Codziennie wieczorem popijałam sobie po to, żeby zagłuszyć cały dzień, frustrację z braku satysfakcji pracy, samotność i problemy, których nie rozwiązywałam na co dzień, a które się nawarstwiały. Alkohol raz był pocieszycielem w smutku, innym razem lekarstwem na samotność i nudę, czasami niezbędnym dopalaczem. Aż nagle okazałam się alkoholiczką, wyrzutkiem społecznym, takim nikim, którego się nie szanuje - opowiada Magdalena.