Telewizyty u lekarzy rodzinnych. Instalekarz Magdalena Krajewska mówi, jak to wygląda w praktyce
Pandemia koronawirusa naświetliła, jak często pojawienie się w przychodni nie miało sensu. – W przypadku 80 proc. dzwoniących do mnie pacjentów w zupełności wystarczyła rozmowa telefoniczna – zapewnia Magdalena Krajewska, Instalekarz.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Narodowy Fundusz Zdrowia zachęca Polaków, aby dokładnie zastanowili się nad słusznością każdej wizyty u internisty i w pierwszej kolejności rozważyli poradę telefoniczną. Jak takie wizyty sprawdzają się w praktyce z perspektywy lekarza?
Magdalena Krajewska, lekarz medycyny rodzinnej, "Instalekarz": Moim zdaniem bardzo dobrze, bo w końcu przychodnie zostały odciążone m.in. z pacjentów, którzy przychodzą wyłącznie po receptę albo na kolejną wizytę kontrolną. W Polsce utarło się przekonanie, że lekarz musi nas zobaczyć, aby pomóc, a teraz nadarzyła się dobra okazja, aby trochę zmienić nastawienie.
Wywiad lekarski można przeprowadzić przez telefon, ale już np. osłuchiwanie klatki piersiowej nie jest możliwe.
Nieraz bez osłuchania można postawić trafną diagnozę. Np. zdarza się, że u noworodków przez słuchawkę nie jesteśmy w stanie "usłyszeć" zapalenia płuc, ale dzięki informacji, że np. dziecko robi częste przerwy w trakcie ssania mleka z piersi lub porusza skrzydełkami nosa przy oddychaniu, mogę wnioskować, że ma problemy spowodowane zmianami w płucach.
A co z dorosłymi pacjentami?
U dorosłych pacjentów czasem może coś trzeszczeć w płucach, chociaż to wcale nie oznacza od razu zapalenia płuc. Jeśli dostaję odpowiedź, że ktoś jest w stanie wejść na drugie piętro i słyszę, że mówienie nie sprawia mu trudności, to nie chcę od razu przepisywać antybiotyku. Często mam pacjentów, którzy zostają wysyłani na rentgen płuc z powodu zmian osłuchowych, a de facto są to zmiany pozapalne.
Zadałam pytanie na kilku facebookowych grupach na temat konsultacji telefonicznych i większość internautów stwierdziła, że rozmawiając twarzą twarz z lekarzem, czują się bardziej zaopiekowani.
Czasem są sytuacje, w których samodzielne przebadanie się w domu da o wiele bardziej trafny wynik. Gdy przychodzi do mnie pacjent i mówi, że ma wysokie ciśnienie, to najważniejsze są jego pomiary w warunkach domowych, ponieważ w gabinecie bardzo często występuje nadciśnienie tzw. białego fartucha, czyli ze stresu.
Niewątpliwie bezpośrednia rozmowa lekarza z pacjentem daje większe poczucie poświęcenia należytej uwagi, ale doświadczeni interniści potrafią wyciągnąć wnioski na podstawie rzetelnego wywiadu. Biorąc pod uwagę ostatni miesiąc pracy, mogę stwierdzić, że w przypadku 80 proc. dzwoniących do mnie pacjentów w zupełności wystarczyła rozmowa telefoniczna.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet
Ile trwa taka rozmowa?
W przychodni, w której pracuję, mieliśmy wyznaczone 15 minut dla każdego pacjenta, który wchodzi do gabinetu, i tak też zostało. Jednak obecnie zdarza się, że z niektórymi osobami wystarczy mi zaledwie kilka minut rozmowy i dzięki temu jestem w stanie przyjąć więcej osób niż zazwyczaj.
To są pani stali pacjenci czy nowe osoby?
Zdecydowana większość z tych osób była już u mnie w gabinecie. Kojarzę ich, mam w komputerze ich kartę medyczną czy wyniki badań, dlatego tym bardziej potrafię przez telefon przepisać lek czy udzielić porady.
Polacy chyba jednak wolą receptę niż radę.
