Blisko ludziUcieczka Moniki Kern, czyli najgłośniejszy mezalians III RP

Ucieczka Moniki Kern, czyli najgłośniejszy mezalians III RP

Gdyby ta historia wydarzyła się dzisiaj, tabloidy i plotkarskie portale na pewno uczyniłyby z Moniki Kern celebrytkę. 23 lata temu siła mediów była znacznie słabsza, a i tak cała Polska żyła ucieczką nastoletniej córki prominentnego polityka, która postanowiła kierować się głosem serca.

Ucieczka Moniki Kern, czyli najgłośniejszy mezalians III RP
Źródło zdjęć: © Eastnews

23.09.2015 | aktual.: 23.09.2015 13:10

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gdyby ta historia wydarzyła się dzisiaj, tabloidy i plotkarskie portale na pewno uczyniłyby z Moniki Kern celebrytkę. 23 lata temu siła mediów była znacznie słabsza, a i tak cała Polska żyła ucieczką nastoletniej córki prominentnego polityka, która postanowiła kierować się głosem serca. „Złym bohaterem” stał się natomiast jej ojciec wykorzystujący wszystkie wpływy, by sprowadzić dziecko do domu i zniszczyć rodzinę narzeczonego. Dziś wiemy, że ta opowieść nie była tak romantyczna. Minęły 22 lata, odkąd na ekrany polskich kin wszedł film Marka Piwowskiego „Uprowadzenie Agaty”.

Jego bohaterem jest Cygan, który na stacji benzynowej poznaje Agatę, córkę prominentnego polityka. Młodzi ludzie zakochują się w sobie, ale rodzice dziewczyny nie zgadzają się na ten związek. Ojciec Agaty uruchamia znajomości, w wyniku czego córka zostaje zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, a chłopak ścigany jest przez policję. Udaje im się jednak uciec. Postanawiają wziąć cygański ślub, gdzie gośćmi jest gromada bezdomnych. Chcą też zawrzeć braterstwo krwi, ale gdy Cygan wyciąga nóż do nacięcia palców, zostaje zastrzelony przez policyjnego snajpera.

Dla widzów nie było tajemnicą, że scenarzyści „Uprowadzenia Agaty” inspirowali się historią, którą żyła wówczas cała Polska, czyli romansem i ucieczką Moniki Kern, córki Andrzeja Kerna, ówczesnego wicemarszałka Sejmu. Film powstał w błyskawicznym tempie, a wielu obserwatorów polskiej polityki lat 90. sugerowało, że nakręcono go na zamówienie, by zdyskredytować Kerna. Wicemarszałek został wówczas na zawsze wyeliminowany z życia politycznego.

Marek Piwowski niechętnie wypowiada się na temat „Uprowadzenia Agaty”, a po latach film broni się tylko świetną muzyką Seweryna Krajewskiego. Także prawdziwa bohaterka tej historii - Monika Kern, krytycznie ocenia dziś swoje ówczesne wybryki. - Jedyną miłością, która w tej historii jest prawdziwa, to bezgraniczna, absolutna miłość ojca do niedoświadczonej i zdezorientowanej szesnastolatki - przyznaje.

Nieopierzona miłość

Na początku lat 90. Andrzej Kern był bardzo ważną postacią polskiej polityki i zasłużonym działaczem opozycji w czasach PRL. Już w 1956 roku współtworzył antykomunistyczny Związek Młodych Demokratów. W 1980 roku doradzał „Solidarności”, za co internowano go po wprowadzeniu stanu wojennego. Bronił wielu oskarżonych w procesach politycznych. W 1990 roku współtworzył Porozumienie Centrum, a w Sejmie I kadencji został wicemarszałkiem.

Jedyna córka Monika była jego oczkiem w głowie. Gdy się urodziła, napisał wierszyk: „Pozdrowiona bądź maleńka Moniko/Na swoją drogę/Od nikąd donikąd...”. Szybko okazało się, że dziewczynka rzeczywiście lubi szukać własnej drogi. Choć w domu niczego jej nie brakowało, uczyła się w renomowanym liceum, a wakacje spędzała u rodziny w Szwajcarii, jako nastolatka zaczęła buntować się przeciwko normom narzucanym przez rodziców. Bunt sięgnął zenitu, gdy na imprezie sylwestrowej w 1991 roku poznała Macieja Malisiewicza, syna właścicieli łódzkiej pizzerii.

- To była moja pierwsza nieopierzona miłość. Imponowało mi, że był pięć lat starszy. Mama Macieja przedstawiła mi się jako choreograf, tancerka (co nie do końca było prawdą), a ja byłam wtedy zachłyśnięta tańcem. Podobał mi się ich dom, taki luz blues. W moim domu byłam stale wypytywana, dokąd idę, kiedy wrócę. Od matki Macieja słyszałam, że skoro za chwilę będę miała 17 lat, to mogę robić, co mi się podoba i nikt nie ma prawa w to ingerować - wspomina Monika Kern.
„Nakręcana” przez rodziców chłopaka nastolatka coraz bardziej angażowała się w związek z Maciejem, opuszczając lekcje i przynosząc do domu kiepskie oceny, co wywoływało rosnące zaniepokojenie rodziców.

Telewizyjny apel

W maju 1992 roku Kernowie postanowili zwrócić się o pomoc do specjalistów, choć zrobili to w sposób mocno kontrowersyjny. Monika została zabrana z lekcji przez ekipę karetki pogotowia i zawieziona do kliniki psychiatrycznej. Korzystając z chwili nieuwagi opiekunów, zadzwoniła do matki Malisiewicza, która pojawiła się przed szpitalem, wywołując zbiegowisko i krzycząc: Zabierzcie im to dziecko.

