Tinder jest do niczego. "Piszesz z 20 facetami i cisza"
Alita spędziła 1460 godzin na Tinderze. Chciała się zakochać. Zamiast miłości, poczuła wielkie rozczarowanie mężczyznami. Paulinę spotkało to samo. – Faceci korzystają z Tindera, ale tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą. Miałam dość – mówi.
23.05.2018 | aktual.: 23.05.2018 15:24
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak w pułapce
Australijka Alita Brydon w rozmowie z "Daily Mail" stwierdziła, że Tinder to "jedno wielkie nic". Po 4 latach - dokładnie 1460 godzinach - dotarło do niej, że fajna fotografia niczego nie gwarantuje. Alita spędzała na Tinderze minimum godzinę dziennie - i nie spotkała osoby, z którą mogłaby zwyczajnie porozmawiać.
Mobilna aplikacja pojawiła się 6 lat temu. W 2012 r. mówiąc o poznawaniu potencjalnych partnerów online, myślało się właśnie o Tinderze. W lutym 2017 r. przedstawiono badania, z których wynikało, że swojej "randki" przez telefon szuka blisko 100 mln osób.
Włoski socjolog Andrea Gide za pośrednictwem serwisu Quora podkreślił, że Tinder działa na zasadzie: "Bierzesz mnie albo nie". – Podobnie jak każda inna usługa lub produkt, ma być używany z konkretnych powodów – napisał. Z kolei w tekście magazynu "Vanity Fair" czytamy, że apkę można porównać do zamawiania jedzenia na wynos. "Tutaj zamawiasz człowieka" – napisano.
Dodano, że Tinder został skrojony pod mężczyzn i ich potrzeby, pomimo iż wiele kobiet czuje się w tej aplikacji jak ryby w wodzie. "Vanity Fair" podał, że to właśnie kobietom Tinder dodaje pewności siebie i zwiększa ich poczucie obyczajowej wolności. A jednak to kobiety coraz częściej z Tindera uciekają, przekonując, że choć sama aplikacja zła nie jest, to jednak nie sposób dzięki niej poznać potencjalnego partnera. A przecież po to właśnie jest Tinder.
Jakaś kpina
Paulina ma 31 lat i dała Tinderowi kilka szans. Każda kolejna przygoda z nim przynosiła jej jednak więcej frustracji, niż radości. – Moim zdaniem mężczyźni nie wiedzą po co tam są – mówi Paulina.
Według 31-latki to jest największy problem tej aplikacji. Z założenia stworzono ją dla osób poszukujących partnera. Jedni szukają kogoś do seksu, drudzy chcą się zakochać, a jeszcze inni potrzebują przyjaciół. Co jednak z tego, skoro tak naprawdę nie robi się nic, by taką osobę znaleźć.
– Ci faceci często się odzywają. Piszą "Cześć", odpowiadasz tym samym i następuje cisza. A nawet jeśli już rozmawiacie, to nic z tych rozmów nie wynika – mówi Paulina. 31-latka uważa, że mężczyźni z Tindera boją się wykonać jakikolwiek ruch: zaprosić do kina lub na kawę.
– Ile można wymieniać nic nieznaczące wiadomości? – pyta retorycznie. – Piszesz do 20 facetów w miesiącu i nic – dodaje. Kiedy sama zaproponowała komuś wyjście, ten ktoś się wycofywał. A Paulinie chodziło tylko o zwykłą rozmowę oko w oko i sprawdzenie, czy z danej mąki będzie chleb.
– Z pisania przez telefon trudno cokolwiek wywnioskować. Po drugiej kawie zazwyczaj wiesz, że jest chemia albo jej nie ma – zauważa kobieta. – Tobie nie chce się tracić czasu. To nie jest Facebook, gdzie masz kolegów, ale aplikacja dla konkretnej grupy ludzi. Ludzi szukających partnera - nieważne w jakim celu, ale skoro tak jest, to warto robić to naprawdę – kończy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl