wielu światowych firm. 19 lipca 2024 r. doszło do ogólnoświatowej awarii Windowsa, wywołaną niefortunną aktualizacją oprogramowania przez firmę CrowdStrike.
Efekty? Odwołano ponad pięć tysięcy lotów, numer alarmowy 911 w stanie New Hampshire przestał działać, a strażacy w Kopenhadze nie otrzymywali automatycznych powiadomień o pożarach.
– W Szwecji i Belgii nie dało się kupić biletów komunikacji zbiorowej. Na granicy Kanady i USA utworzyły się korki, bo systemy Straży Granicznej nie działały – dodaje Kasia Gandor.
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, kilka godzin awarii wystarczyło, by na całym świecie wydarzyły się rzeczy, które przypominały scenariusze filmów katastroficznych.
– W Australii sieć stacji benzynowych miała taki problem, że ludzie utknęli, bo nie mogli zapłacić za paliwo. Bankowość nie działała. W Niemczech fabryka Tesli musiała wstrzymać produkcję. A na Węgrzech drużyna Mercedesa w Formule 1 miała problemy techniczne podczas Grand Prix.
W Nowym Jorku billboardy na Times Square zgasły. W niektórych krajach szpitale zawiesiły zabiegi, bo straciły dostęp do kart pacjentów. – To wszystko przez jeden typ komputerów, jedną głupią łatkę. Wydaje mi się to niewiarygodne - przyznaje Kasia Gandor.
Świat bez sieci nie istnieje?
Jeszcze 30 lat temu świat działał bez internetu. – Szło się na pocztę, dostawało się świstek, który potwierdzał opłatę, a listonosz zanosił komuś gotówkę. Jak to w ogóle działało? – zastanawia się ironicznie Gandor.
Dziś internet spenetrował każdy możliwy aspekt naszego życia. – Gdy go zabraknie, to jak wysunięcie dywanu spod nóg – wszystko się wali - stwierdza i dodaje:
– Nie myślimy o internecie w kategoriach bezpieczeństwa, a powinniśmy. To coś, co zasługuje na ochronę państwową, podobnie jak sieci energetyczne czy systemy transportowe.