Takich dziewczyn jak "hostessy" z Białegostoku są w Polsce tysiące. Ty też możesz paść ofiarą pornobiznesu
Ładna, kontaktowa, nie może się wstydzić. Na początek wejdzie na czat, potem będzie już kamerka i zdjęcia nie pozostawiające wiele wyobraźni. Profesja tak zwanych "hostess", które z prawdziwymi hostessami wspólnego mają niewiele w Polsce kwitnie, podobnie jak inne gałęzie internetowego pornobiznesu. Czemu nie, skoro popyt jest – tylko w ubiegłym roku strony z erotyką odwiedzało blisko 12 mln Polaków.
Badanie Gemius z ubiegłego roku pokazało ponadto, że internetowe porno rośnie w siłę. I nie chodzi tu wyłącznie o serwisy takie jak RedTube czy PornHub – jak grzyby po deszczu powstają agencje oferujące dziewczynom pracę "na kamerce".
Czasami ogłoszenia są dobrze zamaskowane i przypominają te wypuszczane przez poważne firmy. Inne na pierwszy rzut oka zaczynają budzić wątpliwości:
"Agencja z Warszawy poszukuje otwartych i odważnych dziewczyn, które mają już doświadczenie lub chcą spróbować swoich sił w charakterze fotomodelki…"
"Jeśli jesteś przebojowa, pewna siebie i chcesz trochę dorobić, dołącz do nas! Wyślij CV ze zdjęciem całej sylwetki…"
"Szukam ładnej, otwartej dziewczyny do pracy w charakterze videomodelki. Jeśli chcesz wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce i zarobić duże pieniądze…"
Wystarczy pięć minut na jednym z popularnych portali czy fanpage'ów z ogłoszeniami o pracę, żeby przekonać się, że tego typu ofert jest mnóstwo. Trudno powiedzieć, czy odpowiadające na nie młode kobiety wiedzą, na co się piszą. Zaalarmować powinien je przede wszystkim utrudniony kontakt z ogłoszeniodawcą. Do "zwykłych" agencji modelek i hostess dodzwaniam się bez problemu, widzę adres, listę firm korzystających z ich usług. Czasem chodzi o roznoszenie ulotek, czasami o reprezentowanie firmy na targach albo o roznoszenie próbek w centrum handlowym.
Skontaktować się z osobą oferującą pracę dla hostessy "z pornododatkiem" już tak łatwo nie jest. Na ofertach pojawiających się na popularnych portalach nikt oferujący taką pracę nie podaje numeru telefonu ani tym bardziej strony internetowej - to oni oddzwonią do ciebie, jeśli tylko spodobają im się przesłane przez zdjęcia i wydasz się wiarygodna.
18-latka i 20-latka z Białegostoku padły ofiarą właśnie takiego ogłoszenia. Dały się przekonać, że nie chodzi o czaty erotyczne i podpisały umowę razem w wekslem in blanco. Nie zdawały sobie sprawy, że za zerwanie umowy będzie im grozić horrendalna kara pieniężna. Sprawa trafiła do prokuratury.
Coraz częściej jednak młode kobiety doskonale zdają sobie sprawę z tego, na czym będzie polegać ich praca. Wystarczy zajrzeć na konto na profilu vip.polki na Instagramie, by przekonać się, ile dziewcząt chętnie pokazuje swoje ciało w internecie - jedne mniej, inne znacznie więcej. Wśród nich są takie, które na pewno będą zastanawiać się, jak daleko są w stanie się posunąć, a część z nich pomyśli - "skoro robię to za darmo, dlaczego nie za pieniądze?".
Wpisując w wyszukiwarkę słowo "hostessa", bez trudu trafiam na kilka stron (nie ma potrzeby ich promować), które nie pozostawiają wątpliwości co do oferowanych przez siebie usług. "Poszukujemy modelek do stałej współpracy przy sesjach zdjęciowych. Zapewniamy umowę o pracę (lub umowę o dzieło)
, stałą, wysoką pensją miesięczną i wynagrodzenie dodatkowe za każdą sesje" – czytam w jednym z ogłoszeń. Przewijam do wymagań. Wiek do 40 lat. Zgrabna sylwetka. Odwaga, charyzma. I "pozowanie w pełnym zakresie (nago+openlegs)".
Na "openlegs" można zdecydować się też, odpowiadając na niezliczone ogłoszenia osób, za którymi nie stoi żadna zarejestrowana firma. "Poszukuję chętne dziewczyny do współpracy. W wieku 18 do 40 lat. Zapewniam szeroką reklamę w Internecie na znanych portalach". "To prywatne mieszkanie, każda dziewczyna ma swój pokój, czysty i zadbany, jak i całe mieszkanie" - czytam w ogłoszeniu dotyczącym pracy w Niemczech. Ale i u nas nie brakuje mieszkań, w których "videomodelki" pokazują swoje wdzięki - sypią się ogłoszenia z Zielonej Góry, z Wrocławia, z Bielska-Białej.
Jest jeszcze kwestia zarobków. Bardzo często podczas pracy w takich agencjach dochód dzielony jest w proporcji 7/3, oczywiście na korzyść opiekuna. Rzadziej dziewczęta spotykają się z propozycją dzielenia dochodów po połowie. Czasami słyszą też, że wszystkie napiwki będą trafiać do ich kieszeni. Same kwoty mogą być różne - 300 euro dziennie, 300 funtów dziennie, 1500-2000 tys. złotych tygodniowo. Łatwe pieniądze kuszą.
O to, jak bardzo kuszą, pytam fundację La Strada, zajmującą się badaniem i przeciwdziałaniem handlowi ludźmi i przymusowej pracy w Polsce. Kiedy wspominam o przypadku dziewczyn z Białegostoku, Irena Dawid-Olczyk, prezes La Strady, nie jest zaskoczona. - Zgłaszały się do nas kobiety, które również dały się przekonać, że będą rozmawiać na różne tematy i nie chodzi o czat erotyczny. Podpisały umowę, a ponieważ nie chciały kontynuować tego procederu, zaczęły się zadłużać na duże sumy pieniędzy - opowiada. Podejrzewa też, że chociaż tamte kobiety były z Warszawy, może chodzić o tego samego pracodawcę. - Tamte dziewczyny były zdecydowane i zerwały umowę, ale nie chciały zgłosić sprawy do prokuratury i na tym nasz kontakt się urwał - dodaje.
Prezes fundacji zaznacza, że to jej prywatna opinia, ale w jej mniemaniu "kamerkowy" biznes nie powinien być całkowicie zakazany, ponieważ wówczas zostałby zepchnięty do szarej strefy. A co za tym idzie, trudniej byłoby weryfikować, czy pracujące tam dziewczyny są rzeczywiście pełnoletnie. - Często nie są - przyznaje rozmówczyni - i to jest sprawa dla prokuratury.
La Strada podkreśla, że wszystkie osoby, które są szantażowane i zmuszane do tego, by pracować w pornobiznesie, mogą zgłaszać się do organizacji - na pewno otrzymają pomoc. Pracownicy organizacji czekają też na wynik śledztwa dotyczącego dziewczyn z Białegostoku - być może dzięki skazaniu winnych kolejnym młodym kobietom uda się uniknąć ich losu.