Rodzice, zgodnie z zaleceniami psychologa, postanowili odizolować córkę od otoczenia i wywieźli ją na działkę pod Łodzią, gdzie przebywała pod opieką babci. 10 czerwca pojawił się tam biały maluch, z którego wysiadł ukochany Maciek. Wytłumaczył dziewczynie, że nie może bez niej żyć i chce zabrać ją w bezpieczne miejsce. Monika bez wahania wskoczyła do samochodu. Pojechali do Częstochowy, po drodze zabierając matkę Malisiewicza. Para schroniła się w domu biznesmena Janusza Baranowskiego.

Kernowie byli przerażeni. Zgłosili sprawę na policję i przez blisko dwa tygodnie bezskutecznie poszukiwali córki. 29 czerwca Andrzej Kern wygłosił w telewizji przemówienie, w którym informował o porwaniu i przetrzymywaniu Moniki oraz zaapelował o pomoc w jej odnalezieniu. Historia trafiła na czołówki gazet.
Wystąpienie ojca obejrzała też Monika. - Byłam w szoku. Nie myślałam wtedy, że to możliwe, że zrobi się taki dym. Pamiętam, że nie mogłam zrozumieć, co się stało. Tak jakbym oglądała swoje życie oczami obcej osoby. Budził mnie w nocy strach przed rodzicami, czułam że coś jest nie tak. Ale po pierwsze nie rozumiałam, co się dzieje, po drugie nie miałam z kim o tym porozmawiać - opowiada.

Taniec z Urbanem

Opinia publiczna trzymała stronę Moniki i Michała, widząc w nich romantyczną parę, która próbuje pokonać liczne przeszkody na drodze do szczęścia. Kibicowało im także większość gazet, w których ukazywały się reportaże prezentujące „dobrych” Malisiewiczów i „złego” polityka, niechcącego przyjąć ich syna do rodziny, wykorzystującego wpływy i bezwzględnie walczącego o kontrolę nad córką.
W prasie ukazywały się także listy od Moniki, w których skarżyła się na rodziców, zarzucając im m.in. bicie. - Myśli pani, że ja to pisałam samodzielnie? To była gigantyczna manipulacja. W pisaniu listów brał udział Baranowski - mówiła po latach w jednym z wywiadów.

Pod koniec czerwca 1993 roku, kilka dni po 18. urodzinach, wzięła ślub w łódzkiej bazylice. Ceremonię organizowali oczywiście rodzice Malisiewicza. Pod kościołem pojawiły się ogromne tłumy, zabrakło tylko rodziców Moniki. Huczne wesele dla 300 osób odbyło się w jednej z łódzkich dyskotek. Z panną młodą tańczył m.in. Jerzy Urban, co jednoznacznie sugerowało polityczny podtekst całej sprawy.
- Jego obecność na weselu nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Natomiast wrażenie na wszystkich zrobiła moja suknia, która była wierną kopią tej z utworu pod tytułem November Rain zespołu Guns N’Roses" - tłumaczyła Monika.

Spuszczona kurtyna

Małżeństwo przetrwało tylko kilka miesięcy, a skruszona Monika wróciła do rodzinnego domu. - Położył mnie brak doświadczenia, dziecięca naiwność - przyznaje. Popularność szalonego romansu młodych ludzi chciała wykorzystać matka Michała, która jesienią 1993 roku wystartowała w wyborach do Senatu. Jej hasło brzmiało „Niech prawo zawsze znaczy prawo”, a program koncentrował się głównie na krytyce Andrzeja Kerna. Zagłosowało na nią blisko 36 tys. osób, ale to nie wystarczyło, by pokonać rywali.

Dziś Izabela Malisiewicz-Gąsior unika rozgłosu, podobnie jak jej syn, który pod koniec lat 90. trenował jeździectwo i prowadził agencję reklamową, ale później podobno zmienił nazwisko, wyprowadził się z Łodzi i słuch po nim zaginął. Monika skończyła prawo i pracuje na kierowniczych stanowiskach w łódzkich spółkach miejskich. - Teraz z perspektywy czasu ten cały cyrk z początku lat 90. wygląda tak, jakby ktoś odegrał przed całą Polską przedstawienie, a kiedy było już po wszystkim - zdjął kostiumy, odwiesił je na wieszak i spuścił kurtynę - wspomina.

To „przedstawienie”, a zwłaszcza medialna nagonka zniszczyły karierę publiczną Andrzeja Kerna, który już nigdy nie wrócił do wielkiej polityki. Zmarł w 2007 roku.
- Moja niedojrzałość, brak rozeznania sytuacji i głupota w tamtym czasie sprawiły, że wpakowałam ojca w sytuację, którą niektórzy ludzie wykorzystali, by załatwić najuczciwszego człowieka pod słońcem, jakiego znałam - stwierdziła po latach Monika Kern.

Rafał Natorski/(rn)/(kg), WP Kobieta

_ Korzystałem z artykułu Agnieszki Rybak „Najłatwiej zabić gazetą”, który ukazał się w magazynie „Plus Minus”. Cytaty pochodzą z wywiadów z Moniką Kern, opublikowanych w „Newsweeku” i „Dzienniku Łódzkim”_

Komentarze (24)