Trafiła z mężem do więzienia. Wyznaje, co spotkało jej syna
Dagmara Kaźmierska wydała książkę "Prawdziwa historia królowej życia", w której rozlicza się z przeszłością. Poniżej prezentujemy fragmenty publikacji.
26.11.2021 11:32
"We wrocławskim zakładzie karnym niektóre dziewczyny nazywały mnie "Księżniczką". Może dlatego, że w więzieniu raczej nikt nie chodzi w szpilkach i w futrach. A ja zawsze kochałam futra, złoto, ciuchy i buty. Nadal je kocham i kolekcjonuję.
Przestałam już wchodzić do mojej garderoby, bo nawet nie ma tam jak zrobić kroku, tyle tam szmat. Mecenas Honoratka Kruk, gdy zobaczyła mnie po raz pierwszy w areszcie, oniemiała. Miałam na sobie fioletowe futro z lisów, skórzane spodnie, na nogach niebotycznie wysokie szpile i w tym zestawie zapierdalałam w kółko po spacerniaku. "Tyle lat tu przychodzę, a pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam", śmiała się później Honoratka, kiedy się już zaprzyjaźniłyśmy.
Futro to był mój mały, prywatny luksus. Poszłam do więzienia w futrze i zawsze miałam je przy sobie. W celi spałam na nim i niezależnie od tego, jakie warunki panowały wokół mnie, kto spał na pryczy obok i gdzie chowały się więzienne pluskwy, futro pod głową musiało być zawsze. W areszcie futra, szpilki i bajery, ale do sądu zawsze przychodziłam ubrana skromnie, bo uważam, że należy ubierać się stosownie do okazji. Mogłam oczywiście włożyć, co chciałam, ale wyzywający strój byłby oznaką braku szacunku, a ja nie zamierzałam niczego manifestować, tak więc żadnej kusej spódniczki, dekoltów, odkrytych ramion. Biżuteria, choć tylko bardzo subtelna (bez tego nie można żyć, chociaż mini, mini, ale coś trzeba mieć). Dokładnie tak, jak nie lubię się ubierać w normalnym życiu.
Nie tylko ja wiedziałam, że bardzo mi to nie odpowiada. "Ale ty się męczysz!", śmiał się mój prawnik, kiedy widział, jak ubrałam się na rozprawę. "Nie nadaję się do tego. To nie jestem ja", tłumaczyłam, a moja mina mówiła sama za siebie. Te spódniczki za kolano, grzeczne bluzeczki po prostu mnie gryzły. Jeden, jedyny raz zrobiłam jednak wyjątek, jeśli chodzi o skromność w sądzie. Na pierwszą rozprawę, już kiedy siedziałam w areszcie, pojechałam naprawdę odwalona. Pomyślałam: "Trudno. I tak siedzę. I tak mnie nie wypuszczą. Wszystko mi jedno, co oni wszyscy o mnie pomyślą". I ubrałam się tak, żeby czuć się dobrze.
Temida może i jest ślepa, ale moja mama i znajomi nie. Wiedziałam, że jeśli bliscy zobaczą mnie zabiedzoną, załamaną, pęknie im serce. A do tego nie mogłam dopuścić. Bardzo chciałam, żeby zobaczyli taką Dagmarę, jaką znali do tej pory.
Przygotowałam się bardzo starannie. Do fioletowego futra dobrałam buty z piórami z koguta i cyrkoniami. Od Danki, koleżanki spod celi, pożyczyłam torebkę. Danka siedziała za przekręty bankowe. Zgarnęli ją podczas jednego z nich, gdy wychodziła z banku jako elegancka pani z markowym kuferkiem. A potem ten kuferek przydawał się na nasze "wielkie wyjścia" z pudła – czyli na rozprawy sądowe. Wysmarowałam się samoopalaczem, oczywiście tylko twarz, szyję, troszkę dekoltu i dłonie, bo to był towar deficytowy i trzeba było oszczędzać. Zrobiłam fryzurę, na koniec włożyłam ciemne okulary i w takim wydaniu udałam się przed oblicze sądu. Wchodzę na salę rozpraw. Wszyscy w szoku. Zrobiłam dokładnie takie wrażenie, jakie zamierzałam. Zachowałam kamienną twarz i pomyślałam: "Kochani. Nie mogłam was zawieść. Nawet w pudle będę waszą królową". Nawet nie musiałam mówić tego na głos".
Syn bardzo przeżył odsiadkę Dagmary Kaźmierskiej
"Kiedy mnie zamknęli, dla Conana zaczął się horror. Psychika siadła mu zupełnie. To, że ja sama byłam w więzieniu, to było nic. To jest w ogóle nieistotne. On przeżywał znacznie gorszy dramat i to przeze mnie. Już wcześniej, kiedy prowadziłam klub, nie miał łatwo, ale najgorsze przyszło, kiedy mnie zamknęli. Conan nie był przygotowany na to, że mnie zabraknie, bo wcześniej nie rozstawaliśmy się ani na moment. Conan nigdy nie obudził się, żeby mnie przy nim nie było. Nie znał tego uczucia, że mamy nie ma blisko.
Dlatego kiedy mnie zabrakło, nic nie mogło mu mnie zastąpić. Z więzienia pisałam do niego codziennie po kilka pocztówek, żeby wiedział, że cały czas sercem jestem blisko, że ciągle o nim myślę. A on cały czas nosił ze sobą te kartki starannie zapakowane. Nigdy się z nimi nie rozstawał. W szkole na ławce stawiał maskotki, które mu kupowałam, i nie pozwalał ich ruszyć. Dzień Matki okazał się dla niego zbyt trudny do przeżycia – przedstawienie w szkole, obecne wszystkie mamy, a on bidny sam… Z grzecznego chłopca zrobiło się "trudne dziecko". Dokuczał innym, nawet dziewczynkom. Dzieci nie chciały się z nim kolegować. Wiem, że wyżywał się na rówieśnikach za to, że nie było przy nim mamy. A oni nie pozostawali mu dłużni.
Ale przez te lata nigdy mi nie powiedział, że dzieje się coś złego. Conan nigdy się na nic nie skarżył i nadal nigdy nie powie, gdy coś jest nie tak. Być może to kwestia charakteru, a może zostało mu w głowie to, co zawsze mu wpajaliśmy – nie można być konfidentem, nie wolno donosić. Conan jest taki do dziś. Gdyby wdał się z kimś w bójkę, gdyby oberwał, nawet poważnie, za nic nie powiedziałby, kto go pobił i o co poszło. O tym, że w szkole nie zawsze miał słodko, dowiedziałam się po długim czasie. Okazało się, że ta sytuacja ciągnęła się wiele lat i zaczęła się, jeszcze zanim trafiłam do więzienia. Dzieciaki śmiały
się z Conana, że jego mama jest dziwką, a tata siedzi w więzieniu. Mówiły, że wcale nie prowadzę klubu, tylko w nim pracuję. A Conan, kiedy to słyszał, stawał w mojej obronie i rzucał się z pięściami na każdego, kto mówił o mnie źle. Kilka razy podejrzewałam, że coś niedobrego dzieje się z moim synem. Pytałam Conana, czy z kimś się pokłócił, czy ktoś mu dokucza. Ale nigdy niczego się nie dowiedziałam. Pytany o kłótnie i konflikty, Conan za każdym razem milczał albo wszystkiemu zaprzeczał. Wdawał się w bójki, ale nigdy nie tłumaczył dlaczego. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, tylko spuszczał głowę i nic nie mówił. "Synku, dlaczego się biłeś?", pytałam. "Nie wiem, mamo", odpowiadał i patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi oczyskami, a mi pękało serce. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak. Kiedy poszłam za kraty, sytuacja jeszcze bardziej się zaostrzyła.
Conan oboje rodziców miał w więzieniu. Ojciec i matka siedzieli – kto może się pochwalić taką rodziną? Wszystko było tym trudniejsze, że nie byłam w Kotlinie osobą anonimową. Ludzie mnie znali, wiedzieli, że mam klub, a gdy stanęłam przed sądem, stałam się lokalną towarzyską sensacją".