Zdecydowanie. Niektórzy wychodzą z założenia, że jeśli lekarz nie przepisze leków, to jest złym lekarzem. Tylko że leki nie zawsze są wskazane. Gdy ktoś przychodzi do mnie z bólem kręgosłupa i prosi o coś, co uśmierzy ból, to ja w pierwszej kolejności sugeruję, aby zastanowił się, dlaczego go boli. Radzę, by zaczął wzmacniać mięśnie albo dał im odpocząć – w zależności od przypadku. Ból jest sygnałem dla naszego mózgu, że musimy zmienić nawyk, a nie żyć tak samo, tylko wspomagając się lekami przeciwbólowymi.
Ale jak to zmienić? Polacy są w czołówce europejskiej pod względem ilości leków, które spożywają. Rocznie przyjmujemy ponad 2 mld leków.
Trudno jest przekonać ludzi do tego, że nie zawsze tabletka jest najlepszym rozwiązaniem. Jeśli zatroskana matka widzi, że jej dziecko nieustannie ma katar, a w telewizji polecają na to tuzin różnych leków, to ona chce je podać, nawet gdy lekarz radzi coś zupełnie innego. Pamiętajmy o tym, że każdy lek ma swoje działanie niepożądane.
Wiem, że wielu Polaków w Wielkiej Brytanii narzeka na to, że tamtejsi lekarze nagminnie przepisują tylko paracetamol. Z kolei Brytyjczycy nie widzą w tym nic aż tak niepokojącego, bo oni nie są społeczeństwem, które chodzi tak często do lekarza rodzinnego jak my.
A co z pacjentami, którzy regularnie przychodzili do pani po receptę na leki przyjmowane od lat?
Te osoby zawsze stanowiły największą grupę pacjentów. To właśnie tzw. wizyty recepturowe sprawiały, że przed gabinetami ustawiały się długie kolejki. Teraz tego nie ma. Po pierwsze dlatego, że mamy pandemię i zalecenie, aby nie wychodzić bez większej potrzeby z domu, a po drugie, od stycznia działają e-recepty. Teraz wystarczy, że lekarz poda 4-cyfrowy kod, z którym pacjent pójdzie do apteki.
Nie ma już seniorów oblegających pani gabinet?
Obecnie można się rejestrować wyłącznie telefonicznie, dlatego pacjent zawsze musi porozmawiać z lekarzem, który decyduje, czy wizyta jest niezbędna. Jeśli tak jest, to umawia seniora na taką godzinę, aby wykluczyć prawdopodobieństwo, że spotka się on z innym pacjentem.
Nie tak dawno pewna lekarka powiedziała, że zarówno ona, jak i jej koledzy po fachu nie odnajdują się w pracy pozbawionej bezpośredniego kontaktu z pacjentami.
Uzależniliśmy się od siebie nawzajem. Pacjent lubi przyjść do gabinetu, a lekarz lubi, gdy go odwiedza. O ile w przypadku nagłych wizyt lekarskich jest to bardziej uzasadnione, o tyle w momencie, gdy mamy katar czy kaszel, to może na spokojnie opowiedzieć o tym przez telefon.
Obecnie kaszel może zaniepokoić, bo jest jednym z głównych objawów zarażenia koronawirusem.
Jeśli z każdym kolejnym dniem czujemy się coraz gorzej, to wtedy lekarz wręcz ma obowiązek przeprowadzić bezpośrednią wizytę. Oczywiście, gdy ma do tego dojść w przychodni, lekarz musi przebrać się w specjalistyczny kombinezon i przyjąć pacjenta w przygotowanym do tego gabinecie.
Czy teraz na lekarzach ciąży większa odpowiedzialność, skoro muszą sami zdecydować, czy poprosić pacjenta o przyjście do gabinetu?
Myślę, że większość lekarzy boi się o swoich pacjentów. Z jednej strony nie chcemy ich narażać na zakażenie koronawirusem, ale z drugiej strony obawiamy się, że nie uda się nam zareagować w odpowiednim momencie z innego powodu.
Czyli telewizyty też niosą pewne zagrożenia?
Oczywiście, jednak pamiętajmy, że obecnie dla pacjenta kontakt z lekarzem jest większym zagrożeniem. Ze statystyk wynika, że 17 proc. wszystkich zakażonych stanowią medycy, dlatego dziś telewizyty są najlepszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl