Blisko ludziTinder jest do niczego. "Piszesz z 20 facetami i cisza"

Tinder jest do niczego. "Piszesz z 20 facetami i cisza"

Tinder jest do niczego. "Piszesz z 20 facetami i cisza"
Źródło zdjęć: © Pixabay.com
Karolina Błaszkiewicz

23.05.2018 11:58, aktual.: 23.05.2018 15:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Alita spędziła 1460 godzin na Tinderze. Chciała się zakochać. Zamiast miłości, poczuła wielkie rozczarowanie mężczyznami. Paulinę spotkało to samo. – Faceci korzystają z Tindera, ale tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą. Miałam dość – mówi.

Jak w pułapce

Australijka Alita Brydon w rozmowie z "Daily Mail" stwierdziła, że Tinder to "jedno wielkie nic". Po 4 latach - dokładnie 1460 godzinach - dotarło do niej, że fajna fotografia niczego nie gwarantuje. Alita spędzała na Tinderze minimum godzinę dziennie - i nie spotkała osoby, z którą mogłaby zwyczajnie porozmawiać.

Mobilna aplikacja pojawiła się 6 lat temu. W 2012 r. mówiąc o poznawaniu potencjalnych partnerów online, myślało się właśnie o Tinderze. W lutym 2017 r. przedstawiono badania, z których wynikało, że swojej "randki" przez telefon szuka blisko 100 mln osób.

Włoski socjolog Andrea Gide za pośrednictwem serwisu Quora podkreślił, że Tinder działa na zasadzie: "Bierzesz mnie albo nie". – Podobnie jak każda inna usługa lub produkt, ma być używany z konkretnych powodów – napisał. Z kolei w tekście magazynu "Vanity Fair" czytamy, że apkę można porównać do zamawiania jedzenia na wynos. "Tutaj zamawiasz człowieka" – napisano.

Dodano, że Tinder został skrojony pod mężczyzn i ich potrzeby, pomimo iż wiele kobiet czuje się w tej aplikacji jak ryby w wodzie. "Vanity Fair" podał, że to właśnie kobietom Tinder dodaje pewności siebie i zwiększa ich poczucie obyczajowej wolności. A jednak to kobiety coraz częściej z Tindera uciekają, przekonując, że choć sama aplikacja zła nie jest, to jednak nie sposób dzięki niej poznać potencjalnego partnera. A przecież po to właśnie jest Tinder.

Jakaś kpina

Paulina ma 31 lat i dała Tinderowi kilka szans. Każda kolejna przygoda z nim przynosiła jej jednak więcej frustracji, niż radości. – Moim zdaniem mężczyźni nie wiedzą po co tam są – mówi Paulina.

Według 31-latki to jest największy problem tej aplikacji. Z założenia stworzono ją dla osób poszukujących partnera. Jedni szukają kogoś do seksu, drudzy chcą się zakochać, a jeszcze inni potrzebują przyjaciół. Co jednak z tego, skoro tak naprawdę nie robi się nic, by taką osobę znaleźć.

– Ci faceci często się odzywają. Piszą "Cześć", odpowiadasz tym samym i następuje cisza. A nawet jeśli już rozmawiacie, to nic z tych rozmów nie wynika – mówi Paulina. 31-latka uważa, że mężczyźni z Tindera boją się wykonać jakikolwiek ruch: zaprosić do kina lub na kawę.

– Ile można wymieniać nic nieznaczące wiadomości? – pyta retorycznie. – Piszesz do 20 facetów w miesiącu i nic – dodaje. Kiedy sama zaproponowała komuś wyjście, ten ktoś się wycofywał. A Paulinie chodziło tylko o zwykłą rozmowę oko w oko i sprawdzenie, czy z danej mąki będzie chleb.

– Z pisania przez telefon trudno cokolwiek wywnioskować. Po drugiej kawie zazwyczaj wiesz, że jest chemia albo jej nie ma – zauważa kobieta. – Tobie nie chce się tracić czasu. To nie jest Facebook, gdzie masz kolegów, ale aplikacja dla konkretnej grupy ludzi. Ludzi szukających partnera - nieważne w jakim celu, ale skoro tak jest, to warto robić to naprawdę – kończy.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (11)
Zobacz także