To nie jest sport dla słodkich dziewczynek
„Kiedy czasy stają się trudne, nadjeżdżają twarde dziewczyny” – to cytat z książki „Going in Circles” Pameli Ribon, która opisuje modę na jeden z najbardziej amerykańskich sportów na świecie. Mowa o roller derby – konkurencji, która pokazuje jak ogromna siła tkwi w kobietach.
21.09.2015 | aktual.: 21.09.2015 14:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Kiedy czasy stają się trudne, nadjeżdżają twarde dziewczyny” – to cytat z książki „Going in Circles” Pameli Ribon, która opisuje modę na jeden z najbardziej amerykańskich sportów na świecie. Mowa o roller derby – konkurencji, która pokazuje jak ogromna siła tkwi w kobietach.
Dziewczyny na wrotkach mają tatuaże, fajne makijaże, kolorowe włosy i czarno-czerwone ciuchy. Są czaszki, jest ciężka muzyka. Jest fajny sport, który nie tylko ćwiczy mięśnie całego ciała i zwinność, ale także spryt oraz inteligencję.
Bo w roller derby nie chodzi tylko o siłę. Liczy się też taktyka. Każdy trening to inwestycja w siebie – swoje samopoczucie, umiejętności, wytrzymałość.
- To jest inny świat - mówią dziewczyny, które stworzyły pierwszą w Warszawie, a drugą w Polsce drużynę roller derby – Warsaw Hellcats Roller Girls.
Pierwsze koty za płoty
Pełne sto punktów! Zawodniczki z drużyny Warsaw Hellcats Roller Girls cieszą się, że zapunktowały na swoim pierwszym prawdziwym meczu, który odbył się w czeskiej Pradze. Zaczynają liczyć się w międzynarodowym rankingu. - Zaskoczyło mnie to, ponieważ same musiałyśmy przygotować się do tych zawodów. W Polsce nie ma profesjonalych trenerów roller derby. Wszystkiego uczymy się same – mówi Marla Killmiss, reprezentantka warszawskiej drużyny wrotkarek, które co tydzień spotykają się w stołecznym klubie Progresja Music Zone.
Nie tylko chodzi o zrobienie kilku okrążeń wokół sali pod sceną, na której w pozostałe dni grają heavymetalowe zespoły. Owszem, ćwiczą taktykę, ale przede wszystkim wrotki to ich pasja. Myślami wychodzą daleko poza salę ćwiczeń – chcą brać udział w kolejnych zawodach i całymi garściami czerpać radość ze swojego hobby.
Roller derby to nie jest sport, do uprawiania którego namawiali zawodniczki ich rodzice. Żeby dołączyć do teamu, trzeba mieć ukończone osiemnaście lat. Górnej granicy wieku nie ma. Ważna jest miłość do sportu i trochę inwencji twórczej, by stworzyć ciekawą postać, która zawalczy na torze.
I tak w Warsaw Hellcats, oprócz założycielki, którą jest Wanda Granda, jeździ Marla Killmiss, której pseudonim zdradza miłość do Lemmiego Kilmistera, wokalisty legendarnego zespołu Motörhead. - Można to też interpretować jako grę słów Kill i Miss – pani od zabijania – tłumaczy zawodniczka. – Marla to jedno z moich ulubionych filmowych imion, które noszą mocne, zwariowane babki (tutaj „Fight Club”).
Poison ch'Alice to, jak wyjaśnia właścicielka tego pseudonimu, kielich z trucizną: - Idiom, który oznacza coś, co nie jest takie dobre na jakie wygląda. Poza tym, słowo „chalice" zawiera anglojęzyczną wersję mojego imienia – dodaje.
Na pytanie o idolki z torów wrotkarskich, dziewczyny natychmiast sypią skomplikowanymi i intrygującymi pseudonimami zawodniczek jeżdżących m.in. w cenionej przez nie drużynie Gotham Girls Roller Derby.
Wspominają też Master Blaster z Berlin Bombshells. U tych znanych i cenionych wrotkarek podziwiają nie tylko zwinność, taktykę i spryt, ale również wielką publiczność, która przychodzi oglądać je na zawodach i dopinguje swoje zawodniczki.
Roller derby jest sportem bardzo popularnym, w Stanach Zjednoczonych. Tu ścigano się na wrotkach jeszcze w XIX wieku. Wtedy zawodnicy nawet poświęcali życie. W trwającym sześć dni maratonie w nowojorskiej Madison Square Garden w 1885 roku, w walce o nagrodę w wysokości pięciuset dolarów, na torze poniosły śmierć dwie osoby, w tym zwycięzca wyścigu – William Donovan).
Kobiety na starcie
Pierwszy raz o roller derby (używając tej nazwy) napisano w „Chicago Tribune” w 1922 roku, relacjonując dwa wrotkarskie wydarzenia, które odbyły się na płaskim torze Chicago’s Broadway Armory. Oficjalnie nazwę „roller derby” zarejestrował w 1935 roku Leo Seltzer, który był odpowiedzialny za organizację eventów w hali Chicago Coliseum.
13 sierpnia 1935 roku wystartował maraton Transcontinental Roller Derby, którego publiczność liczyła dwadzieścia tysięcy osób. Ideą imprezy było pokonanie dystansu trzech tysięcy mil (odległość łącząca Los Angeles z Nowym Jorkiem) w dwuosobowych, mieszanych zespołach.
Na torze mógł przebywać tylko jeden członek teamu, który zaliczał kolejne mile, podczas gdy jego partner spał, by po odpoczynku wrócić na tor. Impreza zakończyła się 22 września. Do mety dojechało dziewięć, spośród dwudziestu pięciu zespołów, które stanęły na linii startu.
