Wystarczy miesiąc bez seksu. Pojawia się syndrom wdowy lub wdowca
Współczesne relacje mają zupełnie inne oblicze niż jeszcze 20 lat temu. Dużo w nich lęku i samotności, co wpływa nie tylko na samopoczucie, ale i na to, jak podchodzimy do seksu. - Dużo osób nie potrafi w związki - mówi seksuolog Andrzej Gryżewski.
Seksuolog Andrzej Gryżewski był gościem podcastu "Studnia be dna" Agnieszki Dziekan. W programie rozmowa toczyła się m.in. o coraz trudniejszym utrzymywaniu relacji, o tym, jak pandemia zmieniła związki oraz o syndromie wdowca/wdowy.
- Widziałem u pacjentów, którzy mało mieli interakcji społecznych, że coraz bardziej minimalizowały im się umiejętności zawierania znajomości i podtrzymywania ich. Niestety, to zbiera żniwo. Im mniej mamy styczności z ludźmi, tym bardziej czujemy lęk społeczny. Trochę dziczejemy - wyjaśnił seksuolog, dodając, że te umiejętności trzeba kultywować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Sprawdzam" - Huawei Watch 5
- Podobnie jest z seksem. Jeśli mamy w seksie przerwę dłuższą niż miesiąc, to włącza się nam albo syndrom wdowy u kobiety, albo syndrom wdowca u mężczyzny. Polega to na tym, że jak podejmujemy po przerwie aktywność seksualną, to czujemy się zakłopotani, tak jakbyśmy tę umiejętność gdzieś zatracili - podkreślił. Jego zdaniem to jeden z powodów, dla których ludzie poszukują niekoniecznie zdrowych substytutów seksu.
- Ludzie coraz częściej korzystają z różnych substytutów. Są to aplikacje randkowe albo cyberseks polegający na tym, że po prostu sobie tylko piszą rozpalające podniecenie SMS-y. Później sobie tę sytuację wyobrażają, masturbują się, dochodzą do orgazmu i bach. Czują, że mają z głowy tę potrzebę - wjaśnił ekspert w rozmowie z Agnieszką Dziekan. Dodał przy tym, że obecnie technologia pozwala zaspokoić wiele potrzeb, wspominając na przykład o szerokim dostępie do pornografii. - Ilość zastąpiła jakość - podkreślił ekspert.
- Ludzie wchodzą w różne układy erotyczne, czyli na przykład "friend with benefits" - mówi seksuolog, dodając, że wraz z psychoterapeutką Sylwią Sitkowską napisał książkę na temat osób, które mają lęk przed bliskością.
- Opisujemy tam w kilku rozdziałach osoby, które boją się bliskości i wybierają takie układy, które nie mają długofalowo przyszłości. Kobieta, która boi się bliskości, zostaje kochanką, bo wie, że to nie zakończy się małżeństwem czy posiadaniem dzieci. Bo ten facet w relacji z nią chce tylko doświadczyć dopaminy, seksu bez zobowiązań.
To dlatego otwierają swoje związki
Coraz częściej do gabinetu seksuologa trafiają osoby, które myślą o otwieraniu związków. Jak podkreśla Gryżewski, każdy człowiek do przetrwania potrzebuje około 52 osób, z którymi pozostaje w relacjach "koleżeńskich, sąsiedzkich, przyjacielskich, romantycznych, erotycznych".
- Większość moich pacjentów, którzy właśnie otwierają związek, ma tak, że ich życie jest niezwykle hermetyczne. Czyli idą do pracy, tam na open spasie widzą tylko trzy albo nawet dziewięć osób, przychodzą do domu, widzą swojego partnera czy partnerkę, psa lub kota, no i czasami widzą listonosza albo kuriera, albo paczkomat, bo tych jest coraz więcej - tłumaczy ekspert.
- Człowiek się czuje samotny. I żeby mieć taką głębszą więź, ludzie wpadają na pomysł, "słuchaj, wiesz co, może byśmy otworzyli ten związek, może byśmy kogoś do trójkąta zaprosili, a może po prostu byłoby okej, że w tygodniu można byłoby się spotykać z jakąś osobą, tylko pamiętaj, żebyś zrobił badania, albo zrobiła badania i się nie zakochał". Okazuje się, że te otwarte związki są często odpowiedzią na tę naszą rzeczywistość, która się zrobiła taka bardzo hermetyczna. Że właśnie potrzebujemy tych plus minus 52 osób do przeżycia, żeby zaspokajały nasze potrzeby - wyjaśnił Gryżewski.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.