Trener tłumaczy się z pobicia dziewczyny. "Gdybym to zrobił, Kasia by nie żyła"
26-letnia Katarzyna Dziedzic oskarżyła byłego partnera o brutalne pobicie. Mężczyzna jest znanym trenerem osobistym z Gdańska. Po medialnych wypowiedziach kobiety, przedstawił swoją wersję wydarzeń. Ta znacząco różni się od opowieści Katarzyny.
16.04.2018 | aktual.: 16.04.2018 16:28
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Powiem, jak było"
– Nazywacie mnie państwo zwyrolem, damskim bokserem, trenerem-patolem. Media nie zostawiają na mnie suchej nitki. Postanowiłem opowiedzieć swoją wersję wydarzeń – mówi na ponad 20-minutowym nagraniu Miłosz Pawłowski. Podkreśla, że nigdy się nad Kasią nie znęcał i byli szczęśliwą parą. Jak twierdzi, ich związek zaczął rozpadać się z powodu depresji Katarzyny. Feralnego sobotniego wieczoru kobieta miała być na skraju załamania.
– Wróciłem z pracy, ona leżała w sypialni. Była obrażona. Usiadłem w salonie, żeby popracować – relacjonuje Miłosz. – Po pół godzinie usłyszałem trzaskanie szafkami. Potem Kasia stanęła spakowana w drzwiach. Powiedziała, że jedzie do domu – dodaje. Trener nie protestował – twierdzi, że widział w tym wyjeździe szansę na poprawę stanu Katarzyny. Kiedy opuściła mieszkanie, wrócił do pracy. – Wkrótce zaczęła wydzwaniać. Histeryzowała. Poprosiłem, żeby zadzwoniła, jak się uspokoi – opowiada. – Po godzinie wróciła, mówiąc, że źle się poczuła – twierdzi mężczyzna.
Według relacji Pawłowskiego, po przekroczeniu progu mieszkania, kobieta wyciągnęła butelkę z alkoholem i zamknęła się w sypialni. Po wypiciu całej zawartości, wyszła i po prostu wyrwała mu z ręki telefon. – Pobiegła do łazienki. I wtedy upadła – relacjonuje trener. Twierdzi, że Katarzyna leżała na podłodze. – Histeryzowała. Nie wiedziałem, że coś się jej stało. Powiedziałem, że jest nienormalna i wróciłem do salonu – podkreśla.
"Brzydzę się przemocą"
Jak mówi, nie minęła chwila, a jego była już partnerka zaczęła krzyczeć: "Co ty mi zrobiłeś? Jak ja przez ciebie wyglądam?". – Zaczęła dzwonić do brata, który ma kontakty ze światkiem przestępczym – wyjaśnia Miłosz, przekonując, że musiał wtedy wyjść z mieszkania. Pawłowski wsiadł do auta i jeździł po mieście. Ostatecznie zaparkował przed komisariatem i udał się do przyjaciół. Rano odebrał SMS-a z policji z prośbą o stawienie się na komisariacie i spokojnie udał się na komendę, gdzie spędził "najgorsze 24 godziny z żulami".
Z relacji Katarzyny wynika, że partner złapał ją za ręce i nogi i rzucił nią o podłogę łazienki. Po wszystkim zostawił ją całą we krwi i uciekł. W rozmowie z WP Kobieta przekonywała, że wcześniej już się nad nią znęcał i był znany policji z agresywnego zachowania. Policja po przyjeździe na miejsce zdarzenia, zawiadomiła pogotowie. Ze szpitalnych dokumentów wynika, że kobieta miała złamany nos i rozcięty łuk brwiowy. Jak przekonuje podejrzany, to tzw. obrażenia mechaniczne i on za nie nie odpowiada.
– Gdybym ja jej to zrobił, w najlepszym wypadku Kasia leżałaby przez kilka dni w szpitalu, a ja byłbym w więzieniu. W najgorszym, ona by nie żyła – zaznacza. Dodaje, że w przeszłości groził byłej żonie, ale robił to pod wpływem emocji - walczyli o dzieci. Podkreśla, że brzydzi się przemocą. Wkrótce wraca do pracy. Chwali się, że po nagłośnieniu sprawy stracił tylko trzech klientów i tylko z "komercyjnych powodów".