Pojawienie się kobiet rywalizujących ze sobą w sporcie, zmieniło zupełnie jego oblicze. Teraz nie chodziło jedynie o męską siłę i wytrzymałość, ale także inteligencję i spryt. Jednak w tamtych czasach obecność kobiet na torze wykluczyła uznanie roller derby jako dyscypliny sportowej. Zmagania wrotkarek traktowano jako show – ciekawe widowisko.
Tymczasem Leo Seltzer wyczuł, że to właśnie w płci pięknej jest ukryta broń i to ich przepychanki na torze wywołują największe zainteresowanie. Stworzył pierwszą drużynę roller derby, z którą przemierzał Stany Zjednoczone. W zespole znaleźli się też mężczyźni, chociaż wiadomo było, że to nie oni nadają ton rozgrywkom. Siła kobiet była swego rodzaju dopingiem dla ludzi zmęczonych kryzysem. W 1937 roku, podczas podróży autobusem, drużyna Seltzera miała wypadek w wyniku którego zginęło dziewiętnaście osób z ekipy, w tym kilka zawodniczek. Na ich cześć, do dziś żadna dziewczyna nie jeździ z numerem jeden. Solidarność to jedna z tych zasad, które wrotkarki rozumieją, jak nikt inny.
W latach 40. roller derby nadal święciło triumfy. Podobnie w kolejnej dekadzie, zwłaszcza po tym jak Marilyn Monroe wystąpiła u boku Mickeya Rooneya w filmie „Błyskawica”. Rooney zagrał w nim Johnny’ego – chłopaka, który ucieka z sierocińca i zostaje mistrzem wyścigów roller derby.
Monroe wcieliła się w rolę Polly, która zakochuje się w Johnnym, ale widzi w nim jedynie gwiazdę toru wrotkarskiego.
Po chwilowym spadku zainteresowania tym sportem, jego popularność wróciła w latach 60., a rozkręciła na dobre w 70. Roller derby stało się bardziej widowiskowe, a wysoka oglądalność tego sportu przyciągała sponsorów i reklamodawców. Zawodniczki stawały się gwiazdami, których twarze zdobiły okładki czasopism. Były uwielbiane.
Amerykanie dopingowali ich widowiskową walkę na torach, a prasa drukowana podsycała nastroje kibiców, unosząc relacje między zawodniczkami do poziomu prawdziwej walki, wyolbrzymiając i przerysowując zachowania i interakcje gwiazd tego sportu. Z końcem ósmej dekady skończyły się wielkie dni roller derby, a większość klubów wrotkarskich zbankrutowała, by odrodzić się dopiero na początku obecnego stulecia. Najpierw w Stanach Zjednoczonych, potem w Kanadzie, a następnie Niemczech, Wielkiej Brytanii i Szwecji powstały profesjonalne drużyny wrotkarek. W 2005 roku w Stanach Zjednoczonych istniało już ponad sto dwadzieścia kobiecych drużyn.
W Polsce zaczęło się od marzeń do realizacji których pomocny okazał się serwis You Tube, na którym Wanda Granda mogła podpatrzeć rockandrollowy świat roller derby. W międzyczasie powstała w Poznaniu drużyna Bad to the Bone, wkrótce potem przyszedł czas na Warsaw Hellcats Roller Girls. Dziś drużyny wrotkarek ćwiczą także w Szczecinie i Wrocławiu.
O co w tym chodzi?
Rozgrywki roller derby to kilka dwuminutowych wyścigów po owalnym torze, które wypełniają dwie 30-minutowe rundy i w których startują dwie drużyny . Zasady są proste: zawodniczka w kasku z gwiazdą (ścigaczka, a po angielsku „jammer”), która startuje z ostatniej pozycji, ma za zadanie wyprzedzić jak najwięcej obrończyń (blocker) drużyny przeciwnej. Obrończynie mają nie tylko nie dopuścić do wyminięcia ich przez jammerkę rywali, ale także utorować drogę swojej ścigaczce. Za każdą wyminiętą blockerkę drużyna otrzymuje jeden punkt. Na czele każdego z zespołów jedzie prowadząca (pivot), która wyróżnia się kaskiem w paski. To ona nadaje tempo wyścigom. Widowiskowość roller derby podkręcają sposoby, którymi bronią blockerki. W tym celu wykorzystują one biodra, ramiona oraz przednią część ciała. Zabronione są takie ruchy jak popychanie, łapanie, bicie, podstawianie nóg, zatrzymywanie, ciągnięcie za włosy czy blokady plecami. Legendarne stały się przejazdy Gwen „Skinny Minnie" Miller, która potrafiła z zaskoczenia
przemknąć rywalce… między nogami!
Oczywiście, zdarzają się kolizje, na które wręcz czekają zagorzali kibice sportu. Zawodniczki to jednak twarde kobiety, które śmieją się, że każdy z ich siniaków to nowe trofeum. - Im siniak jest większy, tym fajniejszy” – mówią członkinie Warsaw Hellcats Roller Girls. – Gorzej jest z poważniejszymi kontuzjami, jak np. skręcone kostki.
Po każdym meczu jego wszystkie uczestniczki przejeżdżają przez tor i przybijają sobie piątki. Na koniec idą razem na wielkie after party. Tu już nie ma podziału na drużyny. Liczy się tylko dobra zabawa i przyjaźń, o którą nie trudno – wszystkie żyją w tym samym świecie. Świecie roller derby.
Karolina Karbownik/(gabi)/WP Kobieta