"Ta płyta powstała dla ludzi wrażliwych" - Krzysztof Herdzin opowiada o swojej nowej płycie
"Jesteś światłem" to już dwunasta autorska płyta Krzysztofa Herdzina. Po raz kolejny artysta zaskakuje nas innym podejściem do swojej twórczości. Były już płyty jazzowe w trio, Chopin rozpisany na jazzowy kwintet a la Jazz Messengers czy muzyka współczesna.
"Jesteś światłem" to już dwunasta autorska płyta Krzysztofa Herdzina. Po raz kolejny artysta zaskakuje nas innym podejściem do swojej twórczości. Były już płyty jazzowe w trio, Chopin rozpisany na jazzowy kwintet a la Jazz Messengers czy muzyka współczesna.
Tym razem mamy do czynienia z piosenkami. Wszystkie skomponowane przez lidera do lirycznych, pięknych wierszy K. I. Gałczyńskiego i K. Przerwy - Tetmajera, zaśpiewane przez Jego przyjaciół: Annę Marię Jopek, Dorotę Miśkiewicz i Grzegorza Turnaua. To nie są "zwyczajne" piosenki, jakie możemy usłyszeć w radio. To rozbudowane opowieści, działające na wyobraźnię narracje, pełne improwizacji fortepianu, eterycznych klimatów bądź intensywnych rytmów, z ambientowymi strukturami generowanymi przez syntezatory i mnóstwem instrumentów dętych obsługiwanych przez samego lidera.
Skąd pomysł na płytę z piosenkami, dotyczącymi miłości? Czy był jakiś szczególny powód, dla którego postanowił Pan uczynić to uczucie tematem przewodnim albumu „Jesteś światłem”?
Znalazłem się w takim momencie swojego życia, w którym poczułem naturalną potrzebę wyrażenia swoich emocji, skupionych wokół miłości, tęsknoty, melancholii, nadziei, afirmacji życia i wszystkich podobnych stanów związanych z przyspieszonym biciem serca, tak nam wszystkim bliskim. Nagrałem już tyle różnych płyt, że potraktowałem tę szansę jako osobisty, bardzo określony sposób wyrażenia tego, co mi w duszy gra...
Teksty piosenek zaczerpnął Pan z wierszy naszych wybitnych poetów. Czy to właśnie poezja skłoniła Pana do skomponowania muzyki do konkretnych historii opowiedzianych w tych utworach?
Zawsze piosenki piszę do tekstu. To ułatwia mi odnalezienie odpowiedniego klimatu dla opowiadanej historii, podkreślenie pewnych napięć, uwypuklenie przestrzeni – muzyka w takim systemie „dopełnia” tekst, stwarzając jeden, zintegrowany przekaz. Słowo i dźwięk są wspólną płaszczyzną, po której kierowane są do słuchacza określone przesłania. Wiersze, które wybrałem, są dla mnie idealnym opisem tego, co dzieje się między kobietą i mężczyzną w momencie gigantycznego zakochania. Wszystkie aspekty ludzkiej duszy: cierpienie, zachwyt, smutek, euforia – przekazane przez poetów za pomocą słów, zyskały dzięki muzyce dodatkową siłę rażenia. Cała płyta jest swego rodzaju konsekwentnie rozwijaną rozmową męsko – damską.
Czy tworząc konkretne albumy, myśli Pan o ewentualnych odbiorcach, czy muzyka zawsze dedykowana jest wszystkim melomanom? „Jesteś światłem” to liryczna opowieść o miłości, zatem nasuwa się nam podejrzenie, że płyta powstała z myślą o kobietach...
Nie da się stworzyć muzyki dla wszystkich...To nierealne. Jak powiedział ktoś mądry: „Muzyka pisana dla wszystkich, jest muzyką dla nikogo”. Moje kompozycje nie są łatwe – wymagają pewnego osłuchania, z pewnością melomani, słuchający jazzu, będą mieli ułatwione zadanie. Solówki, wyrafinowane harmonie i formy utworów, które zdeterminowały kształt całego materiału - zostały przeze mnie wykreowane z premedytacją. Każda opowieść ma swój czas, swoje zakręty, momenty oddechu i długo budowanych dramaturgicznych kulminacji. A tak naprawdę: ta płyta powstała dla ludzi wrażliwych. Nie teoretyzowałbym, która płeć odbierze te dźwięki silniej... Wszyscy mamy serce po tej samej stronie, tylko różnie z niego korzystamy.
Jak by Pan opisał charakter i brzmienie płyty osobie, która nie słyszała jeszcze żadnego z utworów i zastanawia się nad zakupem albumu?
