W tej szkole nie ma ocen. Psycholog oceniła takie działanie
– Szkoła jest po to, żeby uczyć. Uczniowie powinni przychodzić do niej, żeby zdobywać wiedzę, a nie po to, żeby zdobywać oceny – mówi Agnieszka Wojciechowska, dr nauk społecznych w dyscyplinie nauk prawnych, założycielka i dyrektorka szkoły podstawowej EduArt w Warszawie, w której nie ma ocen, prac domowych ani odpytywania przy tablicy.
03.09.2022 14:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak funkcjonowanie szkoły bez ocen wygląda w praktyce? – Nie stawiamy ocen numerycznych; jest to jak najbardziej legalne, dopuszczalne i zgodne z aktami prawnymi. Przez cały rok realizujemy podstawę programową. Na zajęciach, które mają formę warsztatową, skupiamy się na tym, żeby przykuć uwagę uczniów i ich zaangażować. Nie odpytujemy przy tablicy, nie zadajemy prac domowych i nie weryfikujemy tych prac na lekcjach. Prowadzimy natomiast wewnętrzny system oceniania, który opiera się na procentach – wyjaśnia dr Agnieszka Wojciechowska.
Uczeń, który pisze sprawdzian – bo sprawdziany w tej szkole przeprowadzane są dość regularnie z każdego przedmiotu – dostaje informację, na ile procent opanował wiedzę. Z kolei ocena semestralna jest opisowa. – Nauczyciel swojego przedmiotu przygotowuje informację pisemną o tym, w jakim stopniu uczeń opanował podstawę programową, czyli co umie, a czego nie, na czym powinien się skupić, co mógłby zrobić lepiej, jakie ma zdolności itp. – wylicza dr Wojciechowska. – Dopiero na koniec roku wystawiane są oceny numeryczne, bo one zgodnie z prawem muszą znaleźć się na świadectwie. Te oceny są ustalane wspólnie.
Oznacza to, że w szkole bez ocen nie wylicza się średniej z ocen cząstkowych – tak jak to się dzieje tradycyjnie – tylko na podstawie pracy ucznia przez cały rok, zgromadzonych procentów, obserwacji i wspólnej pracy na lekcji ustalana jest ocena końcowa.
Zobacz także
Po zajęciach – odpoczynek
Pytam dr Agnieszkę Wojciechowską, czy koncepcja szkoły bez ocen wynika z jej rozczarowania polskim systemem nauczania. – Myślę, że zapomnieliśmy, jaką funkcję pełni szkoła – odpowiada.
– Zazwyczaj jest tak, że uczniowie skupiają się na zdobywaniu ocen, odrabianiu prac domowych i uczeniu się w domu, a do szkoły przychodzą jedynie po to, żeby wiedzę zweryfikować, pokazać odrobione lekcje, napisać sprawdzian. Chciałabym przypomnieć, że szkoła jest po to, żeby uczyć. Uczniowie powinni przychodzić do niej, żeby zdobywać wiedzę, a nie po to, żeby zdobywać oceny. Zresztą nawet nauczyciele skarżą się, że ocena ocenie nierówna, uczniowie też często czują się niesprawiedliwie oceniani. Inna rzecz, że skupienie się na nauce pozwala uczniowi odkryć, co naprawdę go interesuje. A jednokrotnie jest przecież tak, że uczniowie piątkowi nie do końca wiedzą, czym się interesują. Kiedy zapominamy o ocenach i zaczynamy skupiać się na informacjach, ciekawych treściach, w mózgu otwierają szufladki. Uczeń nie myśli o tym, żeby dostać szóstkę albo żeby nie dostać jedynki, tylko skupia się na tym, co istotne.
Mgr Paulina Dyrda, psycholog dziecięcy, specjalistka Sieci Klinik Psychologiczno-Psychiatrycznych PsychoMedic nie kryje, że system oceniania w Polsce jest osadzony bardzo głęboko w naszej świadomości. – Wiele zależy jednak od podejścia opiekunów. Jeśli celem jest ocena sama w sobie, jak okazało się podczas nauczania zdalnego, może rozminąć się to z wzbudzaniem motywacji u dzieci. Obserwowało się wtedy nagminne zjawisko, kiedy to rodzice rozwiązywali za dziecko zadania na sprawdzianach podczas lekcji on-line. Jaki to miało cel? Czy wówczas wynik miał cokolwiek wspólnego z wiedzą ucznia? – zwraca uwagę ekspertka.
