Blisko ludziTomek był pilotem. Łukasz, jego syn, też nim został. "Cała ta historia była zapisana w górze"

Tomek był pilotem. Łukasz, jego syn, też nim został. "Cała ta historia była zapisana w górze"

Tata Łukasza był pilotem. Zginął w katastrofie samolotu Iryda, w 1996 r. W domu została po nim gablota pełna składanych modeli samolotów. Łukasz, gdy ojca zabrakło, miał niecałe pół roczku. Ale gdy dorósł, tak jak tata, został pilotem.

Tomek był pilotem. Łukasz, jego syn, też nim został. "Cała ta historia była zapisana w górze"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | fundacja dorastaj z nami
Małgorzata Gołota

22.06.2018 | aktual.: 10.07.2018 14:58

Małgorzata Gołota, Wirtualna Polska: "Kiedy jestem w górze, czuję, że tata jest ze mną i pomaga mi" – powiedział pan kiedyś w rozmowie z Fundacją Dorastaj z Nami. Bardzo pan za nim tęskni?
*Łukasz Chudzik: *Ciężko znaleźć na to pytanie odpowiedź. Ja właściwie nie wiem jak to jest mieć ojca. Kiedy tata zginął, nie miałem skończonych nawet sześciu miesięcy życia. Byłem niemowlęciem. Mama nigdy nie związała się z innym mężczyzną. Całkowicie oddała się wychowaniu mnie i moich dwóch sióstr. A obecność taty w domu, odkąd pamiętam, podkreślały modele samolotów.

I stąd ta lotnicza pasja?
Podobało mi się to wszystko, co w domu było pod ręką, te kolorowe modele szczególnie. Choć oczywiście na początku to były takie chłopięce zabawy, dziecięce hobby.

Mnie wtedy słowo "tata" kojarzyło się właśnie głównie z jego zawodem, tata to był przede wszystkim lotnik. W domu było pełno kaset z nagraniami z jego lotniczych zawodów. Często je oglądałem, w ten sposób go poznawałem.

Obraz
© Materiały prasowe | fundacja dorastaj z nami

W domu się o nim nie mówiło?
Mówiło się, przy każdym rodzinnym spotkaniu. Tyle, że ja nie miałem wiele do powiedzenia, przecież praktycznie go nie znałem. Ja na tych spotkaniach głównie słuchałem. I nadal tak jest. Moje dwie siostry, które pamiętają tatę z takiego zwykłego, codziennego i rodzinnego życia, dużo o nim wtedy mówią. Mówią na przykład, że był skupiony, zaczytany. A ja poprzez te ich opowieści staram się sobie to wszystko jakoś poukładać i zobrazować to, kim tata był prywatnie, jaką był osobą. One obie, kiedy doszło do wypadku, miały kolejno 10 i 8 lat. Mają sporo wspomnień.

Często organizujecie takie spotkania?
Zwykle w rocznicę śmierci taty, w jego urodziny. Jest wtedy tradycyjna msza święta w jego intencji. A potem organizujemy coś na kształt rodzinnego zjazdu, to dla nas okazja by się spotkać całą czwórką. To dla nas bardzo ważne, bo w tej chwili, na co dzień, każdy z nas – mama, ja i siostry – mieszkamy w innych miastach.

Wróćmy jeszcze do lotnictwa. Jak to dziecięce hobby wpłynęło na pana dalsze życie?
Świadomie, lotnictwem i samolotami, zacząłem się interesować, kiedy byłem w gimnazjum. Wtedy faktycznie czułem, że gdyby tata żył, mógłby mi pomóc, poradzić. Ale zamiast niego, na szczęście, radą i wsparciem służyli mi koledzy taty, też lotnicy. To dzięki rozmowom z nimi wiedziałem, do których przedmiotów w szkole powinienem się przyłożyć bardziej, a które sobie trochę odpuścić. Kiedy szedłem do liceum, miałem już wszystko przemyślane, miałem świadomość tego, czego chcę. Wiedziałem, że zrobię wszystko, co tylko mogę, by zostać pilotem.

Trudno mierzyć się z legendą ojca, świetnego lotnika, który zginął tragicznie?
Tata służył w latach 80. i 90. Dziś, jego postać, w środowisku lotników, przestała otaczać już atmosfera tragedii. Wszyscy wiedzą kim był, znają jego nazwisko, ale do katastrofy Irydy, w której tata zginął, doszło lata temu, jej echa do tej pory wybrzmiały już dość mocno. Legenda tragicznie zmarłego Tomka Chudzika nie jest już tak ogromna, jak była kilkanaście lat temu.

Obraz
© Materiały prasowe | fundacja dorastaj z nami

Ja sam ze strony otoczenia, nie czuję zresztą żadnej presji. Nikt nie oczekuje ode mnie, że będę genialnym lotnikiem, bo jestem synem Tomka Chudzika. Największe wymagania wobec mnie mam ja sam.

To znaczy?
Wiem, że tata był świetnym pilotem. I chciałbym mu kiedyś dorównać. Staram się jednak podchodzić do tego racjonalnie, bo ja przecież nie mam swoich umiejętności jak z nim skonfrontować. A kogoś, kogo nie ma, łatwo idealizować.

*Nie męczy to pana? *
Nie, bo nigdy nie chciałem z ojcem konkurować. Mam świadomość tego, że pracuję na własne nazwisko, na swoją historię i opinię. Jasne, że łatwiej byłoby, gdyby fizycznie był przy mnie, ale go nie ma i nic tego nie zmieni. I nie to, żebym był jakoś bardzo wierzącą osobą, ale wierzę, że tata trochę mi w realizowaniu marzeń pomaga, że czuwa nad tym z góry i że cała ta historia była zapisana gdzieś górze.

Łukasz Chudzik jest podopiecznym Fundacji Dorastaj z Nami, która wspiera dzieci osób poległych lub poszkodowanych na służbie.

Zobacz także #ojciecbohater:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)