Mariusz był strażakiem. Kiedy zginął, miał 31 lat. Dziś w jego ślady idzie córka
Mariusz Pasztetnik w chwili śmierci miał 31 lat, żonę i dwuletnią córeczkę. Był strażakiem. Zginął, gdy podczas akcji – mimo ekstremalnych warunków i znikomej ilości tlenu – próbował pomóc mężczyźnie uwięzionemu w płonącym mieszkaniu. Córka Mariusza, ojca nie pamięta wcale, ale tak jak on, chce być strażakiem.
*Julia Pasztetnik: *Wie pani, mama często mówi o tacie i o tym, jaki był. Mówi o nim i o jego codzienności. Często go wspominamy, we dwie, kiedy złapie nas taki nastrój. Z tych opowieści wyłania się człowiek kochany i dobry, bardzo odważny. To, jak zginął, jest tego najlepszym dowodem.
Małgorzata Gołota, Wirtualna Polska: Mówi to pani, jakby była z niego dumna.
Jestem. Sama marzę o tym, by zostać zawodowym strażakiem. Skłoniły mnie do tego właśnie opowieści o tacie. Od kilku lat już działam w Ochotniczej Straży Pożarnej. Kiedy tylko skończę osiemnaście lat, chcę się dalej rozwijać w tym kierunku, żeby móc kiedyś zająć się strażą zawodowo.
Pani mama straciła w płomieniach męża. Nie paraliżuje jej strach, że teraz mogłaby stracić także córkę?
Wiele osób obawiało się jej reakcji na taką moją decyzję, ja też się jej obawiałam. Ale mama do moich pasji jest bardzo dobrze nastawiona. Kibicuje mi, wspiera mnie, cieszy się ze wszystkich moich osiągnięć. Obawa, że historia się powtórzy i możliwość, że tak się stanie, jest zawsze, to jasne. Ale nie na wszystko w życiu mamy wpływ, a dla mamy najważniejsze jest chyba to, że realizuję swoje marzenia.
O tym, że chce zostać strażakiem, wiedziała pani od początku?
Służby mundurowe interesowały mnie od gimnazjum. Podobało mi się wojsko, straż – ze względu na tatę, i policja, bo policjantem jest mój ojczym. Ostatecznie padło na straż, i to już w pierwszej klasie. Koleżanki z OSP zaprosiły mnie wtedy do udziału w zawodach strażackich. Bardzo mi się spodobało, więc startowałam w kolejnych. To właśnie w OSP poznałam ludzi, którzy - jak się potem okazało – wcześniej znali też mojego tatę. Polubiliśmy się, dlatego stopniowo do remizy przychodziłam coraz częściej. Już nie tylko po to, żeby ćwiczyć przed zawodami, ale też żeby ich zwyczajnie odwiedzić, posiedzieć, pogadać, pomóc utrzymywać remizę w czystości.
Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Niedawno dostałam mundur galowy, jako członek OSP mogę w nim występować na różnych imprezach, pokazach. A kiedy, za kilka miesięcy, skończę osiemnaście lat, będę mogła robić znacznie więcej. Wtedy też rozpocznę kurs, po którym będę mogła jeździć do akcji. Tak, jak mój tata.
Myślę, że to jakiś rodzaj przeznaczenia. Że coś mnie w stronę straży pchnęło. I że tata ma z tym wiele wspólnego.
Trudno się żyje bez kogoś, z kim ma się tyle wspólnego?
Wie pani, ja na co dzień jego braku nie odczuwam, nie pamiętam go wcale. Od wielu lat tatę skutecznie zastępuje mi mój ojczym. Ten biologiczny ojciec jest dla mnie raczej pewną opowieścią. Zginął przecież w 2003 r., gdy miałam dwa latka. Tęsknota za nim, taka specyficzna, pojawiła się dopiero niedawno. Odczuwam ją zwłaszcza wtedy, kiedy odbywają się np. zawody imienia taty. Wtedy dociera do mnie, że wielu ludzi wie o moim tacie więcej, niż ja. I żałuję, że nie będę miała już okazji, żeby go poznać.
W domu o tacie nie rozmawiacie?
Pewnie, że rozmawiamy. Mama nigdy nie unikała tego tematu, wręcz przeciwnie, opowiadała mi o nim ogromnie dużo. Poznałam go dzięki niej. I dzięki młodszej siostrze taty, którą on - po przedwczesnej śmierci swojej mamy - przez jakiś czas praktycznie wychowywał.
Taką fizyczną pamiątką po tacie, jest wideo z wesela moich rodziców. Jako dziecko oglądałam je bardzo często, patrzyłam jak tata się zachowuje, w jaki sposób i co mówi. A potem zadawałam mamie masę pytań. To wideo to dla mnie klucz do postaci taty. Szkoda, że mam tylko jedno.
*Podobno tata, kiedy żył, nie lubił wyjeżdżać na dłużej. I bał się, że pani o nim zapomni. Dlatego zostawiał pani też kasety, na których wcześniej nagrywał swój głos. *
To prawda, to też bardzo ważna pamiątka. Te kasety tata przygotowywał przed wyjazdem do pracy w Niemczech. Nagrywał na nich piosenki, które grał na gitarze. I mówił do mnie.
*Co mówił? *
Mówił do mnie "Juleczko, córuniu…" i że mnie kocha.
Julia Pasztetnik od 2012 r. jest podopieczną Fundacji Dorastaj z Nami, która wspiera dzieci osób poległych lub poszkodowanych na służbie.
Zobacz także #ojciecbohater:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl