Sześciolatek przyszedł do szkoły sam. Rodzice: Absolutny skandal

Mama Gabrysia odprowadza syna na zajęcia… wzrokiem, obserwując go z okna. Wielu rodziców przeciera oczy ze zdumienia. "To się nie mieści w głowie" - komentują. - Czasami nieodpowiedni pomysł może przyjść dziecku do głowy w ułamku sekundy - przyznaje w rozmowie z WP psycholog Agata Pajączkowska, która sama jest matką trójki dzieci.

Sześciolatek przyszedł do szkoły sam. Zdjęcie ilustracyjne
Sześciolatek przyszedł do szkoły sam. Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © PAP

09.11.2022 06:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gabryś* chodzi do zerówki. W styczniu skończy siedem lat. Szkoła położona jest między blokami, widać ją z mieszkania chłopca i jego rodziców. Wcześniej, do przedszkola, codziennie zaprowadzała go mama. W tym roku zdecydowano jednak, że może sam chodzić na zajęcia. Jego matka uzgodniła to z nauczycielkami. Ale w rodzicach się zagotowało. Na grupie w mediach społecznościowych nie szczędzili krytyki. Rozgorzała dyskusja, która szybko przemieniła się w awanturę.

"Zauważyłam, że Gabryś przychodzi na zajęcia i wraca do domu sam. Czy coś pomyliłam?", "Ja też to zauważyłam i to jest moim zdaniem absolutny skandal", "To dziecko rocznikowo nie ma jeszcze nawet siedmiu lat" - napisali rodzice.

"To się nie mieści w głowie", "Rozumiem, że bywają sytuacje awaryjne, jednak Gabryś przychodzi sam regularnie, a nie tylko czasem", "Będę brutalnie szczera, ale za taką lekkomyślność powinno się ponieść konsekwencje. Na to jest paragraf" - sugerowali inni.

Część rodziców wzięła jednak matkę chłopca w obronę.

"Słuchajcie, znam sytuację tej rodziny, droga do szkoły zajmuje dwie minuty, a mama Gabrysia widzi go z okna i odprowadza wzrokiem, aż Gabryś wejdzie do środka", "Po drodze nie ma żadnej ruchliwej ulicy, więc takiemu dziecku nic złego nie może się stać", "To jest siedmiolatek, a nie trzylatek", "Samodzielność jest dobra, chowanie dzieci pod kloszem jest złe" - stwierdzili.

Głos zabrała w końcu matka Gabrysia. Wytłumaczyła, że jej syn jest wyjątkowo rozwinięty jak na swój wiek, a ona w domu ma bardzo wymagające, kilkumiesięczne dziecko. Wspólnie z mężem, który jest z nimi tylko w weekendy, ustalili, że chłopiec na zajęcia będzie chodził sam, obserwowany przez matkę z okna. Gabryś z propozycji miał się ucieszyć. "Okolica jest spokojna, nieruchliwa, mieszkamy obok szkoły, mam Gabrysia na oku i mu ufam. A państwa, skoro już o tym rozmawiamy, bardzo proszę przy okazji o zwrócenie uwagi na mojego syna, jeśli spotkacie się w drodze. Dziękuję".

Wolno czy nie wolno?

Prawo o ruchu drogowym, art. 43. ("Opieka nad dzieckiem korzystającym z drogi") zakłada, że "dziecko w wieku do 7 lat może korzystać z drogi tylko pod opieką osoby, która osiągnęła wiek co najmniej 10 lat. Nie dotyczy to strefy zamieszkania". Gabryś nie ukończył jeszcze siedmiu lat, ale jego szkoła znajduje się na terenie strefy zamieszkania.

Jest jeszcze kwestia wewnętrznych przepisów każdej placówki. Wiele szkół informuje, że dzieci mogą same przychodzić na lekcje dopiero np. od trzeciej albo czwartej klasy. Rodzice muszą też podpisać zgodę na samodzielny powrót dziecka ze szkoły.

