Blisko ludziTo historie, które miały nie ujrzeć światła dziennego. Cztery miliony powodów do wstydu

To historie, które miały nie ujrzeć światła dziennego. Cztery miliony powodów do wstydu

To historie, które miały nie ujrzeć światła dziennego. Cztery miliony powodów do wstydu
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Agata Porażka
13.11.2018 12:39, aktualizacja: 22.01.2019 13:05

Kobiety takie jak Ania, Julia, Iga czy Dominika to kropla w morzu milczących ofiar. Dziewczyny, które opowiedziały mi swoją historię, poprosiły, żebym zmieniła ich dane. Nie chcą, by ktokolwiek z ich bliskich domyślił się, co je spotkało.

Cztery historie, cztery ofiary. Dwa gwałty, dwie ucieczki. Jedno zgłoszenie. Umorzone.

Nigdy po zmroku

Dominika była kilka metrów od swojego domu, gdy zobaczyła za plecami cień.

- Wracałam do domu po północy, byłam z koleżanką – opowiada. I mówi dalej: - Rozdzieliłyśmy się pod sklepem, od którego było do mojego domu ok. 2 minuty drogi. Zobaczyłam, że idzie za mną jakiś nieznany mężczyzna. Przestraszyłam się i wyciągnęłam klucze. Próbowałam dobiec do domu, ale nie zdążyłam. Złapał mnie, chwycił za rękę i pośladki. Zapytałam go, o co mu chodzi, a on zaczął się śmiać. Tak przeraźliwie śmiać. Przeraziłam się i oplułam go i to chyba zbiło go z tropu. Zaczęłam drapać go kluczami po twarzy, udało mi się uciec. Nie wiem, dlaczego nie krzyczałam. To chyba był szok. Nie wychodzę od tamtej pory z domu po zmroku, nigdy.

Dominika nie zgłosiła tego policji. Nie było żadnych świadków ani monitoringu. Nikt jej nie zauważył. Poza tym, udało jej się uniknąć gwałtu. Jej tak. Bo w takich chwilach nie myślisz o innych.

"To miało być bezpieczne miejsce"

Iga mieszkała z dwójką współlokatorów, kobietą i mężczyzną. On, o czym jeszcze wtedy nie wiedziały, miał problemy z alkoholem. Pewnego dnia, gdy współlokatorka Igi wróciła do mieszkania, przeżyła szok.

- Została zaatakowana przez pijanego współlokatora, który rzucił się na nią w naszym mieszkaniu. Chciał się do niej dobrać. Zaczęła się bronić, próbowała krzyczeć. Żeby uciec, musiała pokonać dwie pary drzwi. Zamkniętych, bo nie spodziewała się, że zostanie zaatakowana we własnym mieszkaniu. To miało być bezpieczne miejsce. Gdy udało jej się wybiec na korytarz, rzucił się za nią. Na szczęście usłyszeli ją sąsiedzi. Pomogli jej, uratowali przed gwałtem. Sprawa wylądowała w sądzie, ale równie dobrze mogłaby tam nigdy nie trafić. Po roku, po trzech rozprawach stwierdzono, że nic się nie stało. Finalnie przecież nikt jej nie zgwałcił. Wiem tylko, że on trafił na odwyk - dodaje dziewczyna.

Iga sama została swego czasu zaatakowana przez oprawcę. Wracała z pracy późnym wieczorem, gdy zaczepił ją nieznany, pijany mężczyzna. Była 10 metrów od drzwi domu. On mamrotał, zataczał się. Pociągnął ją za sobą na ziemię. Był na tyle pijany, że udało jej się wyrwać i dobiec do wejścia. Nigdy nie zgłosiła tego na policję. Powiedziała, że nie było sensu. Ale w rozmowie przyznaje, że gdyby był bardziej stanowczy, to nie miałaby szans. Czasem myśli, że jego ofiarą mogła paść inna kobieta. I wtedy zaczyna żałować.

Jakby odebrali ci całą wolność

Julia została zgwałcona nad jeziorem, gdy miała 17 lat. Piła tam alkohol z grupą znajomych, w większości starszych od siebie. O tym, co się wtedy stało, po raz pierwszy opowiedziała po 5 latach. Jej rodzina nie wie do dzisiaj.