Zachęcam. To muzyka nieklasyfikowana. Światło i prawda. Zachwyt nad życiem i miłością. Ciepło i liryzm. Zero komercji i wyrachowanych bądź schematycznych działań, obliczonych na popularność czy sprzedaż albumu.
W jaki sposób dobiera Pan wykonawców swoich piosenek? Czy komponując utwór, ma Pan na myśli jego wykonanie przez konkretnego artystę?
Zazwyczaj tak. Wyobrażam sobie, pamiętając o możliwościach wokalnych i estetyce danego wokalisty, co zabrzmi u wokalisty autentycznie a co będzie tylko „odśpiewaniem” nutek. Co pociągnie za sobą emocje wykonawcy, aby słuchacz uwierzył w opowiadaną za pomocą dźwięków historię... Z racji moich bardzo szerokich kontaktów zawodowych, mam niezwykle uniwersalną grupę wokalnych przyjaciół i znajomych, których doskonale poznałem - a więc, łatwiej podejmuję decyzję o wyborze osoby śpiewającej. Pamiętam o tym, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził – ale pociesza mnie fakt, że do tej pory obie strony mają jak najlepsze reakcje i efekt artystyczny naszych kooperacji jest nietuzinkowy.
Czy sam proces nagrywania kompozycji traktuje Pan jako pracę zbiorową wszystkich muzyków – tak że „każdy dodaje coś od siebie”, czy raczej ma Pan w głowie gotową wizję i raczej Pan jej nie zmienia?
Jestem klasycznie wykształconym muzykiem i operuję „klasycznymi” metodami. Komponuję, zapisuję całość w nutach, mam konkretną wizję tego, jak utwór ma brzmieć. Ponieważ jestem aranżerem i orkiestratorem, znam doskonale możliwości instrumentów, sam gram na wielu. Przygotowuję więc partię konkretnego instrumentu z wszelkimi przemyślanymi informacjami: co zagrać, jaką dynamiką, jaką artykulacją – pozostawiając bardzo niewielką furtkę dla swobodnej kreatywności artysty nagrywającego moją muzykę (oczywiście oprócz solówek, które są kompletną wolnością). Niemniej – jako jazzman z wyboru, otwieram się z radością na propozycję moich wspaniałych współpracowników, którzy w studiu potrafią dodać do zapisu utworu nawet niuans, dobarwiający całość poza moimi planami i zaskoczyć mnie. To niezwykła radość – pracować z improwizatorami i muzykami, którzy potrafią kreować rzeczywistość, a przy okazji robią to z niezwykłą delikatnością, rozumiejąc moje intencje i nie siląc się na niepotrzebne popisy.
Co jest dla Pana większym wyzwaniem – wykonywać utwory przed bliskimi i przyjaciółmi z Polski, czy prezentować je przed zagraniczną publicznością?
Zawsze koncert za granicą. Zapełniam wtedy czystą, niezapisaną kartkę. Nikt nic o mnie nie wie, nie reaguje koniunkturalnie czy snobistycznie - liczy się tylko emocja i uniwersalny przekaz. To niesamowite, jak kompletnie obce od siebie kulturowo publiczności, jak np. Hindusi, Francuzi, Meksykanie, Japończycy – reagują podobnie, wzruszając się tam, gdzie lirycznie, uaktywniając tam, gdzie intensywnie. To cudowne i magiczne. Muzyka jak esperanto. Jak zrozumiała dla każdego forma komunikacji...
Czy koncerty to Pana żywioł, czy woli Pan raczej spokojną pracę w studiu?
Lubię i to i to. W obu przypadkach stajemy się innymi ludźmi. W studiu jesteśmy skupieni i powściągliwi, natomiast na koncercie, w interakcji z żywo reagującymi tu i teraz słuchaczami – szalejemy, walcząc z buzującą we krwi adrenaliną, dostosowując się do reakcji sali... Uwielbiam koncerty, uwielbiam też bycie ze sobą sam na sam w kameralnym studiu nagraniowym.
Obiad z przyjaciółmi czy samotny wieczór i delektowanie się każdym słowem piosenki – kiedy najlepiej, według Pana, słucha się albumu „Jesteś światłem”? Czy wymaga on dużego skupienia?
Myślę, że w domu, na spokojnie, dając sobie możliwość usłyszenia detali i skupienia się na przekazie. Chociaż... sam nie wiem. Jesteśmy tak różni...
Album dostępny jest w sprzedaży od 12 stycznia 2013 roku.