Założycielka szkoły bez ocen nie ma przy tym wątpliwości, że ocenianie powoduje stres. – Zazwyczaj większość dzieci nie lubi chodzić do szkoły. Wiemy, jak uczniowie reagują na oceny czy odpytywanie przy tablicy, zresztą sama mam dzieci. Wszyscy kształciliśmy się w systemie dość represyjnym i mam poczucie, że rodzicom oraz dzieciom towarzyszy lęk przed szkołą. To jest coś według mnie zupełnie zbędnego. Dlaczego mamy się bać? – zastanawia się dr Agnieszka Wojciechowska, dodając, że dzieci spędzają w szkole bardzo dużo czasu. W szkołach niepublicznych są jeszcze zajęcia dodatkowe, a program jest rozszerzony.
– My mamy 10 godzin tygodniowo języka angielskiego i 3 godziny drugiego języka obcego już od klasy zero, dlatego uważam, że to, co się w szkole dzieje, powinno być realizowane w szkole. Dzieci po zajęciach powinny odpoczywać, spędzać czas z rodziną, a niekoniecznie odrabiać lekcje – uważa dr Wojciechowska.
System się zapędził
Psycholog Paulina Dyrda radzi, aby pomyśleć, czym oceny powinny być: miarą naszych osiągnięć czy celem samym w sobie. – Jeśli ocena staje się celem, wzmaga to w dziecku zewnątrzsterowny system motywacji, co często powoduje zbyt dużą presję, lęk i złe samopoczucie. Dlatego – kontynuuje psycholog – zachęcam do zastanowienia się, czy oceny w szkole powodują motywację do zdobywania wiedzy, a może jednak powodują odczuwanie presji i niespełnionych oczekiwań wobec rodziców. Co, kiedy dziecko nie jest w stanie mieć samych piątek? Czy stanowi to o wartości osoby? Wreszcie: jakie chcemy mieć dzieci? Kreatywne, uśmiechnięte, pełne dziecięcej pasji? Czy też już od najmłodszych lat przyzwyczajamy je, że wynik jest najważniejszy, niezależnie od poniesionych kosztów?
– Wydaje mi się, że nasz system oświaty gdzieś się zapędził – uważa dr Agnieszka Wojciechowska. – Czasami rodzice pytają, za jaką filozofią podążamy: Montessori czy może jakąś inną? Odpowiadam wtedy, że to jest nasza własna filozofia. Jestem pedagogiem i czerpiemy z różnych nurtów, ale to, co oferujemy, jest naszym autorskim pomysłem. Oczywiście realizujemy podstawę programową, ale nasza koncepcja – brak prac domowych, ocen, dzwonków – to jest to, co uważam za ważne.
Dr Wojciechowska przyznaje, że rodzice, którzy przychodzą do jej placówki, zawsze mówią to samo: "Szukamy szkoły pozasystemowej, która jest inna, nie skupia się na ocenach, pracach domowych, tylko odkrywa pasje uczniów. Szukamy szkoły, gdzie dziecko będzie się dobrze czuło".
Sztuką jest uczyć
Jak wygląda w Polsce zakładanie własnej szkoły? Dr Agnieszka Wojciechowska wyjaśnia, że nie jest to proces łatwy, bo wiąże się ze znalezieniem odpowiedniego lokum i dostosowaniem go do przepisów przeciwpożarowych oraz sanitarnych. Następnie trzeba przedstawić program i system oceniania, by uzyskać zgodę kuratorium i otrzymać wpis do rejestru placówek oświatowych.
W szkole dr Wojciechowskiej w klasie jest maks. 16 uczniów; średnio to 10–14 osób. – Korzystamy z podręczników, przy czym nie są one obowiązkowe – mówi dyrektorka. – Obowiązkowe są ćwiczenia. Nasi nauczyciele mają szeroką wiedzę, wielu z nich ma doktoraty, niekoniecznie muszą więc posiłkować się podręcznikami i kazać uczniom przyswajać je na pamięć. Oczywiście nasi nauczyciele idą według programu, ale ponieważ jesteśmy też szkołą w chmurze, to dużo treści, które są w podręcznikach, udostępniamy uczniom on-line na platformie Microsoft Teams. Zresztą wiedza w czasie zajęć warsztatowych sama wchodzi dzieciom do głowy. U nas klasy są małe, więc nie da się schować gdzieś z tyłu, wszystkie dzieci biorą udział w lekcjach.
Dr Agnieszka Wojciechowska: – Sztuką jest uczyć – efektywnie, przyjemnie, inaczej. Zdaję sobie sprawę, że jest grupa rodziców nieufnych, przyzwyczajonych do ocen, weryfikacji. Ci rodzice przychodzą do nas i mówią, że w szkole nie może być przyjemnie, bo trzeba przyzwyczaić dziecko do tego, że będzie żyło w świecie pełnym stresu. Ja natomiast uważam, że nasze dzieci będą tworzyć przyszłość, więc to, jak zostaną ukształtowane, będzie miało wpływ na to, jak będzie wyglądał nasz przyszły świat. Jeśli przełamiemy obecny schemat, to możemy się spodziewać, że świat dzięki naszym dzieciom zmieni się na korzyść.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!