Święta pachnące ziołami i igliwiem
Od wieków daty prawie wszystkich świąt wiążą się z momentami przełomowymi w naturze – z cyklami upraw, zjawiskami astronomicznymi czy porami roku. Okazją do świętowania były siew i dożynki, nadejście wiosny, przesilenie wiosenne i jesienne, nastanie długich nocy lub budzenie się przyrody do życia. Ludzie żyjący w harmonii z przyrodą traktowali pory roku jak swoisty kalendarz.
24.12.2017 | aktual.: 04.01.2018 16:23
Okres świąt Bożego Narodzenia jest czasem niezwykle uroczystym i najbardziej wzruszającym w ciągu całego roku. Na przestrzeni wieków zwyczaje ludowe oraz obrzędy religijne głęboko się przeniknęły i nawarstwiły, tworząc jedyną w swoim rodzaju ucztę dla zmysłów, ciała i ducha. Z okresem tym związane są szczególnie liczne wierzenia, silnie powiązane z naturą, a zioła są jednym z najczęstszych motywów wykorzystywanych w licznych praktykach obrzędowych, także w obecnej religii. Już wieczór wigilijny wręcz kipi od odniesień do natury.
Według starych wierzeń, w Wigilię woda w źródłach zamieniała się w wino i miód, wyschła róża jerychońska otwierała swój kielich, pod śniegiem rozkwitały cudne kwiaty a zwierzęta mówiły ludzkim głosem. Wigilia to także okres kiedy za pomocą ziół można było zapewnić zdrowie i dobre samopoczucie na cały rok. Np. po porannej modlitwie pocierano sobie zęby czosnkiem, wierząc że w ten sposób uniknie się ich bólu przez okres do następnych świąt. Podobną rolę pełniły potrawy z rzepy lub orzechów, zaś jabłka miały chronić przed chorobami gardła. Do izby, w której miała się odbyć wieczerza wigilijna, rozrzucano na podłodze słomę, by podczas kolacji przypominała miejsce narodzin Chrystusa. W kącie stawiano snopki zbóż, najczęściej żyta, aby zapewnić urodzaj w kolejnym roku.
Niemniej w innych częściach Polski zwyczaj ten przybierał różnej formy, np. w okolicach Przemyśla w każdym rogu izby był inny snopek – żyta, owsa, jęczmienia zaś w czwartym wiązkę grochu lub koniczyny. Na wsiach, po uczcie wigilijnej z tej słomy wiązano małe powrósła i obwiązywano nimi drzewa, by lepiej rodziły. Natomiast aby zapewnić obfitość miodu, do uli wkładano wosk i jemiołę. Tę ostatnią gospodarz strącał obuchem (nigdy ostrzem) i zrzucał ją w dół z drzewa w taki sposób, by stojący na dole mógł ją złapać, zanim dotknie ziemi, co miało gwarantować czystość i bogactwo miodu. Pozostałe zwierzęta gospodarskie również otrzymywały wyjątkowe potrawy – np. na Górnym Śląsku krowy otrzymywały chleb i masło – aby dawały tłuste i smaczne mleko. Dla psa i koguta podawano pieprz i czosnek z chlebem, aby były ostre i dobrze pilnowały obejścia. Kury dostawały groch na dobre jajka, a bydło i konie jadły bób – "aby się chowało i pięknie wyglądało".
Kolejna tradycja związana jest z dekoracją domu i nakryciem do wigilijnego stołu. Pod śnieżnobiałym obrusem układano siano i gałązki świerku. Zresztą motyw choinki – jodły, świerku czy sosny jest zaznaczony bardzo wyraźnie. Choinka, która przywodzi na myśl "drzewo życia" jest obecnie symbolem chrześcijańskim, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że to kontynuacja ludowego kultu drzewa, czy też zwyczaju strojenia "jodłki" lub podłaźniczki – małej sosny, świerku podwieszanego u sufitu czubkiem ku dołowi. Według starodawnych przekonań w tych wiecznie zielonych drzewach drzemały życiodajne moce i cudotwórcze właściwości. Jak się okazuje, obecna nauka również potwierdza ich lecznicze zdolności. Równie ważne jak duch drzewa były dekoracje wieszane na świątecznej choince. Jabłka zabezpieczały od chorób i pomagały w sprawach sercowych, orzechy odpowiadały za życie erotyczne, kojarzenie małżeństw i sprowadzanie miłości. Z kolei dekorowane wydmuszki symbolizowały odradzające się życie, płodność i dobrobyt. Całe zielone drzewko, ze wszystkimi ozdobami miało moc niszczącą zło i chroniącą przed złymi urokami.
Zioła w tradycji bożonarodzeniowej mają swój wyraźny akcent w świątecznych potrawach. Do takich należały: bliny lub kluski z ziołami, fasola, groch, bób, grzyby, kasza, kapusta, jabłka, śliwki, orzechy i miód. Jadłospis wigilijnych potraw był tak skomponowany, by uwzględniał wszystkie płody rolne i leśne z całego roku. Na wschodnich terenach Polski podawano potrawy, których jedyną omastą był olej lniany. Przyrządzano także kisiel z suszonego owsa, popijany płynem powstałym z mielonych konopi zalanych gorącą wodą. W staropolskiej kuchni szybko zagościły też bakalie i "korzenie", przywożone z południa i wschodu przez Ormian, Żydów i Greków. Do potraw i deserów gotowanych z roślin tradycyjnych dla naszych terenów tj. malin, berberysu, porzeczek, zaczęto dodawać rodzynki, gałkę muszkatołową, szafran i oliwę. Później na naszych stołach pojawiły się też wonne kory i korzenie, imbir, pieprz, ziele angielskie, kardamon, wanilia, cynamon i goździki, a także kasztany i sago.
Wszystkie te nowości szybko zadomowiły się w polskiej kuchni, tworząc nie tylko wyjątkowo wonną aurę świąt, ale także obdarzając biesiadników całą gamą zdrowotnych walorów. Po sutej kolacji w bogatszych domach zapijano posiłek ziołowymi lub owocowymi nalewkami, a dla urozmaicenia wieczoru grano w karty i kości na... orzechy. Obecnie, bez bakalii, owoców cytrusowych czy aromatycznych przypraw trudno wyobrazić sobie współczesną Wigilię, choć z bardzo starą polską tradycją nie ma wiele wspólnego. Faktem jest natomiast, że gdy dają znać o sobie poświąteczne trawienne dolegliwości, znów sięgamy po tradycyjne zioła: mniszek, rozmaryn, rumianek czy kminek.
src="https://d.wpimg.pl/364831444-1331075579/mojaharmoniazycia.jpg"/>