- Siedzieliśmy nad brzegiem jeziora w moim mieście – mówi cichym głosem, jakby bała się, że ktoś inny może nas usłyszeć. – Często tam chodziliśmy, bo to była mała miejscowość, nie ma u nas wielu ciekawych miejsc. Byliśmy nastolatkami, nudziło nam się i próbowaliśmy nowych rzeczy. Dlatego tamtego dnia kupiliśmy wódkę. Nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić. Mój kolega namawiał mnie, żebym piła coraz więcej, mówił, że wtedy będziemy się lepiej bawić. Nigdy później nie byłam już tak pijana. Siedzieliśmy wszyscy razem, ale potem nasza ekipa gdzieś poszła i zostaliśmy na chwilę sami. Pamiętam, jak leżałam na ziemi, było mi niedobrze, a on się na mnie położył. Chciałam go odepchnąć ręką, ale nie miałam siły. Nie dałam rady. To było najgorsze uczucie na świecie, nie móc się obronić. To tak, jakby ktoś ci odebrał całą wolność i mógł z tobą zrobić, co zechce. A potem pamiętam mnóstwo bólu. Kiedy kończył, zobaczyli nas moi koledzy, ściągnęli go ze mnie. Słyszałam, że pobili go do nieprzytomności. Ale to nie miało już wtedy znaczenia.

Julia nigdy nie poszła z tym na policję. Uważa, że z powodu spożywania alkoholu tamtego wieczoru byłaby niewiarygodną ofiarą. Nie wierzyła też, żeby policja była w stanie jej pomóc.

Wódka, która grzała się przy farelce

Podczas rozmowy Ani zaciska się gardło. Każde zdanie przychodzi jej z trudem. W najgorszych fragmentach jej głos trzęsie się tak, że boję się, że zaraz przestanie mówić.

Anna jako dziecko była molestowana przez wujka. Dla niej dorastanie połączone jest z niechcianym dotykiem dorosłych mężczyzn. To przerażające, ale przez wiele lat myślała, że jest to coś normalnego i że wiele dziewczynek to przeżyło. To, czego doświadczyła jako dziecko, było dopiero przedsionkiem piekła.

- Miałam około 18 lat – zaczyna swoją historię. - Byłam na imprezie firmowej organizowanej przez miasto. Pojechałam tam z moją koleżanką. Następnego dnia miałyśmy sprzątać pozostałości po wydarzeniu. Na początku wszystko było w porządku, tylko koleżanka była bardzo skacowana. Potem przyszli do nas panowie organizatorzy. Przynieśli ze sobą wódkę, postawili ją przy farelce, żeby się grzała.

- Poili nas nią – kontynuuje Ania. Każde kolejne zdanie przychodzi jej z coraz większym trudem, ale dalej opowiada swoją historię: - Pamiętam, że byłam w takim stanie, że wymiotowałam sokiem porzeczkowym i alkoholem. Koleżanka dobrze się bawiła z jednym z tych panów, a drugi postanowił zająć się mną. Założyli, że skoro ona się zgodziła, to ja też nie będę miała nic przeciwko. Ale ja mówiłam "nie". To pamiętam bardzo wyraźnie.

- Pan we mnie wszedł kilkukrotnie. Bardzo mnie bolało, bo byłam dziewicą. W pewnym momencie przerwał, więc może jednak byłam stanowcza. Stanął w drzwiach i dokończył ręką. A potem wrócił i zaczął ze mną rozmawiać, jak gdyby nigdy nic się nie stało – opowiada dorosła dziś kobieta.

4 miliony powodów do wstydu

Anna nigdy nie podzieliła się tą historią z bliskimi. Według raportu fundacji "Ster" z 2016 roku, kobieta należy do większości. Aż 91,8 proc. ofiar gwałtu nie zgłasza tego policji. Według tych samych statystyk gwałconych jest w Polsce 20 proc. kobiet. To daje prawie 4 miliony kobiet. Dwukrotnie więcej niż liczba mieszkańców Warszawy. Warto jednak pamiętać, że są to jedynie szacunkowe liczby. Nie przeprowadzono do tej pory badań na grupie reprezentatywnej, którą można odnieść do skali całego kraju. Jednak rosnące liczby gwałtów w statystykach policyjnych pozwalają nam zakładać najczarniejsze scenariusze. Szczególnie, jeśli będziemy pamiętać że to, do czego docierają policjanci, to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

- Nigdy nie powiedziałam rodzicom - dodaje Anna. - Nawet tego nie rozważałam. Ten Pan znał moją matkę, co dodatkowo komplikowało sprawę. On miał pod czterdziestkę, a ja miałam 18 lat. Próbowałam to sobie tłumaczyć, że on nie jest złym człowiekiem, bo przerwał. Że byłam pijana. Nie zgłosiłam tego nigdzie, bo wiedziałam, że będę niewiarygodna. Nikt z moich bliskich nie wie do dzisiaj.