Natomiast Kodeks wykroczeń, art. 106 mówi, że "kto, mając obowiązek opieki lub nadzoru nad małoletnim do lat 7 albo nad inną osobą niezdolną rozpoznać lub obronić się przed niebezpieczeństwem, dopuszcza do jej przebywania w okolicznościach niebezpiecznych dla zdrowia człowieka, podlega karze grzywny albo karze nagany".

Kwestie prawne tematu jednak nie zamykają.

- Przede wszystkim dokonałabym rozróżnienia w kwestii chodzenia dziecka do przedszkola i do szkoły. Zerówka jest przedszkolnym etapem edukacji, bez względu na to, czy dziecko realizuje ten etap w przedszkolu, czy w szkole - tłumaczy psycholog Agata Pajączkowska z poradni Psychowskazówka.

- Wielu pracujących rodziców twierdzi, że ich dzieci uczęszczające do placówek oświatowych na poziomie poniżej klasy trzeciej to "minidorośli", bardzo odpowiedzialni. Ja tej samodzielności nie byłabym jednak taka pewna - dodaje.

Pajączkowska wyjaśnia, że dziecko, które jest samodzielne, wykonuje wiele obowiązków bez pomocy dorosłych (potrafi się ubrać, umyć, przygotować sobie posiłek, itd.). Z kolei poczucie odpowiedzialności to umiejętność wzięcia odpowiedzialności za konsekwencje własnych działań.

- Znam wielu dorosłych, którzy w tej kwestii mają spore trudności i uwielbiają przerzucać odpowiedzialność na innych. A co dopiero dzieci, które w wielu sytuacjach nie są w stanie przewidzieć konsekwencji własnych działań, więc nie będą również w stanie wziąć za nie odpowiedzialności - zauważa ekspertka.

Bo chciał odwiedzić babcię

- Wracamy do przedszkolaka, który sam pojawił się w zerówce. Mój syn też jest "zerówkowiczem" - kontynuuje Agata Pajączkowska.

- Ostatnio zauważyłam, że spora część rodziców podjeżdża pod budynek przedszkola, wysadza dziecko z auta, a ono samo maszeruje do budynku. Niby nic złego. Rodzic wzrokiem odprowadza dziecko, a przy szatni czekają na niego panie, które pomogą mu się rozebrać i dalej nim zaopiekują, ale… no właśnie. Już kilka razy widziałam bardzo spóźnionego i śpieszącego się rodzica, który nie miał czasu na ten "wzrokowy spacer razem z dzieckiem" - oznajmia.

Agata Pajączkowska pragnie uczulić rodziców, że czasami - łagodnie rzecz ujmując - bardzo nieodpowiedni pomysł może przyjść dziecku do głowy w ułamku sekundy. A jeszcze szybciej dochodzi do jego realizacji.

Przed kilkoma laty media pisały o siedmiolatku z Przemyśla, który wyszedł do szkoły z zamiarem odwiedzenia babci. Mieszkała… 11 kilometrów dalej. Chłopiec przez półtorej godziny błąkał się po mieście. Zmęczonego i przemoczonego dostrzegł przypadkowy kierowca. Zabrał chłopca do swojego samochodu i odwiózł do domu babci.

- Myślę, że wielu rodziców liczy na to, że nic się złego nie stanie. Przy znacznej liczbie obowiązków zapominamy często o różnego rodzaju niebezpieczeństwach, bo tak jest nam niestety wygodniej. Argument w stylu "przecież nic złego się nie stało" moim zdaniem nie jest w tym momencie na plus, tak samo jak tłumaczenie, że rodzice są spóźnieni do pracy - mówi wprost Pajączkowska.

- Im dziecko młodsze, tym mniejsza szansa, że będzie w stanie przewidzieć wszystkie konsekwencje własnych zachowań. Zaufanie rodziców do dziecka w tej kwestii nic nie zmienia. Nam, rodzicom nie wolno mylić samodzielności z odpowiedzialnością - radzi ekspertka.

*Imię dziecka zostało zmienione.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
dzieckoszkołarodzice
Komentarze (20)