Psycholog Monika Dreger wyjaśnia, czemu osoby takie jak Anna nigdy nie zgłosiły swojej sprawy.

- Mamy system społeczny który często mówi nam: to twoja wina - mówi w rozmowie z WP Kobieta. - Miałaś za krótką spodniczkę, piłaś za dużo alkoholu. Kobieta doznaje konfliktu wewnętrznego, zaczyna się zastanawiać: "a może to była moja wina". Czynników psychologicznych, z powodu których kobiety nie zgłaszają gwałtów, jest bardzo dużo. Głównym powodem jest wstyd. Gwałt, o czym musimy pamiętać, nie jest dokonywany tylko przez osoby obce. Często sprawcami są bliscy, mężczyźni, z którymi kobiety były na randce lub nawet mężowie. Obawa przez falą pytań, przed odtwarzaniem traumatycznych wydarzeń jest silnym czynnikiem odstraszającym.

(K)raj dla gwałcicieli?

Gdy spojrzymy na statystyki policyjne, wyłania się z nich smutny obraz. W 2016 r. z art. 197, czyli za zgwałcenie, zostało wszczętych 2426 postępowań, ale jedynie w 1383 potwierdzono przestępstwo. Przez 17 lat, licząc od 2000 roku, według statystyk policyjnych zgwałconych zostało ok. 510 tysięcy kobiet.

Zestawienia danych policyjnych pokazują, że z roku na rok w Polsce jest coraz gorzej. Według rady prewencji przestępstw liczba zgłaszanych gwałtów w roku 2017 jest większa o 10 proc. w porównaniu z rokiem 2016. Zgłoszono 7230 gwałtów. To daje ponad 20 dziennie. Prawie dwa razy więcej w porównaniu ze statystykami z roku 2005.

Czy to wystarczy, by uznać, że Polska jest rajem dla gwałcicieli, którzy rzadko lądują w więzieniu? Nie do końca, gdyż problem jest znacznie szerszy. Tak jak Anna i Julia są kroplą w morzu ukrywających się kobiet, tak Polska jest ledwie nikłym procentem w światowych statystykach.

Kultura gwałtu

Gwałt i przemoc seksualna wciąż są dla nas czymś, co chcemy ukrywać. Są sekretem, tak mrocznym, że trzymamy go w najciemniejszych zakątkach pamięci, udając, że nie istnieje. Warto postawić sobie pytanie: dlaczego? Czy wynika to ze źle działającego systemu? Czy ze społeczeństwa, które po cichu dało przyzwolenie na "kulturę gwałtu"?

Ania uważa, że problem leży w edukacji seksualnej. Mężczyźni nie rozumieją, czym dla kobiety jest gwałt. Opowiada, że dopiero jedno zdanie, które w życiu usłyszała, dotarło do facetów: "Wyobraź sobie kolego, że jesteś w celi z osiłkiem, który próbuje się do ciebie dostawiać". Ale to i tak za mało.

- Kiedyś kolega podszedł do mnie i zapytał w dobrej wierze, jakie zachowanie jest dla kobiety akceptowalne – mówi Ania. - Był przerażony, że mógł kiedyś molestować kobietę i nie być tego świadom. To pokazuje, jak wygląda edukacja seksualna w naszym kraju. Doskonale widzę, co się dzieje w szkołach, mam dzieci. Nie idziemy do przodu. Dzieci nie widzą, co robią, bo nikt ich tego nie uczy.

- Problemem jest system, który nie wspiera kobiet w takich sytuacjach - dodaje psycholog Monika Dreger. I podsumowuje: - Brakuje nam edukacji społecznej. Nie powinniśmy mówić naszym córkom, że noszą za krótkie spódniczki, tylko wychować synów tak, by nie gwałcili. Takie przekazy powinniśmy wynosić z naszego dzieciństwa, domu, środowiska.

To my kształtujemy kulturę gwałtu. I tylko my możemy ją zmienić.

Jeśli uważasz, że jest temat, o którym powinniśmy napisać, wyślij nam informację przez serwis dziejesie. Czekamy na Twoją historię.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także